Rzeczy, których nie wyrzuciłem. Książka, za którą Marcin Wicha zdobył w tym roku literacką nagrodę Nike. Kiedy kapituła ogłosiła zwycięzcę plebiscytu od razu zakupiłem książkę, aby nadrobić braki w lekturze. Jak zresztą wiele osób, ponieważ w jednej z najpopularniejszych księgarni internetowych cały nakład został wyprzedany jeszcze tego samego dnia.
Niniejszą recenzję piszę po trochu z konieczności „zawodowej”, ponieważ jako blogerowi literackiemu trudno mi nie wziąć na warsztat książki laureata jednej z najważniejszych chyba teraz plebiscytów literackich, wręcz nie wypada tego nie zrobić ale też z konieczności, jaka powstała we mnie po jej przeczytaniu. Ponieważ ten quasidziennik jest niezwykle poruszający, właściwie na każdej stronie można odczuć drgające na granicy słów i znaczeń emocje, a ponadto – co nie mniej istotne – napisany został nie mniej pięknym językiem. Styl narracji pozostaje raczej reportażowy ale język jest godny każdego dzieła beletrystyki.
Przenieśmy się jednak kilka lat wstecz, do roku 2000. Wtedy to nagrodę Nike zdobywa Tadeusz Różewicz za swój wydany rok wcześniej tom wierszy Matka odchodzi. Choć nazwać ten zbiór tomem wierszy to trochę za mało i nie nazbyt precyzyjnie. To zbiór zarówno utworów lirycznych, jak też krótkich form prozatorskich, zawiera on noty i zapiski zarówno brata jak i matki poety. Całość jest uzupełniona fotografiami rodzinnymi. Bardzo trudno jest określić jego gatunek literacki, jest to raczej zbiór różnych form, „recykling” jakby zapewne nazwał to sam Różewicz. A przy tym jest to książeczka bardzo szczera i intymna. Czytelnik ma wgląd w głęboką relację syna z matką, jest poruszanych wiele różnych problemów ze sfer życia ludzkiego; miłość, wiara, śmierć. Różewicz niejako zdaje relację z umierania swojej matki, najdroższej jemu osoby. Towarzyszy jej i próbuje się przygotować do tej chwili, kiedy już jej nie będzie. Najboleśniejsza dla poety (oraz dla czytelnika) jest świadomość, że właściwie nie może nic zrobić. Jedyne to sprawić, aby pamięć o niej nie zaginęła. I to właśnie stąd chyba ta książeczka.
U Wichy sytuacja jest zgoła inna. Matka odeszła. Nie ma jej już wśród żywych. Pozostały po niej tylko rzeczy i wspomnienia. Marcin Wicha podzielił książkę na trzy części: Kuchnia, Słownik oraz Śmiech w odpowiednich momentach. Łatwo można zauważyć, że autor postawił cezurę na granicy: byty materialne – byty niematerialne. Bo takie właśnie kategorie bytów pozostały po jego umarłej matce. Z jednej strony przede wszystkim książki, cała góra różnych książek, oczywiście meble oraz artefakty, które można znaleźć w kuchni. Z drugiej strony rzeczy niematerialne – pojęcia, które kojarzą się z matką, używane w konkretnych okolicznościach i konkretnych znaczeniach oraz często używane przez nią terminy. Granica ta jednak się zaciera, ponieważ przedmioty przywodzą wspomnienia, pobudzają pamięć, emocje. Bo po śmierci zostaną po nas tylko przedmioty. Jak opisała to pięknie Wisława Szymborska w wierszu Wyścig z suknią: „Są talerze, ale nie ma apetytu./ Są obrączki, ale nie ma wzajemności/ od co najmniej trzystu lat.// Jest wachlarz – gdzie rumieńce?/ Są miecze – gdzie gniew?/ I lutnia ani brzęknie o szarej godzinie. (…) Korona przeczekała głowę./ Przegrała dłoń do rękawicy./ Zwyciężył prawy but nad nogą”. Są rzeczy, nie ma osób, które tychże używały, z którymi były związane, które w jakiś sposób były nawet ich częścią. Obecność wyraża się w nieobecności, byt w niebycie, śmierć oznacza nieobecność – jak to doskonale wyraziła przywołana przed chwilą Wisława Szymborska w poruszającym wierszu Kot w pustym mieszkaniu:
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Ta pustka woła o wypełnienie. Przezwyciężyć śmierć oznacza wydobycie bytu z niebytu. Szczególnie kiedy chodzi o najbliższą każdemu człowiekowi osobę: matkę. I właśnie to robi narrator – poszukuje śladów, tropów istnienia, które pozostawiła po sobie jego matka. Aby choć na chwilę znów mieć ją przy sobie. Jeśli nie fizycznie, to przynajmniej w przedmiotach, we wspomnieniach. A robi to niejako mimowolnie, bez sentymentalizmu, bez rozdzierania koszuli. Robi to w opisach rzeczywistości takiej, w której ona jeszcze była, w jej zwyczajach, których już nie są odprawiane, gdyż nie m tej osoby, która to robiła, w słowach. Choć najwięcej odbywa się w milczeniu, niedopowiedzeniach. Wtedy ta nieobecność jest najbardziej uderzająca. Jak wiadomo cisza krzyczy najgłośniej.
A zatem Nagroda Nike dla Rzeczy, których nie wyrzuciłem. Jak sądzę decyzja o jej przyznaniu była jak najbardziej słuszna i uzasadniona. Muszę nadmienić, że nie czytałem laudacji z uzasadnieniem decyzji kapituły Nagrody, aby nie nakierowywać w jakiś sposób mojej recepcji tej książki. Za chwilę ją przeczytam, aby sprawdzić, czy jury zwróciło swoją uwagę na te same aspekty, na które ja zwróciłem. Gdybym ja natomiast miał jakoś napisać własną laudację i ją zatytułować, to nadałbym jej tytuł: Powstaje jeszcze piękna literatura.