Do tej pory nie czytałem żadnej powieści Łukasza Orbitowskiego, ponieważ kojarzył mi się głównie – i chyba całkiem słusznie – z szeroko pojętą fantastyką (fantasy, SF, horrory). Słyszałem jednakże wiele dobrego o jego twórczości, stąd od długiego czasu przymierzałem się do którejś z jego powieści, nie wiedziałem tylko którą wybrać. Aż pod koniec października, na swoim spotkaniu autorskim Szczepan Twardoch powiedział, że jeśli musi wymienić jakąś jedną książkę, która zrobiła na nim wielkie wrażenie to będzie Inna dusza Łukasza Orbitowskiego właśnie. Jak się wyraził o powieści swojego kolegi: „każde zdanie jest tam na swoim miejscu, każde pasuje”.
Książka ma ciekawy rodowód. Powstała jako kolejny tom serii „Na F/Aktach” wydanej przez wydawnictwo Od deski do deski, którego założycielem jest słynny reporter Tomasz Sekielski. Sekielski chciał, aby w tej serii uznani polscy pisarze stworzyli zbeletryzowane … głośnych zbrodni. Podobno to właśnie on wskazał Orbitowskiemu historię dwóch morderstw, które w latach dziewięćdziesiątych wstrząsnęły Bydgoszczą, a które popełnił całkiem bez powodu utalentowany cukiernik w progu dorosłości. Jego ofiarą padł najpierw kuzyn a później sąsiadka.
Powieść ma dwóch bohaterów i dwa toki narracji. Jest Jędrek, który popełni dwie zbrodnie, jest też Krzysiek – jego kolega, postać całkowicie fikcyjna, bez pierwowzoru w historii morderstwa w Bydgoszczy. Pierwszy pochodzi z rodziny dobrej, w której rodzice dbają o dzieci i starają się, aby „wyszli z nich ludzie”; drugi z patologicznej, z domu w którym alkohol jest codziennością. Jego ojciec jest alkoholikiem z pewnym rysem dwubiegunowości. W stanie upojenia alkoholowego rzuca naczyniami, klnie na syna, wyzywa go od najgorszych, żonę oskarża o zniszczenie mu życia (typowe…), aby za chwilę płakać nad sobą i swoją rodziną, uprawiając zawodzące samooskarżenie. Matka Krzyśka jest osobowością zgoła inną – jakby jej nie było. Odzywa się tylko wtedy, kiedy trzeba załagodzić sytuację. Czasami wręcz można zapomnieć o jej obecności ale też jest ona osobą dla rodziny niezwykle ważną, spajającą ją. Jędrek nie może narzekać na brak uwagi rodziców, miejsca na własne zainteresowania; Krzysztof żyje z dnia na dzień. Nie sposób nie zastanowić się nad tym, że to nie ten młodzieniec był „predysponowany” do popełnienia morderstwa, a jednak stało się, jak się stało… Pojawia się pytanie: „dlaczego?” i pytanie to nie opuści czytelnika do końca lektury.
Celem Łukasz Orbitowski nie jest jednak zrekonstruowanie toku rozumowania Jędrka, w którym narodziła się idea morderstwa. Nie próbuje wniknąć w jego myśli, wytłumaczyć genezę. Zamiast tego on pokazuje, zdaje relację z zdarzenia. A raczej ze zdarzeń, ponieważ już przed pierwszą zbrodnią już się dzieją pewne symptomatyczne rzeczy, które mogą ją zapowiadać ale też wcale jej nie tłumaczą. Tak samo różne zagadkowe zdarzenia dzieją się po pierwszym morderstwie, a przed drugim. Czytelnik jest raczej obserwatorem tego, co się dzieje aniżeli ich interpretatorem, ponieważ autor sprawozdaje, nie wnika w psychikę swoich bohaterów. Czasami podsuwa pewne elementy, które mogą być – ale nie muszą – pewnymi tropami. Na pierwszy rzut oka nic tu nie ma sensu: Jędrek to dobry chłopiec; pomoże krewnym w pracach domowych, udrożni zlew. Pokój też pomoże uprzątnąć i pomalować. A że ten pokój zamieszkiwał jego kuzyn, pierwsza jego ofiara, to powoduje jakiś dysonans. Bo nie wiadomo, co nim powodowało. Nie wydaje mi się, aby malował pokój, bo sprawiało mu to jakąś dziwną sadystyczną przyjemność. Autor nie sygnalizuje też, aby miał on wówczas jakieś wyrzuty sumienia czy czuł jakieś emocje. Byłaby to subtelna sugestia psychopatycznej osobowości? Nie wiem, nie ma jakiegoś większego punktu zaczepienia.
Jędrek jest postacią bardzo niejednoznaczna. W zasadzie oprócz tego, że z wielkim poświęceniem oddaje się kulturystyce i jak na swój wiek ma nad wyraz rozwiniętą sylwetkę i ma talent do cukiernictwa, to jest nastolatkiem, który nie wyróżnia się niczym. W towarzystwie rówieśników jest raczej wycofany, milczący. Niechętnie daje się wciągnąć w rozmowę ale bez większych wahań pozbawia życia kocięta, których miał się pozbyć na prośbę swojej nauczycielki. Coś się dzieje w jego głowie, czego jednak czytelnik się nie dowiaduje. Do samego końca pozostaje tajemnicą. Autor nie pozwala swojemu narratorowi na wnikanie w umysł bohatera. Być może właśnie dlatego książka robi takie wrażenie – pokazuje, że nawet najmniej podejrzana o to osoba może dopuścić się zbrodni i to właściwie bez powodu. Być może to właśnie ta tytułowa „inna dusza” budzi się w ludziach. Są to rozważana z kategorii quasimetafizycznych ale bez wątpienia na kartach powieści dzieje się coś, czego nie da się zrozumieć. A należy pamiętać, że te morderstwa wydarzyły się naprawdę.
Inna dusza nie jest powieścią kryminalną ani reportażem. Przynajmniej nie w jego ścisłym znaczeniu. Orbitowski nie poszedł też śladem Trumana Capote który w Z zimną krwią usiłował uzasadnić zbrodnię i wyjaśnić ją, wchodząc w umysł zbrodniarza. Jest to w jakiejś części sprawozdanie ale nade wszystko jest to powieść o Polsce przełomu ustrojowego. Polski przechodzącej z komunizmu w kapitalizm oraz polskiej prowincji próbującej się odnaleźć w nowej rzeczywistości, szukając po omacku, metodą prób i błędów tej jednej, właściwej drogi ku lepszej przyszłości. A nie wiadomo, czy ona w ogóle nadejdzie. Tło dla wydarzeń, lata dziewięćdziesiąte, autor zarysował z najwyższą dbałością o detale, o poszczególne elementy, które po połączeniu tworzą obraz prowincjonalnej Polski końca XX wieku.