Chyba nie będzie kłamstwem, jeżeli powiem, że wszyscy ludzie chcą czynić dobro, mają jakiś kompas moralny, który pokazuje im, co powinni, a czego nie powinni robić. Oczywiście pozostają pewne nieliczne przypadki, które z pełną świadomością, nie licząc się ze skutkami swojego postępowania i będąc tego w pełni świadomymi, krzywdzą innych, ale są to raczej przypadki jednostkowe, izolowane od społeczeństwa, które jednak zakłada współistnienie w ramach pewnych zasad. Mówię o przysłowiowym „przeciętym Kowalskim”, w warunkach normalnego życia społecznego.
Co do zasady ludzie chcą czynić dobro, żyć w harmonii, postępować zgodnie z zasadami. Mniejsza o to, czy czują taką potrzebę wewnętrzną, czy raczej chodzi o potrzebę utrzymania pozorów i dobrej reputacji w otoczeniu. Problemy zaczynają się wtedy, kiedy przychodzi do zdefiniowania bądź określenia tego, co poszczególne jednostki bądź grupy rozumieją jako moralne. Bo niekoniecznie to, co dla jednej osoby jest w pełni akceptowalne, jest takie dla innej osoby. I w druga stronę – co jest tabu dla mojego sąsiada, może być całkowicie bezproblemowe dla mnie. Pisałem wcześniej o przeciętnej osobie w warunkach normalnej egzystencji. Odstępem od tych warunków jest np. czas wojny, gdy ludzie po obu stronach potrafią sobie łatwo wytłumaczyć czyny w normalnych warunkach uznane za karygodne, np. pozbawienie życia innego człowieka. W przywołanej sytuacji nawet jeżeli nie uznają tego za coś dobrego, to nie muszą uznawać tego za zło samo w sobie. Ale nie o tym jest ta książka.