Łaskawe Jonathana Littella były sensacją literacką poprzedniej dekady. Utwór był kontrowersyjny i jako taki też szeroko komentowany. Nietypowe było to, że powieść była całkowicie fikcyjną historią skupioną wokół holokaustu oraz – przede wszystkim – że jej narratorem i bohaterem był nazistowski oficer; kat a nie ofiara. Moje wrażenia na temat tamtej powieści były bardzo ambiwalentne, nie inaczej jest w przypadku nowej powieści Littella.
Stara historia. Nowa wersja nie jest lekturą łatwą. Przede wszystkim jest to konstrukcja w zasadzie pozbawiona fabuły, brak wyraźnej linii czasowej, związku przyczynowo-skutkowego. Właściwie wiodącym elementem świata przedstawionego jest narrator – pierwszoosobowy, o niezbyt głębokich przemyśleniach, kierowany instynktem osobnik. Co ciekawe (i trochę utrudniające lekturę), narrator zmienia swoją tożsamość w trakcie opowieści. Narracja jest prowadzona z perspektywy kilku różnych osób. Narrator raz występuje jako mężczyzna, raz kobieta, dziecko… Choć zmienia się osobowość bohatera, to jedno pozostaje to samo – jego obsesja. A jego obsesja nazywa się: „seks”.
Choć nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem pruderyjny, to ta powieść mnie zaskoczyła nagromadzeniem scen seksu. Są one obecne w książce właściwie od samego początku. Bez jakiegokolwiek wprowadzenia czy choćby ostrzeżenia wdziera się do świadomości czytelnika. Na początku nieco trudno mi się było odnaleźć w lekturze, ponieważ nie widziałem uzasadnienia dla tego rodzaju konstrukcji fabuły. Seks „wyzwolony”, wyuzdany, fizjologiczny. Heteroseksualny i homoseksualny. W parze i grupowo. Mechaniczny, fizyczny i brutalny. A to wszystko jak w jakimś kołowrotku powtarza się w kolejnych scenach. Choć bohater przekształca się w kolejne persony, to każda z nich ma do opowiedzenia tę samą historię. Prawdopodobnie stąd też tytuł powieści. Choć równie dobrze można było zatytułować powieść: Stare obsesje, stare historie, ponieważ obsesje prezentowane w powieści są już dosyć typowe dla autora, znajdujemy je już w Łaskawych. I tu i tu seks jest fizyczny i jest obsesją, której człowiek poddaje się bezwiednie. W obu powieściach seks jest fizyczny, ciało jest jedynie mięsem; w obu w końcu seks jest związany nierozerwalnie z brutalnością, przemocą i gwałtem.
Widoczne są silne inspiracje markizem de Sade, dziwna fascynacja aktem seksualnym wypłukanym z relacji międzyludzkiej, sprowadzonym do funkcji mechanicznej, fizjologicznej służącym jedynie spełnieniem pierwotnych żądz oraz żądzy władzy nad drugim człowiekiem, okiełznanie go poprzez upadlającą, pozbawiającą godności przemoc. Biorąc pod uwagę fakt, że poszczególni bohaterowie, kolejne wcielenia narratora, których myśli i czyny śledzimy nie są ludźmi ze zbyt pogłębionymi przez autora psychikami, po dość krótkim czasie zauważamy, że lektura zaczyna nas nużyć. Robi się wręcz męcząca. A czytelnik męczy się tym bardziej, im częściej narracja zatacza kolejne koło, ponieważ Stara historia wciąż, niemal obsesyjne, powraca do pewnych motywów, detali, obrazów.
Książka jest podzielona na siedem epizodów, siedem historii, do których bohater wchodzi i z nich wychodzi. Towarzyszy temu atmosfera oniryczna, jednak nie jest to to sen służący wypoczynkowi ale raczej sen w malignie, majaczenie oczadzonego umysłu sięgającego do najniższych żądzy. Littell porusza się w powieści na granicy realizmu i surrealizmu, zniekształca się poczucie czasu i miejsca. I pod tym względem powieść jest wspaniała. Trudno odmówić autorowi talentu lingwistycznego; język narracji jest celny i precyzyjny. Prowokuje i nie stroni od najbardziej naturalistycznych i sugestywnych opisów wyobrażeń seksualnych. Jonathan Littell pisze pięknie ale niestety nie widać w tym pisaniu celu. W zasadzie można tę książkę określić jednym zdaniem: „Wspaniała męczarnia”.