„Nim odleci”. Teatr Współczesny w Warszawie

André i Madeleine trwają niezmiennie w miłości od ponad pięćdziesięciu lat. Mają własne rytuały, przyzwyczajenia, są siebie pewni na ile można być pewnym osoby, z którą się przeżyło większość życia. W ten weekend, kiedy odwiedzają ich córki, coś jednak jest inaczej, dzieje się coś niezwykłego. André jest zdezorientowany, jego córki zachowują się wobec niego protekcjonalnie, czasami wręcz ignorując jego obecność, żona zachowuje się dosyć dziwnie, a na dodatek kurier przywozi kwiaty od anonimowego nadawcy.

Spektakl wyreżyserowany przez Macieja Englerta ma miejsce we wielkim domu André i Madeleine, w dzień po ataku potężnej burzy. Otwiera się sceną dialogu między André i jego wyniosłą i nieco apodyktyczną córką Anne. Kobieta mówi cały czas, usiłując zwrócić na siebie ojca, który milczy zupełnie jakby jej nie słyszał albo odpowiada monosylabami. Rozmowa dotyczy tego, co mężczyzna zamierza zrobić z domem, kiedy pozostał w nim sam. Od samego początku da się wyczuć unoszącą się nad sceną atmosferę utraty, której doznał niedawno mężczyzna. Jeszcze nie bardzo wiadomo, jakiego rodzaju jest to utrata; czy chodzi o jakiś przedmiot, pozycję społeczną, czy osobę. Widz w pierwszych kilkunastu minutach będzie zdezorientowany; jest sporo niejasności, trochę wykluczających się informacji, chronologia wydarzeń jest zaburzona.

Madeleine oddana swojemu małżonkowi, wydaje się bronić go przed córkami; Elise i Anne właściwie cały czas się sprzeczają, nie jest jasne, czego ten spór dotyczy. Ich argumenty i wzajemne pretensje przebiegają gdzieś na granicy między opiekuńczością a próbą pozbycia się ciężaru, jakim – jak się wydaje – staje się zestarzały ojciec. Dodatkowo z wizytą przybywa pewna tajemnicza kobieta, która podaje się za znajomą André z lat młodości. Nikt jednak nie wie kim ona jest i co tu robi. Czy miała romans z André? Czy była z nim w ciąży? Czy może jest kimś całkiem innym, niż podaje? Fabuła gęstnieje, napięcie sięga szczytu, gdy Anne odkrywa prywatny pamiętnik, który prowadził jej ojciec, kiedy był odnoszącym sukcesy pisarzem.

Nim odleci to niezwykle interesujący dramat Floriana Zellera, niezwykle popularnego za granicą współczesnego dramaturga, który zawojował sceny teatralne Londynu. Zrealizował w stolicy Wielkiej Brytanii zrealizował trzy sztuki teatralne w tym samym czasie. Co prawda zastosowane przez niego środki nie ułatwiają odbioru (np. prowadzenie fabuły z perspektywy osoby chorej, z jej upośledzonym widzeniem świata i rzeczywistości), zdarzają się też, że pozostawia publiczność zdezorientowaną, nie daje odpowiedzi, trzeba samemu się domyślać na podstawie subtelnych tropów o tym, co właśnie się dzieje na scenie. Dzięki temu jednak wspaniale potrafi dotknąć emocje widzów, eksplorując temat miłości, rodziny oraz kruchości życia. Emocje narastają, aż osiągają szczyt i nadchodzi katharsis. Choć jest to raczej smutne katharsis ale z pięknym przesłaniem.

Nie jestem lekarzem ale myślę, że jesteśmy świadkami pogłębionego procesu neurodegeneracyjnego w mózgu bohatera i obserwujemy zaawansowany stopień demencji (choroba Alzheimera?), kiedy funkcje poznawcze André są poważnie zaburzone. Nie chodzi tu tylko o zapominanie niedawnych wydarzeń ale też zaburzenia w postrzeganiu czasu (chronologia wydarzeń), dostrzeganie rzeczy i osób, których nie ma w pobliżu, trudności językowe, wahania nastroju. Widzowie oglądają tak naprawdę dwie historie: rzeczywistość oraz rzeczywistość widzianą przez zdezorientowany umysł bohatera. Obie te płaszczyzny poznawcze się przenikają i czasami trudno określić, w którym miejscu narracja się znajduje.https://www.youtube.com/watch?v=fp871TPfn2w

Scenografia Marcina Stajewskiego przyciąga uwagę, doskonale odwzorowuje przestronne wnętrza domu rodziny inteligenckiej. Na scenie zobaczymy wspaniałych aktorów, z Krzysztofem Kowalewskim i Martą Lipińską na czele. Obsadę uzupełniają Monika Krzywkowska (Anne), Barbara Wypych (Elise) oraz Agnieszka Pilaszewska (tajemnicza kobieta) i Michał Mikołajczak (Paul, partner Elise). Wszyscy doskonale wywiązują się ze swoich obowiązków, choć należy przyznać, że dwoje ostatnich nie ma zbyt wiele czasu, aby zaprezentować swoje umiejętności.

Nim odleci to spektakl przejmujący, poruszający bardzo delikatną i poważną problematykę. Chwilami bywa dosyć monotonnie, pewne wątki poboczne w zasadzie niezbyt wiele wnoszą do utworu. Początkowo też autor wprowadza mały zamęt, to już niedługo widz orientuje się, że jest to zabieg celowy. Ten pozorny chaos jest środkiem ekspresji artystycznej per se jako metafora schorowanego umysłu, zagubienia w świecie, w którym własne ciało oraz umysł stają się nagle obce, a dodatkowo obciążone utratą najdroższej osoby. Utratą nie do końca uświadomioną; nie wiadomo do końca, w jakim stopniu ten brak świadomości jest wyrazem choroby, a w jakim wyparcia. Nie jest to przedstawienie, które trzymałoby w napięciu; całkiem nie o to w nim chodzi. Jego tematem przewodnim jest utrata – utrata najdroższej osoby oraz samego siebie.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w portalu Teraz Teatr

 

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *