W obozach koncentracyjnych byli lekarze. Czasami byli to fachowcy, po prestiżowych uczelniach, z dorobkiem naukowym. Było też wielu takich, dla których rzeczywistość za murami obozów była pierwszą okazją do praktyki. Ale o jakiej praktyce mówimy? Nie zdradzę żadnej tajemnicy, kiedy powiem, że lekarz w mundurze SS nie był od tego, aby ratować pacjentów. Ich rola była zgoła inna. Wydaje się, że autorka stawia dwa zasadnicze pytania: czy Ci lekarze byli tacy sami, jak my? Oraz: jak lekarz może sobie zracjonalizować bycie częścią machiny zagłady?
Lektura Lekarzy od zabijania jest dosyć trudna. Są fragmenty, które dla wrażliwych czytelników mogą być wymagające. Pracujący dla Hitlera lekarze odegrali w obozach ważną rolę. Począwszy od selekcji przybyłych więźniów – ich gest dłonią decydował o tym, kto umrze natychmiast, a czyje życie zostanie przedłużone. Pracowali również na zamówienie tzw. „wysiłku wojennego”, ich rola była nieoceniona w badaniach nad szczepionkami przeciwko tyfusowi, malarii, żółtaczce i innym chorobom zakaźnym. Poszukiwali lekarstwa na oparzenia spowodowane alianckimi bombami z fosforem. Natomiast nowe lekarstwa i substancje testowano na więźniach obozów koncentracyjnych. Wielu z nich umierało na skutek tych testów. Więźniowie byli specjalnie okaleczani. Każdy, kto czytał literaturę obozową, wie, czego może się spodziewać.
czytaj dalej w portalu Mądre Książki