Już sam tytuł dużo nam mówi o temacie książki, którą będę chciał opisać w tym tekście. Przybliża ona historię narkotyku nazwanego ecstasy, ale też przede wszystkim traktuje o powstaniu i rozwoju ruchu, czy też raczej kultury, która narosła wokół amerykańskich klubów disco i house końca lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, nazwanego acid house. Nazwę można wyjaśnić, dzieląc ją na człony: „acid” – kwas (także jedno z określeń ecstasy) oraz „house” – jeden z gatunków muzycznych. Ale acid house to też przyjęte określenie na gatunek muzyki tworzonej przez i dla wyznawców kultury. Jest to pasjonująca podróż przez krainę marzeń, halucynacji, ale też wsparta na chemicznych danych o sztucznym źródle doznań.
Kultura ecstasy była wypadkową muzyki i narkotyków. Jej spektakularny sukces autorzy upatrują w skokowym rozwoju techniki, komputerów i chemii, wykorzystywanym do osiągnięcia odmiennych stanów świadomości. Chemia pomogła stworzyć substancję o odurzającym i hipnotyzującym działaniu, a technika miała swój udział przy powstaniu nowego rodzaju muzyki. Mieszanka tych dwóch czynników pozwalała uciec młodzieży od codzienności, umożliwiała odsunięcia od siebie choć na jeden wieczór szarej rzeczywistości, a w jej miejsce przywołać swoją własną wizję raju. Jak dowiadujemy się z książki, ecstasy miała początkowo nazywać się „empatią”, gdyż jej działanie objawiało się tym, że po zażyciu tabletki, można było odczuć bardzo silną więź z bliźnim; osoba, która zażyła tabletkę, w głębi ducha bardzo silnie współodczuwała z drugim człowiekiem. Jedna mała pigułka pozwalała otworzyć się przed innymi i rozmawiać bez żadnych obaw ani uwarunkowań. Powodowała nieodparte wrażenie, że cały świat jest w porządku. To tak, jakby każdy mógł wejść do swojej prywatnej utopii.
Zaczęło się tym, że ecstasy wyprowadziła czarnych gejów z getta do klubów disco i zarazem pokazała, że jest jeszcze dużo nieodkrytych możliwości do eksploracji w muzyce. Acid house prowadzi wykonawców tej muzyki na szczyty list przebojów i nadaje im status gwiazdy. Tabletki są symbolem nowej ery, która już nastała. Taniec niespętany granicami zmęczenia ani ustalonej choreografii staje się formą wyrażenia siebie dla tysięcy ludzi. Nie byli to narkomani w ostatnim stadium nałogu – w ciągłym głodzie i poszukiwaniu kolejnej działki, która może okazać się ostatnią. Była to młodzież, dla której narkotyki były bazą dla zabawy, bramą do świata szaleństwa i dzikiego szału. Ich cele były wzniosłe – przestać nienawidzić, a zamiast tego stworzyć ruch miłości i pokoju. Ruch wkrótce przejął żółte logo z uśmiechniętą buźką – symbol hipisów i religijnych ewangelistów. Dla młodych była to też forma kontestacji rządu i jego prób kontroli nad społeczeństwem. Wkrótce jednak zaczęły się problemy. Młodzieży bawiącej się w klubie zaczęło grozić niebezpieczeństwo ze strony gangów, które szybko zwęszyły sposób na łatwy zarobek. Zorganizowane grupy zajęły się dilerką i wzajemnie się zwalczały; w klubach pojawiły się noże, kastety, a nawet broń palna. Pojawiły się również oskarżenia ze strony mediów, jak i rządzącego establishmentu, że ecstasy silnie uzależnia i jest śmiertelnie niebezpiecznym narkotykiem, wzmacniając atmosferę paniki wokół tematu. W ciągu zaledwie kilku lat większość działających wówczas dyskotek zostaje przejęta przez przestępców lub zamknięta przez policję. Dodatkowo daje o sobie znać lobby producentów alkoholu, które traci ze względu na obniżony popyt. Zaczyna się też komercjalizacja ruchu – szansę na biznes zauważyły fabryki odzieżowe i korporacje reklamowe, a na zaistnienie – kapele jawnie czerpiące z kultury acid, aby zwiększyć nakład płyt. Lokale zaczęły być kontrolowane, w wielu przypadkach zamykane. Zdelegalizowane imprezy przypominały coraz częściej zabawy w ganianego z policją. Dochodziło też do dosyć komicznych sytuacji we wzajemnych przepychankach policji z organizatorami ruchu. Jednym z pomysłów mundurowych na opanowanie zjawiska było zniechęcanie do zgromadzeń. Dochodziło na przykład do tego, że policja nadawała (anonimowo oczywiście) ogłoszenia w pirackim radiu, podając jako miejsce imprezy jakiś adres na odludziu i kiedy w nocy na miejsce przybyła młodzież, porządkowy przez szczekaczkę krzyczał: „wracajcie do domu, nie ma żadnej imprezy”. Druga strona natomiast organizowała swoje spotkania tak, aby policja o nich wiedziała i nie mogła zainterweniować, poprzez np. wybór na miejsce imprezy prywatnej ziemi jakiegoś farmera – formalnie było to więc prywatne przyjęcie. Jeden z najlepszych dowcipów zrobionych establishmentowi miał związek z Mistrzostwami Świata w piłce nożnej. Zespół New Order nagrał dla reprezentacji Anglii piosenkę na MŚ we Włoszech, która nosiła tytuł: „E for England”. Wszyscy wiedzieli, co się kryje pod grą słów, tylko biedni reprezentanci kraju, którzy śpiewali w chórku refren, chyba nie do końca zdawali sobie sprawę z dwuznaczności tych słów.
