Deus ex running machina to autorski performance Magdy Tuki. Słowo kluczowe do tego utworu zawiera się w jego tytule. Artystka znajduje się w stałym biegu, w ruchu. Nie jest to spektakl teatralny, brak tu sztywności, dyscypliny charakterystycznej dla instytucji teatru. Brak jest wyznaczonego miejsca dla widowni, cała scena jest widownią i cała widownia sceną. Akcja zaczyna się już przed wejściem widzów do pomieszczenia, co sprawia wrażenie wrzucenia publiczności w sam środek wydarzeń. Każdy może wybrać miejsce, które wyda mu się odpowiednie do obserwowania występu, może w trakcie performance`u swobodnie zmieniać miejsce, aby patrzeć z innej perspektywy.
A trochę się dzieje. Najważniejszym rekwizytem jest bieżnia. To na niej Magda Tuka spędzi najwięcej czasu, pochłonięta szaleńczym biegiem przed siebie, trochę bez celu. Równolegle na ścianie jest wyświetlany wcześniej przygotowany film, na zmianę z obrazem biegnącej artystki w czasie rzeczywistym.
Bieg – a szerzej: ruch – symbolizuje tutaj życie, co oczywiste. Performance jest podzielony na trzy wyraźne etapy, przechodzące jeden w drugi. Zaczyna się od symbolicznego narodzenia. W tle słychać muzykę i słowa wypowiadane przez kobietę (autorkę?), zniekształcone w jakimś narzędziu multimedialnym. Niestety nie wszystkie zdania są wyraźne, umykają pojedyncze słowa. Choć cała wypowiedź jest powtarzana wielokrotnie, to jej sens umyka. Próbowałem się wsłuchać ale mimo wysiłkowi nie zdołałem wszystkiego odszyfrować. Zdołałem tylko usłyszeć, że narodziny bohatera miały miejsce w roku 1889, a z uwagi na cierpienie, którego był(a) świadkiem, zapadła w milczenie na 12 lat. Drugi etap to rok 1911, kiedy kobieta stanęła na ślubnym kobiercu, stając się „najsłynniejszą panną młodą” w miasteczku. Trzeci etap/scena to dorosłość; etap, w który bohaterka wstępuje symbolicznie, wygłaszając mini-wykład o wstydzie. Kończy się natomiast cytatem w języku niemieckim” „Mutter, ich bin dumm”. Są to słowa Friedricha Nietzschego, które wypowiedział przy okazji sławnego epizodu, kiedy to sławny filozof doznał w Turynie załamania na widok nieludzkiego znęcania się na koniem przez woźnicę. Po tym wydarzeniu Nietzsche doznał załamania nerwowego i – według podań – do końca życia nie wypowiedział już ani słowa.
Nie wszystko niestety w tym występie było dla mnie jasne, nie we wszystkim widziałem sens. Nie pomagało też niewyraźne, trochę kakofoniczne nagranie audio, z którego wychwyciłem jedynie ogólny sens wypowiedzi. Nie wiem, czy wszystko ma swój sens. Być może najważniejsza była forma, sam bezustanny bieg, który człowiek uprawia na każdym etapie swojego życia. Performatorka musi biec, konieczność biegu nie jest wypowiedziana, stanowi raczej warunek sine qua non życia. Ważne jest też ciało jako takie. Ważne na tyle, że pani Tuka zdecydowała się na występowanie nago przed widzami. Zresztą sama mówiła, że w procesie twórczym najbardziej interesuje ją właśnie ciało jako takie, zdeterminowane przez wyższe konieczności i będące na służbie idei.
Z budynku Studium Teatralnego wyszedłem z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony pozostały pewne wątki, których nie rozumiem do dzisiaj, niejasności; w pewnym momencie miałem poczucie, że forma jest ważniejsza niż sama treść (w trakcie „wykładu” o wstydzie – nie wiem, co miał oznaczać rekwizyt w ustach artystki). Z drugiej strony nie mogę odmówić tego, że za formą stoi jakaś (bliżej określna) idea, no i pozostaję pod wrażeniem poświęcenia pni Tuli, ponieważ trzeba dużo samozaparcia oraz odpowiedniego przygotowania, aby przez całe czterdzieści minut biec, wykorzystując jedynie krótkie kilkusekundowe przerwy na zmianę miejsca.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu Teraz Teatr