Eric miał 20 lat, kiedy wstąpił do Królewskiego Korpusu Sił Łączności. Po szkoleniu, jako oficer łączności, został wysłany na najdalsze rubieże Imperium brytyjskiego – do Indii, gdzie miał sprawować pieczę nad efektywną komunikacją między oddziałami brytyjskich wojsk. W przeddzień wyjazdu zaręczył się. Egzotyczny kraj przytłoczył go tropikalnym klimatem, ale też zafascynował swoją odmiennością. W tym czasie dotarła informacja o japońskim ataku na Pearl Harbour i rozpoczęciu działań na całym Dalekim Wschodzie. W tropikalnej placówce, w której przebywał Lomax, wojna wciąż wydawała się czymś odległym, ale niedługo miało się to zmienić.
Wkrótce został wysłany na Malaje, gdzie razem z oddziałem został zmuszony, aby się wycofać przed przeważającym japońskim wojskiem aż do Singapuru. Tam był świadkiem tego, co opisał jako „największą klęskę w historii armii brytyjskiej” – oddania Singapuru Japończykom. Mniej niż rok później został przez nich pojmany – przez trzy i pół roku jego narzeczona czekała, nie wiedząc, czy jej ukochany żyje. Eric tymczasem był zmuszony wraz z innymi Brytyjczykami, Australijczykami i Hindusami do marszu przez dżunglę do niesławnego obozu w Changi. Następnie został wysłany do Birmy do pracy przy budowie linii kolejowej do Syjamu (obecnie Tajlandia).
Eric od najmłodszych lat był fascynatem kolei. Jak czytamy: „Niektóre wytwory człowieka wykraczają poza swe pierwotne funkcje, maszyny bywają magiczne. Ten wybuchowy, rytmiczny dźwięk, który nazywamy buchaniem, dużo lepiej oddaje ideę wprawiania w ruch, odjazdu niż jakikolwiek warkot silnika spalinowego. Może dlatego, że przypomina trochę bicie ludzkiego serca”[1]. Tak właśnie autor traktuje lokomotywy – jako magiczne twory, pełne piękna, harmonii, w których dokonuje się coś więcej niż tylko zwykła praca mechaniczna. Lokomotywy parowe opierały się na czymś wykraczającym poza mechanikę – były w swojej potędze subtelnym dowodem na delikatną równowagę dwóch żywiołów: ognia i wody.
Japończycy potrzebowali więźniów, ponieważ chcieli zrealizować karkołomne przedsięwzięcie. Budowali linię kolejową w dżungli. Chcieli w ten sposób ominąć alianckie okręty wojenne, aby ułatwić sobie ekspansję do Birmy i na całe Indie, które zamierzali najechać. W tym celu tysiące niewolników miało karczować lasy i kłaść tory przez grzbiety gór. Jako jeniec wojenny Lomax został zmuszony do pracy przy niesławnej drodze kolejowej, którą Japończycy budowali przez góry oddzielające Birmę od Tajlandii; drodze kolejowej, która miała kosztować życie tysiące ludzi, przy szacowanym współczynniku jednego martwego jeńca na każdy położony podkład kolejowy. Japończycy bardzo szybko dali do zrozumienia swoim więźniom, że są dla nich jedynie siłą roboczą. Wprowadzili bezlitosny system kar, który za każde, nawet najlżejsze przewinienie przewidywał surowe konsekwencje. Niezrozumiałe bestialstwo, którego dopuszczali się japońscy żołnierze przekraczało coraz to nowe granice. Najgorsze dla Lomaxa i jego kolegów było chyba poczucie przytłaczającej bezsilności. Anglicy w niewoli nie tracili ducha, próbowali w jakiś sposób poprawić swój los i zachować choćby pozory niezależności. Grupa więźniów zdołała zbudować swoje własne radio, którego używali do śledzenia postępu wojny. W sierpniu 1943 r. strażnicy odnaleźli odbiornik; 10 mężczyzn zostało aresztowanych i ciężko pobitych (dwóch zmarło). Grupa została przeniesiona do specjalnego więzienia na długotrwałe tortury – Eric był jednym z nich. Jest wprost niewiarygodne, że przetrwał do końca wojny.
Siłą tej książki jest fakt, że zaczyna się w sposób niezapowiadający nic więcej jak tylko konwencjonalną autobiografię o miłośniku kolei. Dlatego czytelnik, odkrywając na kolejnych stronach książki wszystkie okropności, z którymi bohaterowi przyszło się zmierzyć, nie potrafi oderwać się od lektury. Z niedowierzaniem i niemałym szokiem przechodzi od zdania do zdania. Wymiar cierpienia i krzywdy wciąż narasta. Gdzie będą ich granice? Na miarę wielkiego cynizmu sił historii zakrawa fakt, że to, co kochał – pociągi – miało stać się jego zgubą.
To świadectwo pochodzące bezpośrednio z doświadczeń autora jest, jak można się spodziewać, dość wstrząsające. Ale to, co podnosi tę niezwykłą opowieść do rangi arcydzieła, jest obecna myśl humanistyczna i humanitarna, a także – mimo wszystko – wiara w ludzkość i współczucie.
Czy Eric Lomax będzie potrafił powrócić do fascynacji jego dzieciństwa – parowozów i tramwajów, czy też pamiętając straszliwe, nieludzkie akty tortur, którymi narracja jest nasycona, porzucić przeszłość jak zły sen, który powinien się jak najszybciej skończyć?
Szczegóły, obserwacje i szkice postaci są autentyczne i żywo wyciągają. Końcowe fragmenty, które dokumentują determinację i dążenia autora, aby stanąć twarzą w twarz z jednym z jego oprawców, sprawiają, że ta niezwykła książka jest tak poruszająca i ostatecznie podnosi na duchu.
Eric Lomax, Droga do zapomnienia, tłumaczenie Dorota Malina, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl
[1] E. Lomax, Droga do zapomnienia, Kraków 2014, s. 30.