Po 16 latach literackiej ciszy Cormac McCarthy dosyć niespodziewanie wrócił z nową powieścią, a nawet dyptykiem, Pasażerem oraz jego siostrzaną powieścią Stella Maris. Stella Maris jest również ostatnią powieścią amerykańskiego pisarza. Jej światowa premiera miała miejsce w grudniu 2022 roku, w Polsce opublikowana już po jego śmierci dnia 13 czerwca 2023 roku.
Akcja powieści rozgrywa się w 1972 roku w Black River Falls w stanie Wisconsin. Całość akcji ma miejsce w tytułowym „Stella Maris”, czyli hospicjum opieki nad pacjentami psychiatrycznymi. Protagonistką powieści jest siostra znanego z Pasażera Bobby`ego – Alicja, genialna matematyczka, skrzypaczka, gnębiona przez halucynacyjne wytwory swojej psychiki. Oczywiście czegoś by brakowało w powieści McCarthy`ego, gdyby nie pochodziła z dysfunkcyjnej rodziny – ona sama skonfliktowana z ojcem, który miał wielki wkład w skonstruowaniu bomby atomowej, która zniszczyła Hiroshimę. A gdyby tego było mało, łączy ją też dziwna relacja, niezdrowa relacja z bratem.
Wydawnictwo Literackie zamieściło na okładce cytat z wywiadu McCarthy`ego dla Wall Street Journal z 2009 roku: „Nigdy nie będę wystarczająco kompetentny, aby to zrobić, ale w pewnym momencie trzeba spróbować”. Istotnie, jest to pierwsza powieść Amerykanina, której główną postacią jest kobieta. Alicja jak w soczewce skupia w sobie wszystkie te cechy bohaterów McCarthyego, które sprawiają, że ich przygody czyta się z taką ekscytacją, to amalgamat różnego rodzaju defektów i deficytów. Alicja jest schizofreniczna, autystyczna, nihilistyczna, ma tendencje samobójcze. Z drugiej strony tkwią w niej pokłady geniuszu matematycznego oraz muzycznego. Geniusz pomieszany z obłędem. Nie jestem tego pewny ale wydaje mi się nieprzypadkowe, że bohaterka książki nosi imię bohaterki Lewisa Carrolla, czyli Alicji w krainie czarów. Ta Alicja też żyje na granicy dwóch światów – realnego i tego, który jest wytworem jej umysłu.
Powieść jest bardzo podobna do dramatu, ponieważ składa się z serii rozmów między Alicią i jej psychiatrą, doktorem Cohenem, jednakże brak tam ekspozycji, wskazówek scenicznych, partii chóru. Autor założył, że wskazanie miejsca i bohaterów jest wystarczające dla wprowadzenia czytelnika w fabułę i po prostu pozwolił mówić postaciom. A tematy obejmują matematykę, mechanikę kwantową, teorię muzyki i niejasną filozofię egzystencjalną protagonistki. Rozmowy Alicii z doktorem Cohenem są trochę jak wojna podjazdowa, wzajemne badanie gruntu i atakowanie. Bohaterka nie zamierza i nie jest spolegliwa. Jest przy tym inteligentna. I nie chodzi o wykształcenie, ale o inteligencję właśnie. Terapia nie przypomina terapii ale dyskurs na poły naukowy, na poły filozoficzny. Ale dotyka nie tylko wieczności, różnicy między rzeczywistością a ludzką świadomością ale schodzi też do tematów bardziej przyziemnych, a czasami też dosyć absurdalnych.
Wydaje się, że bohaterka jest skazana na zagładę. Pogrążona w żałobie po bracie i rozczarowana matematyką, jest skazana na samobójstwo. Wisi nad nią omen, aura rychłego końca. Co pozostaje w relacji z Pasażerem; w recenzji tamtej książki również napisałem: „Czy losy Bobby`ego i jego siostry są w powieści symbolem tego, jak kończą ludzie, którzy nie znajdują prawdy w nauce – tracą cały zapał, zajmując się sprawami „szarych zjadaczy chleba” albo popadają w szaleństwo? Nie wiem, dosyć śmiała to teza i brak dowodów w tekście, że autor miał to na myśli ale coś w tym jest” – oczywiście wniosek ten nasunął mi się jeszcze przed lekturą Stella Maris i lektura tej książki jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że to jedna z tez autora.
Stella Maris nie jest klasyczną powieścią i wydaje się, że nawet tym się nie przejmuje. To strumień świadomości na dwa głosy. Przypomina mi ona nieco wcześniejszy quasi-dramat autora, czyli Sunset Limited. O ile Pasażer jest już powieścią dosyć mroczną, to Stella Maris, jej koda, która zgodnie z wolą autora miała zostać opublikowana miesiąc później – jest jeszcze bardziej złowroga, odchodzi od charakteru thrillera, aby eksplorować najbardziej skrywane zakątki ludzkiej nieświadomości. Stanowi celebrację matematycznego mistycyzmu i niepoznawalności natury istnienia. Obie te powieści czytane osobno są pozornie nieprzystające, nie dają się pogodzić. Ale zestawione w całość są czymś więcej niż osobno. I z takiej perspektywy należy je czytać – razem i w konkretnej kolejności.