Poniższy quasi-wywiad powstał w 2015 roku, kiedy startował blog NoirCafe.pl. Każdy z redaktorów, który miał swój udział w tym przedsięwzięciu odpowiedział na pytania w ankiecie. Miał powstać cykl wywiadów, mający na celu przybliżenie czytelnikom autorów. Tekst nigdy nie został opublikowany, aczkolwiek od tamtego czasu niewiele się zmieniło.
- Kiedy nie piszę, najczęściej…
Czytam. A w przerwach między czytaniem a czytaniem idę na kilka godzin do pracy, aby zarobić pieniądze na książki i móc czytać dalej. Gram też na gitarze, ale bez większych ambicji w tym kierunku. Kiedy pogoda na to pozwala lubię jeździć na rowerze, czasami obejrzę jakiś film, choć ostatnio rzadko który mi się podoba. Nie wiem, czy kino staje się coraz bardziej nędzne, czy wyrobiłem w sobie jakiś wypaczony gust. Od czasu do czasu wychodzę gdzieś z kolegami. Generalnie nie jestem „duszą towarzystwa”, raczej pielęgnuję znajomości z kilkoma osobami, ale takimi, na których się nie zawiodę. Czasami odwiedzam moją ukochaną chrześnicę, do której mam olbrzymią słabość. Cały czas towarzyszy mi muzyka Metalliki a ostatnio zaczynam się coraz bardziej przekonywać do Slayera. Towarzyszy mi też Jimi Hendrix i trochę starego polskiego rocka.
- Dlaczego piszesz o czyjejś pracy, a nie tworzysz własnych?
Inni po prostu robią to lepiej. Nie jest tak, że nigdy nie próbowałem. Miałem nawet kilka podejść do poezji (w przypadku moich tworów „poezja” to zbyt wielkie słowo) ale mój zmysł estetyki za bardzo się buntował przeciw temu, co skleciłem. Był tam jakiś sens, coś do przekazania, ale miałem skłonność do przeintelektualizowania tematu, a co ważniejsze – nie potrafię układać pięknych zdań. Wychodziły mi zbyt „kanciaste”. Jedno muszę jednak przyznać i mogę polecić każdemu – pisanie, przelewanie na papier swoich myśli, bólu i buntu (cały czas się buntuję) ma właściwości oczyszczające. Przynosi spokój. Wciąż zdarza mi się pisywać, ale tylko w celu werbalizacji obaw, lęków i sprzeciwu wobec tego, co mnie boli. Nie pokazuję tego nikomu.
- Czy jest jakiś film lub powieść, która odmienił Twoje życie, poglądy lub sposób postrzegania?
Nie będę się dłużej rozwodził nad ważnymi dla mnie dziełami, tylko podam tytuły; myślę, że one wystarczą. Nie wykluczam, że poświęcę kiedyś czas na napisanie nich kilku słów więcej:
– poezja Miłosza, Szymborskiej, Herberta, Różewicza
– T.S. Eliot, jego wiersze i eseje
– Marek Aureliusz, Rozmyślania (do siebie samego)
– Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow
– Albert Camus, Dżuma, Obcy, Upadek oraz jego eseje z Mitem Syzyfa na czele
– Richard Dawkins, Bóg urojony
– William Shakespeare, Hamlet, Makbet, Wiele hałasu o nic, Kupiec Wenecki, Burza,
– Immanuel Kant, Uzasadnienie metafizyki moralności
– Sergio Kokis, Mistrz gry
- Która gałąź kultury fascynuje Cię najbardziej, a która jest Ci kompletnie obojętna?
Oczywiście to literatura mnie fascynuje najbardziej. Jest to moja wielka namiętność i nie mogę sobie bez niej wyobrazić życia. Lubię też malarstwo Blake`a (jego poezję również) oraz Salvadora Dali. Nigdy mnie nie interesowało rzeźbiarstwo czy opera. Nie wiem, czy opera to odrębna gałąź kultury czy może część muzyki, ale nie przypadły mi do gustu panie śpiewające wysokim głosem i panowie basem. W tej kategorii jestem całkowitym profanem. Nie rozumiem też tak zwanej sztuki nowoczesnej typu, np. genitalia na krzyżu albo performance w którym kobieta-artystka pozwala obcym ludziom robić z sobą, cokolwiek zechcą. Przypominam sobie pewną sytuację. Kiedy jeszcze studiowałem w Lublinie byłem z koleżanką na jakiejś wystawie sztuki współczesnej. Nie pamiętam o czym ona dokładnie była ale pamiętam, że kompletnie do mnie nie przemawiała, nie potrafiłem odczytać dziwacznych instalacji i sekwencji wideo. Wpadliśmy na pomysł, aby przyjść następnego dnia z kamerą i rzucić na ziemię zużytą chusteczkę do nosa, ogrodzić ją szarfami i podając się za dziennikarzy pytać ludzi zgromadzonych na wystawie o to, jaki ich zdaniem zamysł miał artysta, tworząc takie „dzieło”. Jestem głęboko przekonany o tym, że większość ludzi nie chcąc się przyznać do tego, że może nie rozumieją sztuki, zaczęłoby wymyślać na poczekaniu jakiś ukryty sens tam, gdzie go nie ma. Myślę, że dzisiaj strach przed przyznaniem się do tego, że współczesna sztuka, która jest dla mnie po prostu dziwaczna, nie znajduje się ze zrozumieniem jest większy niż przed zbłaźnieniem się znajdując głęboką toń w płytkiej wodzie.
- Jaki film, książkę i płytę zabrał(a)byś na bezludną wyspę?
To jest trudne pytanie. Biorąc pod uwagę, że byłaby by to całkowita izolacja od świata i ludzi, samotność totalna to może Rozmyślania Marka Aureliusza. Stoicyzm może w takiej sytuacji mieć moc ocalającą. Dla duszy i rozumu. Zabrałbym też ze sobą album Master of puppets Metalliki. Arcydzieło. Chociaż zaraz, na bezludnej wyspie nie ma prądu, więc nie mógłbym odsłuchać płyty i chyba na samą myśl o tym bym zwariował. Więc nie. Zostanę tylko z Aureliuszem.
- Jakie wydarzenie publiczne działa Ci na nerwy, a jakie wzbudziło Twoje zaciekawienie?
Sięgając do niedawnych wydarzeń mogę wskazać, że wydarzeniem takim była kolejna już ściepa narodowa pod szyldem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jest to świetne, bo pokazuje, że nie jesteśmy obojętni na cierpienie innych, że mamy potrzebę pomocy słabszym. To przywraca wiarę w ludzi. Z drugiej strony przyprawia o ciarki, bo w państwie, które działa poprawnie taka akcja nie miałaby racji istnienia. Wszyscy, którzy wrzucili pieniądze do puszki wyręczyli państwo, które powinno dbać o swoich obywateli i kupować sprzęt medyczny. Jak to możliwe, że aparatura lecznicza jest finansowana bezpośrednio z kieszeni ludzi, którzy płacą podatki na ten właśnie sprzęt? A co gorsza, biorąc pod uwagę to, jak rząd nie radzi sobie ze służbą zdrowia może niedługo okazać się, że szpitale będą upadały ze względu na długi i przechodziły w ręce prywatnych przedsiębiorców, którzy otworzą prywatne kliniki i ten sprzęt, który został zakupiony za nasze pieniądze nie będzie leczył tych, z myślą o których został zakupiony ale zamożnych ludzi, którzy będą mieli pieniądze na to, aby pozwolić sobie na prywatne leczenie.
- Czy Twoim zdaniem sztuka może zmienić człowieka? Jeśli tak, to na gorsze czy na lepsze?
Jestem mocno przekonany o tym, że sztuka ma moc terapeutyczną, wychowawczą, może być kompasem moralnym w każdym czasie. Sztuka odpowiada też na naturalną potrzebę piękna. Odróżnia nas od zwierząt. Dobra i wartościowa literatura (pisana dalej z szacunkiem Wielką Literą: „Literatura”) jest przewodnikiem, wskazuje wartości, a poezja, jak twierdził Miłosz potrafi zbawiać narody i ludzi. Twierdzi się, i moim zdaniem słusznie, że u Szekspira było wszystko, w jego twórczości znajdziemy wszystkie aspekty życia, możemy odczytać tajemnicę istnienia. Książki nie pozwolą nam być samotnymi i zdanymi jedynie na siebie. Okazuje się szybko, że problemy, które nas nawiedzają były już kiedyś opisane, a to tworzy wspólnotę wszystkich ludzi, którzy już kiedyś żyli, żyją teraz i przyjdą po nas. Literatura pełni funkcję wychowawczą. Wspomniałem wcześniej, że towarzyszy mi stale poezja Miłosza, Herberta i Szymborskiej. Miłosz jest surowym ojcem, który z jednej strony poucza, ale nie dogmatyzuje, który wskazuje jak ważna jest sprawiedliwość i prawdę oraz wrażliwość na cierpienie innych. Szymborska jest jak babcia, która swoim wnukom tłumaczy w ich języku dziecięcego zachwytu i zdumienia cudowność i wyjątkowość życia w skali kosmosu. Herbert natomiast jest nauczycielem po trochu etyki antycznej a po trochu literatury i historii. Wyjaśnia, że ocalić nas może tylko piękno (harmonijne) i cnota w starożytnym znaczeniu virtus i wskazuje, że odpowiedź na problemy znajduje się w przeszłości, w kulturze Grecji i Rzymu, z której się wywodzimy. Odnosi się do pojęcia kalos kai agathos, ale w ujęciu Sokratejskim, który twierdził, że dobre zawsze jest piękne ale piękne nie zawsze jest dobre. Literatura estetyzująca, nakierowana jedynie na doskonałość formalną jest jak wydmuszka, pięknie pudełko opakowane w draperie, ale puste w środku. Dobrze określa to zarzut Mickiewicza wobec poezji Słowackiego: „Katedra piękna, ale brak w niej Boga”. Sztuka i kultura muszą stać na straży wartości. Sztuka powinna być prosta (nie znaczy to, że prostacka), trafiać do jak największej liczby odbiorców. Jak pisał Miłosz w traktacie poetyckim: „Mowa rodzinna niechaj będzie prosta” i dalej: „Nie może być mowa obrazem i niczym więcej”. Z jednej strony poezja musi być przystępna ale też musi nieść ze sobą sens, myśl. Z literatury możemy też dowiedzieć się, kim jesteśmy. Pokazuje nam światy, które nie są naszymi światami, ale które warto poznać, aby lepiej zrozumieć samych siebie. Literatura to językowy wyraz naszej egzystencji. Geniuszem w czynieniu sztuki przystępnej ludziom był Szekspir. Stworzył nieśmiertelne dzieła, które pozostają aktualne do dzisiaj i opisywał wydarzenia, postawy ludzkie i emocje, których świadkami jesteśmy również dzisiaj. Nie zapominajmy, że tworzył on tak naprawdę sztukę popularną (populus – łac. lud, gawiedź), przeznaczoną dla teatrów, które w Anglii XVI wieku były źródłem rozrywki dla gminu. Dramaturg potrafił doskonale łączyć tematy poważne, pytania o sens życia, władzy, siłę pieniądza, zawiści, okrucieństwa, a zatem o istotę człowieczeństwa i łączyć je swobodnie z humorem, bardzo często rubasznym, a pamiętać trzeba, że seks był tematem zakazanym. Ale przypomnijmy sobie scenę z Hamleta, kiedy przed przedstawieniem teatralnym przygotowanym przez księcia dla swego stryja Klaudiusza w celu zdemaskowania uzurpatora i mordercy swego brata, atmosfera gęstnieje z minuty na minutę, oczekujemy na jakiś wybuch, konfrontację, a tu Hamlet prowadzi dwuznaczny dialog z Ofelią. Pyta ją, czy może położyć się na jej łonie, bo „it`s a fair thought to ly between maids legs”, dopiero na wyraźny sprzeciw Ofelii wobec jego obcesowości wyjaśnia, że chciał spocząć u jej stóp i oprzeć głowę o jej brzuch. Albo jest scena w Makbecie kiedy po nocy, w której bohater utworu zabija króla Duncana przyjeżdża jego orszak i otwiera im odźwierny tłumacząc przy okazji, jakie właściwości ma alkohol, tj. wzmaga chęci a odbiera sposób, nie mówiąc o pojęciu stworzonym przez Szekspira, które weszło do powszechnego użycia: „dwuplecy potwór” (po angielsku brzmi lepiej: „two-backed monster”). Takie były sposoby walki z cenzurą purystycznej królowej Elżbiety I ale też jakoś daje do zrozumienia, że z tych wszystkich skrajności składa się życie. I taka też powinna być sztuka – nigdy elitarna, bo zamknie się w swoich własnych ramach. Aczkolwiek fascynują mnie eksperymenty formalne, jednak takie, które mają coś na celu, które poza zerwaniem z tradycją albo zastałymi formami ma jakiś cel. Joyce, Pynchon i jego Tęcza grawitacji, Rzeźnia numer pięć Vonneguta były lekturami, które były trudne w odbiorze, bo były inne ale miały też sens, który nie kończy się na powierzchni, na wprawiającej w zdumienie okładce, ale miał stronice zapełnione treścią ujmując to metaforycznie.
