Albert Camus to mój ulubiony filozof wśród pisarzy i zdecydowanie ulubiony pisarz wśród filozofów. Jego dzieło literackie jest przesiąknięte myślą filozoficzną, którą rozwijał w cyklu esejów. A głównymi jej zagadnieniami są: absurd który leży u podstaw istnienia, samotność ludzi wobec świata oraz bunt, który samemu istnieniu człowiek wypowiada. A najwyższym wyrazem buntu przeciw życiu jest życie uczciwym. Mimo przeciwności.
Przedstawienie Teatru Baza – jak łatwo się domyśleć – jest adaptacją najsłynniejszej obok Dżumy powieści francuskiego pisarza. Jej głównym bohaterem jest Meursault, szeregowy urzędnik, który wiedzie nudne życie, pozbawione jakichkolwiek emocji. Sam też nie jest człowiekiem, który by się poddawał emocjom. Nie robi na nim wrażenia śmierć matki, związek ze swoją partnerką traktuje dosyć przedmiotowo. On nie jest cynikiem, nie podważa wartości. Dla niego one nie istnieją albo też nie mają znaczenia. Odcina się od świata emocjonalnego.
Nadchodzi w końcu dzień, który ostatecznie może zmienić jego stosunek do życia i do samego siebie. Zostaje wplątany w bójkę swojego sąsiada z dwoma Arabami. Jednego z nich zabija. Zostaje wtrącony do więzienia i oskarżony o morderstwo. Czy jednak rzeczywiście sytuacja, w której się znalazł zmieni jego postawę wobec świata?
Teatr Baza jest przestrzenią raczej kameralną, scena znajduje się w ograniczonej przestrzeni, jednakże w przypadku spektaklu Obcy jest to bardziej zaletą aniżeli wadą. Scenografia została wykonana prostymi środkami, jest biurko przy którym siedzi śledczy i zza którego zadaje pytania, na przeciw niego, po prawej stronie stoi krzesło, na którym siedzi przesłuchiwany, a za nimi ściana. Ściana ruchoma, która w zależności od potrzeby przedstawia mury aresztu bądź celi. Całość dopełnia umiejętne gospodarowanie światłem i cieniem. A w zasadzie: światłem i ciemnością.
Akcja rozgrywa się w trzech miejscach, wpierw w areszcie, gdzie bohater jest przesłuchiwany przez śledczego, później na sali sądowej (tutaj najkrócej), a następnie w celi więziennej. Atmosfera ciasnoty i klaustrofobii jest tu jak najbardziej na miejscu. Duża przestrzeń nie jest nawet potrzebna, ponieważ całość odbywa się w dialogach, akcji jako takiej tu nie ma, ruch sceniczny prawie nie istnieje. Z małym wyjątkiem. W części dotyczącej postępowania przed sądem zapala się światło, światło uderzające po oczach (pamiętajmy, że do tej pory akcja rozgrywa się w półmroku). Śledczy zmienia się w prokuratora i niczym jakiś showman w stylu telewizyjnego kaznodziei przemawia z namaszczeniem i pozostając w ciągłym ruchu do publiczności – ławy przysięgłych. Przesłanie tego rodzaju zabiegu artystycznego jest raczej jasne – ma za zadanie przedstawienie rozprawy sądowej jako spektaklu, a prokuratora jako showmana naszych czasów (nie jest to jakieś nawiązanie do aktualnej sytuacji politycznej w naszym kraju, raczej ogólna obserwacja).
Duet aktorski miał ograniczone narzędzia ekspresji. Jak wspomniałem wcześniej, przedstawienie jest raczej statyczne, całość rozgrywa się w słowach, w frazie, w dialogu. Toteż Piotr Dyczewski i Filip Dąbrowski mieli możliwość skorzystania jedynie z modulacji głosu, tonu głosu, krzyku i ciszy. Wydaje mi się, że krzyku było nieco za dużo ale był on w takich miejscach, że można uznać, że zasadność jego użycia się broni – pasował tam zarówno krzyk jak i szept cedzony przez zęby.
Obcy, czyli człowiek szczęśliwy to przedstawienie zrealizowane sprawnie, dla wielbicieli twórczości Alberta Camusa z całą pewnością jest interesującą propozycją na spędzenie wieczoru, tym bardziej, że tekst jak i problematyka zostały wiernie odzwierciedlone. Żadnych fajerwerków nie ma, gdyż nie miało ich być – jest to egzystencjalizm w swojej czystej formie. Jedyne, co mi nie daje spokoju, to pytanie, dlaczego twórcy zdecydowali się do tytułu dodać podtytuł: „człowiek szczęśliwy”. Przyznam, że nie widzę jego uzasadnienia w tekście ani w przedstawieniu. No może, że został on użyty przewrotnie.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu Teraz Teatr