Egzemplarz książki poetyckiej Północ przypowieści otrzymałem od autorki wraz z dedykacją, która stanowi jednocześnie klucz do czytania utworów z tomiku. „Życzę dobrej podróży” napisała pani Alicja i to jest właśnie clue, sens unoszący się nad zbiorem wierszy. Podróż jest sensem, koniecznością i ostatecznym celem.
Co ciekawe, nie zawsze nawet wiadomo, dokąd prowadzi ścieżka, którą właśnie idzie bohaterka wierszy, a nawet jest ona świadoma, że prawdopodobnie nie jest ona właściwa. „To bardzo małe prawdopodobieństwo, żeby to była/ ta droga” mówi w wierszu Prawdopodobieństwo. Ważne jest to, aby iść. Kobieta mówiąca w wierszach nie jest jednak Biegunem, nie obrała za patrona członka sekty opisanej przez Olgę Tokarczuk. Nie jest turystką. Podróż ma swój cel, ma do czegoś prowadzić. Do poznania. Ciekawsza niż dowolny zabytek jest zwykła, lokalna knajpa, w której może się przyjrzeć ludziom i ich zachowaniom. Najważniejsze jest uczestniczenie w istnieniu odwiedzonej przestrzeni.
Bohaterka wierszy rezygnuje z atrakcji turystycznych związanych z historią, przyrodą bądź ludźmi, którzy kiedyś tam żyli. Te „atrakcje” nie są nawet drugorzędnymi potrzebami. One w ogóle nie znajdują miejsca w ośrodku zainteresowań kobiety. Północ sama w sobie jest fascynująca, w jej najzwyklejszych, codziennych odmianach. Wnętrze knajpy z pijącymi piwo tubylcami jest ciekawsze niż zabytek architektury; ludzie żyjący od zmarłych. Życie toczące się jest ważniejsze niż litery memento wykutego w kamieniu. Przeszłość przejawia się tylko jako miejsca i twarze ludzi, których mija się w podróży, w drodze do nowych miejsc.
Przeszłość jest obecna w wierszach Alicji Rosé, ma ona jednak swoje miejsce w teraźniejszości. Przeszłość i teraźniejszość to to samo. Simone Weil, której postać poetka przywołuje, żyje obok niej. W wyobraźni. „Czasami wyobrażam sobie,/ że Simon Weil mieszka/ w kamienicy za rogiem”. Być może Rosé wybrała sobie Weil za patrona. Przewodnika duchowego? W każdym razie cytowany tu utwór noszący mało zaskakujący ale dużo mówiący tytuł Simone Weil został napisany z wielką czułością dla francuskiej filozofki.
Drugą symbolicznie obecną postacią jest Zbigniew Herbert. Poecie został poświęcony wiersz Do Zbigniewa Herberta, list. I znów można zadać sobie pytanie, czy może to być symboliczne wybranie sobie patrona. Herbert sam był podróżnikiem. Choć nieco innym podróżnikiem. Był admiratorem przeszłości, wielbił klasycyzm, doszukiwał się w przeszłości moralnego i estetycznego constans. Uczestnictwo w historii, która ma swój wyraz z przebywaniu w miejscach będących świadkami historii była wartością samą w sobie. U Alicji Rosé uczestnictwo w przestrzeni również jest bardzo ważne ale trochę w inny sposób. Teraźniejszość jest najważniejsza. Tu i teraz. A wielka historia ustępuje miejsca zwykłej codzienności. Ale nie szarej codzienności, ponieważ sama w sobie jest ona w jakiś sposób wspaniała. Jeszcze jedną różnicą w odniesieniu do Herberta podróżnika jest ta, że Herbert peregrynował na południe, Rosé w swoich wierszach zabiera czytelnika na północ. Do krajów chłodniejszych, mniej dostępnych, gdzie klimat bardziej surowy niż ciepłe Włochy Herberta.
Fraza wierszy Alicji Rosé jest rozbudowana, zdania ciągną się długą ścieżką jak ścieżka podróży. Jest to fraza służąca do opowiadania, raczej do mówienia niż powiedzenia. Co w pewnym sensie odpowiada zawartości tomiku, ponieważ w długiej podróży dobrze jest umilać sobie czas opowiadaniem historii. Jednakże nie są to opowieści wydumane, zmyślone ale raczej są one efektem obserwacji i kontemplacji zaobserwowanej i doświadczonej rzeczywistości. Uczestnictwo w rzeczywistości jest jednak zdecydowanie ważniejsze niż jej czysta, oderwana od doświadczenia kontemplacja. Jest jednak kilka utworów, w których fraza jest krótsza, oszczędniejsza, wciąż jednak mówi tak samo dużo, używając mniej słów. Równie ważne jak czytanie wierszy jest czytanie między wierszami, co też zostało wyeksplikowane w wierszu Do Zbigniewa Herberta, list. A będąc przy autorze Pana Cogito muszę zauważyć, że jest kilka fraz, kilka wierszy, w których można dostrzec podobieństwo do frazy herbertowskiej. Choćby w przywołanym tu wierszu: „Praca na etacie pioniera wymagała/ wiary w świat, to jest: w cuda, co mogło/ skończyć się rozczarowaniem/ albo melancholia” – myśl i fraza jakby wypisana z notatnika Herberta.
Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że autorka jestem poetką ale zanim zadebiutowała książką poetycką, którą dzisiaj omawiam, była też ilustratorką. Z sukcesami. Za książkę Magdaleny Tulli, Ten i tamten las otrzymała Warszawską Nagrodę Literacką. Chyba jest jasnym, że w zbiorku poezji nie zabraknąć autorskich ilustracji, które same w sobie tworzą historię pobytu w krajach Skandynawii – przedstawiają ludzi, których autorka spotkałam w trakcie podróży; są też uzupełnieniem tekstów. Osoby w nich przedstawione są (a przynajmniej tak się wydaje) nagie i nie są tym skrępowane. Jakby nagość była stanem naturalnym. Ale wciąż są to zwykli ludzie, uwiecznieni w codziennych sytuacjach. Ilustracje pozostają zatem w spójności z tekstami.
Północ przypowieści to debiut ciekawy, autorka ma własny styl, krąg zainteresowań; książka dzięki połączeniu tekstu z ilustracjami ma charakter przypowieści międzygatunkowej, a jej fundamentem jest ciekawość ludzi i przestrzeni. Autorka spogląda w swoich poszukiwaniach na zimną północ zamiast na gorące południe i również (choć nie tylko) dzięki temu zbiór zyskuje wyjątkowość, przynajmniej wśród naszej rodzimej poezji.