Powyższa wypowiedź może się wydawać chaotyczna, chwilami nie na temat ale taki był zamiar. Po postawieniu ostatniej kropki nie zmieniałem nic w jej treści, bo pisałem, o czym myślałem. Da Wam to pojęcie o tym, czego możecie się spodziewać sięgając po Ulissesa Joyce`a, którego narracja jest prowadzona strumieniem świadomości, czyli zapisuje wszystko, co bohater myślał, bez żadnej korekty, naturalnym tokiem myśli, zatem nieco rwanym, wielowątkowym. To był taki mój żart metaliteracki. Innych nie znam.
- Co sprawia, że się uśmiechasz?
Filmy Woody`ego Allena, kabaret Neo-nówka, seria Nagiej broni, czasami moja nieporadność w pewnych kwestiach.
- Jakbyś grał/grała w filmie to wybrałbyś/wybrałabyś rolę czarnego charakteru, kogoś prawego czy neutralną postać?
Czarny charakter – tak dla odmiany, gdyż w życiu wyznaję zasadę, że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Choć z drugiej strony to w RPGach, które uwielbiam zawsze tworzę sobie postać praworządną dobrą.
- Z jaką postacią fikcyjną się utożsamiasz i dlaczego?
Bernard Rieux z Dżumy. Mówił, że jedyny sposób walki z dżumą to uczciwość. Trudno mi się z nim nie zgodzić. Doktor Rieux uważał życie za absurd, a rolą człowieka jest znalezienie i nadanie mu sensu, co jest możliwe jedynie w wymiarze jednostkowym – każdy powinien samodzielnie odszukać to, co jest dla niego najważniejsze i tego się trzymać, realizować to w swoim życiu. Camus, podobnie jak Zbigniew Herbert postulował w swojej twórczości wierność sobie i swoim przekonaniom jako jedyną zasadną postawę wobec tego, co nazywamy życiem. A przy tym naczelną zasadą jest to, że nie można zamykać serca przed cierpieniem innych. Dżuma uderzała w dorosłych, ale też w dzieci – niewinne istoty. Rieux nie mógł zgodzić się na to w swoim sercu. Kto z nas może? Ivan Karamazow, jeden z bohaterów powieści Fiodora Dostojewskiego w słynnym dialogu ze swoim bratem Aloszą podaje przykłady niezrozumiałego bestialstwa wobec dzieci. Była to bariera, której jego rozum, próbujący pojąc świat, nie był w stanie przeskoczyć. Mówił, że jeśli jest jakaś wielka Tajemnica, która wymaga ofiary z niewinnych dzieci to on oddaje bilet wstępu do niej. Nic nie może usprawiedliwić zła niszczącego niewinne istoty. Najlepiej wyraża sens buntu Iwana pierwsza strofa pięknego wiersza Zbigniewa Herberta Kant. Ostatnie dni: „To naprawdę – naturo – nie świadczy o twojej/ wielkoduszności/ a jeśli nie jesteś/ wielkoduszna/ możesz nie być wcale”. Cóż wobec okrucieństwa losu pozostaje? Tylko bunt. Rieux rzucił wyzwanie życiu próbując nadać mu sens. Życie jako takie, wyznaczone biologią ciała, okolicznościami, które na nas działają ale bez naszego udziału nic nie mówi. Nie ma sensu, bo jest poza dobrem i złem, wymyka się wartościowaniu. Wartościowanie pojawia się dopiero, gdy robimy z życia jakiś użytek. Wierność sobie doktora wynika ze sprzeciwu, jest mocowaniem się z rzeczywistością i dlatego stara się on wydrzeć przeciwnikowi tak wiele, jak będzie w stanie. Nie mógł po prostu paść na kolana i zaniechać wszystkiego, uznając że taki już jest ten świat. Robił to, co należało zrobić, wbrew terrorowi, mimo rozdarcia wewnętrznego.
- Motto życiowe lub ulubiony cytat.
Motta nie posiadam, ale mogę podać mój ulubiony cytat. Dla odmiany nie będzie z książki, ale z filmu.
„Zadawać się z babą to jak wziąć na przeczyszczenie: zostaje bolesna pustka w środku” (Naga broń)
- Kogo podziwiasz i cenisz najbardziej? Dlaczego właśnie tę osobę/postać?
Generalnie nie ma takiej osoby, którą mógłbym przywołać z imienia i nazwiska. Cenię te osoby, które mają swój światopogląd i ustalone wartości i ich się trzymają. Cenię tych, którzy szanują odmienność innych ludzi i tolerują słabości, spierają się z poglądami a nie ludźmi. Którzy nie chcą uszczęśliwiać wszystkich na siłę.