Bezpośrednim powodem, dla którego kultura acid house zaczęła chylić się powoli ku upadkowi, były śmiertelne ofiary narkotyku – szczególnie młode, nastoletnie organizmy nie zawsze radziły sobie z działaniem tabletki, zaczęły się nagłe i niewyjaśnione zgony, nawet na imprezie. Był to bezpośredni pretekst dla ostrych działań policji. Nie bez znaczenia był fakt, że MDMA dla wielu stało się wejściem w świat heroiny. Według mitu założycielskiego ecstasy miało nie uzależniać, a okazało się, że uzależnia tak, jak każdy narkotyk; a co więcej: uzależnieni nie czuli już tej „mocy”, jaka była na początku, dlatego niejednokrotnie decydowali się sięgnąć po twardy narkotyk. Ruch powoli musiał ustąpić.
Książka zabiera nas w podróż przez historię nie tylko narkotyku, ale przede wszystkim historię ruchu społecznego, całej ideologii, jaka powstała na fundamencie MDMA. Autorzy skupili się na przybliżeniu niechemicznej strony działania tabletek, nawet nie wgłębiają się zbytnio w jej skład, czy sposób działania na organizm, ale właśnie na aspekt społeczny ideologii – wpierw na tę rosnącą grupkę młodych ludzi, a potem na całe społeczeństwo. Początkowo możemy odnosić wrażenie, że książka jest peanem na cześć ecstasy. Opisuje, jak wspaniale jest połknąć tabletkę i poczuć te emocje, że świat staje się lepszy, piękniejszy i w ogóle jest lepszym miejscem do życia. Pamiętajmy jednak, że większość tych opinii zostało wydanych przez uzależnionych ludzi, znajdujących się na rauszu. Jak każdy ze środków z grupy amfetamin ecstasy towarzyszy uczucie silnej euforii. Doznania te decydują o uzależniających właściwościach, a są one wzmacniane przez nieprzyjemne dolegliwości pojawiające się po odstawieniu. Z drugiej strony to wszystko tłumaczy, dlaczego esctasy było takie popularne. Z jednej strony opowieść wciąga, bo możemy poznać historie ludzi pełnych ideałów, marzeń, aspiracji, aby zrobić coś pięknego, rzucić wyzwanie systemowi i wziąć swój los w swoje ręce. Dać wyraz tym pragnieniom przez zabawę i szaleństwo wyniesione poza granicę kontroli z zewnętrznych źródeł tzw. „autorytetu”, który był zbyt opresyjny i próbował wtłoczyć młodzież w zdefiniowane uprzednio przez siebie ramy prawa, religii i obyczajów. Znamy to, bo właściwie każde pokolenie buntuje się w jakiś sposób przeciw starszym. Ideały, w które wierzyli, które postawili przed sobą jako cel, są szczytne – miłość, przyjaźń, wolność. O ile na początku wierzyli, że połykane tabletki wyzwalają, czy wzmacniają pozytywne emocje, o tyle później wymknęło się to spod kontroli. Droga prowadząca do celu staje się samym celem – w miejsce hasła „make peace not war” weszło „drop acid not bombs”.
Matthew Collin , John Godfrey, Odmienny stan świadomości. Historia kultury ecstasy i acid house, tł. Magdalena Bugajska, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2006.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl