Nieszpory to czwarta powieść Agnieszki Drotkiewicz. Powieść polifoniczna, w której wypowiada się kolejno czworo bohaterów. Każdy z nich ma poukładane życie, panuje w nim porządek, względny spokój. Coś jednak jest nie tak. Brakuje czegoś, co zapewni bohaterom spokój ducha. Już ich pierwsze wypowiedzi budzą w czytelnikach pewien niepokój.
Joannę spotykamy, kiedy siedzi na paryskim lotnisku, oczekując na powrotny samolot do Warszawy. Przygląda się z odległości mężczyznom czekającym tak jak ona na swój samolot. Kiedy wsiada na pokład, zajmuje miejsce obok nieznajomego mężczyzny. Jej sąsiad nazywa się Wadi, jest sympatycznym młodzieńcem, Joanna dobrze się czuje podczas rozmowy z nim, ale od razu myśli: „ten mężczyzna nie będzie moim mężem”. Skąd taka myśl w jej głowie? Dlaczego po kilkunastu minutach myśli o małżeństwie z nieznajomym Wadim?
Sylwia, która jest ateistką, próbuje przez ogłoszenie w gazecie odnaleźć swoją miłość. Marzy o potomku, ale nie potrafi zapomnieć o gwałtownie zakończonym niedawno związku. Kochała bardziej, niż była kochana, było to trudne uczucie, w którym temperatura nagle spadła.
Helena, pięćdziesięcioletnia kobieta, która czuje, że już być może ostatni raz w życiu ma szansę. W dzień swoich urodzin zaprasza na kolację kolegę – jedynego, którego numer telefonu ma zapisany w komórce. Z jednej strony czuje wewnętrzną konieczność nawiązania intymnego związku, a może nawet posiadania dziecka, ponieważ jak sama przyznała, czuje dziwny ucisk w podbrzuszu. Jak skończy się kolacja urodzinowa?
Roman jest artystą plastykiem, który szuka ideału w swojej sztuce oraz życiu. Boi się, że nie będzie potrafił odnaleźć sensu, który kryje się gdzieś między nieważnymi, ale przytłaczającymi rzeczami. Najbardziej jednak obawia się tego, że oszukuje sam siebie, przystając na oportunistyczne układy z samym sobą – zarówno w swojej twórczości, jak i życiu prywatnym. Czuje obrzydzenie na samą myśl, że jako artysta musi schlebiać odbiorcom. Uważa, że jego przeznaczeniem jest pokazanie ludziom prawdy, przeniknąć duszę świata, ale aby ktoś chciał za nim podążyć, musi użyć pochlebstw. Czy będzie potrafił odnaleźć prawdę o sobie wśród nadmiaru, który stale odczuwa? Czy będzie potrafił ją zaakceptować, choćby to było bardzo trudne?
„Jestem tym, czym siebie uczynię”[1]. Te słowa wypowiedziane przez Joannę mogą być myślą przewodnią dla całej powieści. Wszyscy bohaterowie mają moc decydowania o własnym życiu, ale bądź nie mają na to siły, bądź nie chcą tego zrobić albo też nie potrafią pokonać przeszkód, które przed nimi stają. Bohaterów prozy Drotkiewicz drąży pustka egzystencjalna, której najlepszą definicją jest stan ducha Joanny: „jest dziś nikim, nie reprezentuje sobą niczego poza sukienką kupioną z siedemdziesięcioprocentową obniżką”[2]. Ich cel, ambicje i marzenia są nieosiągalne, a co gorsza – bohaterowie mają świadomość tego faktu, co działa dodatkowo deprymująco. Każdy z nich samodzielnie szuka sensu życia, wypełniając pustkę, która pozostała po utracie miłości, a niekiedy – zanim uczucie przyszło. Joanna poświęciła się w całości pracy:
Praca pozwala Joannie odpowiedzieć na pytanie, kim jest: kimś, kto pracuje, kimś, kto jest zajęty. Jeśli jednak ktoś pyta ją, co właściwie robi, to pytanie jest dla niej udręką. „Co robię? Dzwonię, piszę, realizuję projekty. Realizuję projekty”. Czy można wymagać od niej, żeby zdobyła się na bardziej pogłębioną odpowiedź albo na szerszą perspektywę? Gdyby ktoś zapytał ją, po co pracuje, nie potrafiłaby odpowiedzieć, ponieważ w jej wyobraźni nie ma przestrzeni większej i innej niż praca, celowość nie może się więc odnosić do niczego innego. Jestem ja i jest praca, co innego mogłabym robić? Jak inaczej uzasadnić moją obecność na świecie?[3]
Czy takie życie jest dla niej satysfakcjonujące? Joanna szuka czegoś więcej. Nie chce wiązać się z pierwszym lepszym mężczyzną, który stanie na jej drodze. Szuka kogoś, z kim będzie mogła zmienić swoje życie. „Stracić siebie z odpowiednim mężczyzną to ma jeszcze coś w rodzaju sensu, ale stracić samą siebie po prostu z kimś innym, z kimś, pod kogo urokiem było się przez chwilę? Z kimś, kto za chwilę się umyje i pójdzie do pracy? A kto jest odpowiedni? Ktoś, kogo się kocha. No tak, miłość: szklanka wody dla strudzonego wędrowca”[4].
