Nowa książka Astera to nieco chaotyczny, niespętany wymaganiami formalnymi zbiór wspomnień, przemyśleń i miniatur. Jest napisany w drugiej osobie, luźno połączony tematyką starzenia się ciała. Całość sprawia wrażenie, jakby była napisana doraźnie, dla własnej przyjemności autora, a nie do publikacji. Autor przywołuje z najdalszych zakamarków pamięci wydarzenia, które zadecydowały, że jest tym, kim jest. Choć niektóre pochodzą sprzed kilkudziesięciu lat, wciąż są tak żywe i plastycznie opisane, jakby wydarzyły się zaledwie przed chwilą.
„Półroczna walka z zakrzepem, chroniczne problemy z rogówką, a także pierwszy w życiu autentyczny napad lęku, którego doznałeś dwa dni po śmierci matki, a zaraz potem następne i oto czujesz, że się rozpadasz, że ty, który byłeś silnym człowiekiem, zdolnym do odpierania wszelkich zewnętrznych i wewnętrznych przeciwności, nieczułym na somatyczną i psychiczną szarpaninę prześladującą resztę ludzkości, już ani trochę nie jesteś silny i gwałtownie przeistaczasz się w bezbronny wrak”[1].
Już na pierwszych stronach dziennika możemy wyczuć potworny, wszechogarniający strach mężczyzny przed śmiercią i wynikające z tego próby jego powściągnięcia. Strach ten jest ściśle związany z degradacją ciała, opuszczaniem sił witalnych organizmu. Narracja prowadzona jest z perspektywy człowieka, który wiele już przeżył i jest przekonany, że nic nowego na tym świecie go już nie spotka. Jest to intymne świadectwo składające się z sukcesów i porażek – tych małych i dużych. Chwil, które decydują o tym, czy spoglądając wstecz, uznamy, że mieliśmy życie dobre bądź złe, ciekawe bądź nudne. I – co najważniejsze – czy chcielibyśmy przeżyć je po raz kolejny. Aster opowiada swoją historię w dużej mierze poprzez doświadczenia ciała: pożywienie, które spożywa, spacery, na które chodzi, wina, które pije, i cygara, które pali. Oprócz tego wspomina wypadki i urazy, których doznawał od dzieciństwa aż do „zimy życia”. Pisze w drugiej osobie, zwracając się do siebie jak do innej osoby. Ma to na celu stworzenie wrażenia obiektywności, opisywania z zewnątrz. Trzeba też zauważyć, w jaki sposób wypowiada się o swoim ciele. Ma do niego dużą rezerwę, trochę jakby ciało było własnym bytem, niezależnym od niego. Być może narracja drugoosobowa jest bezpośrednim rezultatem stosunku człowieka przewidującego śmierć – całkowitą degradację ciała – do swojej fizyczności. Chce jej zaprzeczyć, odciąć się od niej, a przez to oddalić od siebie widmo śmierci.
Dziennik zimowy to książka niesamowita. Jej siłą jest pragnienie życia, które pulsuje w pamięci autora, tym bardziej pożądane i sugestywne, że pod skórą czuje już zbliżającą się śmierć. Pamięć to bardzo zagadkowa rzecz – przechowuje światy, które już nie istnieją, a które są wciąż tak samo realne i wręcz namacalne jak książka, którą trzymam w ręku.
Dziennik zimowy jest też podręcznikowym przykładem autokreacji literackiej. Paul Aster pozornie mimochodem wspomina, że wykorzystuje klasyczną maszynę do pisania, kiedy – jak to określa – „krwawi słowami na strony”[2], a w innym miejscu zwierza się, że niezwykle lubi przebywać w swoim wypełnionym książkami salonie, który on i jego żona nazywają biblioteką. Opisuje siebie jako indywidualność, samotną osobę odciętą od reszty świata, która dzień po dniu siedzi przy biurku, zwiedzając wnętrze własnej głowy. Jedyne, czego potrzebował do szczęścia, to pokój, w którym zmieszczą się wszystkie jego książki. Czynności, które towarzyszą procesom twórczym, przywodzą mu na myśl wielkich pisarzy – Joyce’a i Keatsa. „Patrząc na swoją prawą rękę trzymającą wieczne pióro, którym piszesz ten dziennik, myślisz o Keatsie w podobnych okolicznościach patrzącym na swoją prawą rękę w trakcie pisania jednego z ostatnich wierszy”[3]. Narrator jest wybrańcem, któremu dane było dotrzeć do esencji istnienia. Artysta, przed którym świat odsłaniał rąbka tajemnicy, doznawał „objawienia, momentu przenikliwej, epifanicznej jasności, dzięki której ponownie przecisnął się przez szczelinę wszechświata”[4].
Zimowy dziennik przyciąga przede wszystkim jasnym, przejrzystym stylem, którego znakiem rozpoznawczym jest skupienie się na konkrecie. Dodatkowo w dzienniku znajdziemy swoistą liberalną wrażliwość, fascynację sztuką i to coś, co sprawia, że czytelnik chłonie słowa i nie może oderwać się od lektury.
Paul Aster, Dziennik zimowy, tłumaczenie: Maria Makuch, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl
[1] Paul Aster, Dziennik zimowy, Kraków 2014, s. 23.
[2] Tamże, s. 18.
[3] Tamże, s. 160.
[4] Tamże, s. 92.