Bohaterowie odczuwają przejmujący brak, pustkę, którą próbują wypełnić. Społeczeństwo postmodernistyczne porzuciło jakość na rzecz ilości. Każdego dnia zasypuje nas niezliczoną ilością informacji, ale nie wiadomo, w jaki sposób odsiać te ważne od kompletnie nieważnych. Nadmiar tworzy chaos, w którym pogrążają się ludzie. Bohaterowie doświadczają nadmiaru – nadmiaru wrażeń, rzeczy, ideologii, ale jednocześnie wielką, ziejącą pustkę egzystencjalną, drążącą ich wnętrze. W tym wypadku więcej znaczy mniej. Joanna jest tego świadoma, ponieważ próbuje wyselekcjonować, wybrać najważniejsze, najbardziej wartościowe rzeczy: „odkładać, odkładać, odkładać. Aż zostanie tylko tyle, ile naprawdę może się zmieścić pomiędzy porankiem a wieczorem, tylko tyle, ile naprawdę możemy wykorzystać. (…) Joanna chętnie podniosłaby ramiona do góry i powiedziała: «stop!». Chcę się zatrzymać, chcę w tej chwili siedzieć zawsze”[5]. W tym wyjątku odnajdziemy z jednej strony wyraz męczącej bohaterów klęski urodzaju – nadmiar przesłania to, co jest niezbędne do życia. Drugi ważny motyw to wyraźny motyw faustowski, Joanna chciałaby krzyknąć: trwaj chwilo! Pragnie w swoim życiu porządku, hierarchii, chce wyłuskać z natłoku wrażeń i rzeczy samą konsystencję wartościowego życia. Niektórzy – o czym mówi Sylwia – porządek znajdują w rytuałach religijnych. Religia wprowadza porządek w chaotycznym świecie, podaje gotową interpretację świata. Tutaj to miłość w swoim metafizycznym wymiarze jest siłą sprawczą i porządkującą. Motto powieści (zaczerpnięte z prozy Johna Coetzee), a brzmi: „Truth is spoken, if ever to be spoken, in love.” W Nieszporach powtarza je i rozwija Sylwia:
Prawda, jeśli w ogóle jest wypowiadana, jest wypowiadana w miłości: oto widzę z wielką jasnością szufladę, w której znajdują się różne części ciebie. Są tutaj świeżo urodzone dziecko, mały kot, który pragnie eksplorować świat, ktoś ciężko chory, tyran, ktoś okrutny i ktoś, kto pięknie gra na skrzypcach – wszystko to łączy się razem – to niemalże oślepiająca prawda. Widzę tę prawdę i jest ona zupełnie nieutylitarna, w niczym nam nie pomoże, do niczego się nie przyda, bo nie daje żadnych wskazówek: co robić. A może jednak?
Tak właśnie jest: prawdę widzi się tylko przez miłość, tylko spojrzenie osoby kochającej widzi naprawdę. Jeśli kiedyś powiem ci, że robiłam coś dla ciebie, jeśli kiedyś będę ci wyrzucać, że poświęciłam się dla ciebie – powiedz mi wtedy, że zawsze robiłam to dla siebie, dla tych łez spływających po skroniach, kiedy się leży na plecach i patrzy w sufit. Robiłam to dla tego poczucia pełni, poczucia, że obejmuje się życie za szyję. Walczyłam o życie[6].
Co ciekawe – prawdziwa, poszukiwana miłość jest zawsze pełna, idealna czy też idealizowana przez bohaterów: „Joanna to wie: on nie jest moją duszą, moimi kośćmi, nie widzimy w sobie człowieka na wylot. Zatrzymujemy się na powierzchni skóry”[7]. To ona zaczyna naturalną hierarchię życia ludzkiego. Być może także z powodu takiego wyobrażenia miłości tak trudno wyjść z samotności – bohaterowie Nieszporów szukają podświadomie ideału, a jak wiadomo – ideałów nie ma. Nie istnieją. Przynajmniej nie na tym świecie. Bohaterowie dlatego w różny sposób próbują radzić sobie z samotnością – wpadając w wir pracy, zajęć pozwalających choć na chwilę zapomnieć czy też wmawiając sobie, że tak jak jest, jest dobrze.
Proza Drotkiewicz jest bardzo konkretna, bez ciągnących się opisów, powtórzeń. Każde myśl i każde zdanie są jednakowo potrzebne, odgrywają swoją rolę w narracji. W pewnym momencie narrator wchodzi też w interakcję z czytelnikiem, zwracając się wprost do niego w przypisach. Dzieje się tak wtedy, kiedy jakiś fragment lub wątek wymaga uzupełnienia, dodatkowych wyjaśnień, szczególnego zwrócenia uwagi na jakiś detal. Narrator nie ujawnia się jednak, te wypowiedzi należą do fabuły, stanowią coś w rodzaju didaskaliów. Jest to ciekawe rozwiązanie formalne, jednak widać, że przyszło autorce do głowy dopiero po jakimś czasie od rozpoczęcia pracy nad książką, ponieważ po raz pierwszy pojawia się mniej więcej w trzech czwartych objętości książki. Nieszpory to proza sięgająca w najgłębsze zakamarki dusz objętych samotnością, które rozpadły się na kawałeczki i których nie sposób z powrotem dopasować do siebie. W miejscu, gdzie znajdowała się dusza, teraz zieje dziura, która wchłania, trawi i wydala wszystko, czym ją karmimy.
Agnieszka Drotkiewicz, Nieszpory, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl
[1] s. 7.
[2] s. 24.
[3] s. 11.
[4] s. 17.
[5] s. 56.
[6] s. 28.
[7] s. 64.