Jeśli patrząc na tytuł książki, spodziewacie się, że będzie poruszała zagadnienia z pogranicza nauki, filozofii i religii, to się mylicie. Wszechświat z niczego to w stu procentach dywagacja naukowa, kosmologiczna interpretacja dziejów wszechświata – począwszy od Wielkiego Wybuchu (a nawet chwilę przed) aż do dzisiaj. Jak się okazuje, nicość jest kategorią fizyczną i naukową, a nie jedynie filozoficzną, a co ważniejsze – dąży do transformacji, aby stać się czymś.
W listopadzie 1996 roku Lawrence Krauss wygłosił w Los Angeles wykład na temat swojej najnowszej teorii: pusta przestrzeń może zawierać energię. Niniejsza książka stanowi rozwinięcie tego wykładu oraz próbę zsyntezowania dotychczasowych badań na temat początków kosmosu. Krauss z niezwykłą elegancją argumentuje, że Wszechświat powstał z niczego, że coraz szybciej się rozprzestrzenia, mimo że najprawdopodobniej jest zasilany przez „nic”. Krauss interpretuje twardą naukę, w centralnej część książki omawia to, co do tego momentu wiemy o historii Wszechświata, oraz jakimi metodami doszliśmy do tej wiedzy. Jest to raczej szczegółowy opis, ale dość przejrzysty (z małymi wyjątkami). Stosuje się bezwzględnie do wytycznych przyjętych przez naukę: 1) podążaj za dowodami, dokądkolwiek one prowadzą; 2) gdy masz teorię, staraj się ją tak samo mocno podważyć, jak starasz się udowodnić jej prawdziwość; 3) ostatecznym dowodem prawdy jest eksperyment[1].
Krauss dużo miejsca poświęca na wyjaśnienie przyczyny, dla której fizycy przyjęli model Wielkiego Wybuchu jako obowiązujący, ale ta teoria nie jest wystarczająca do wyjaśnienia jego koncepcji. Chce pójść jeszcze dalej, cofnąć się do momentu (choć ten termin dla bezczasu jest nieco niezręczny), w którym Wielki Wybuch miał dopiero nastąpić. Wkracza tym samym na teren, w którym musi wyjaśnić samo pojęcie i sens samej nicości. Jako dyrektor Origin Project Krauss często brał udział w debatach na temat natury nicości, więc jest bardzo doświadczony w tego rodzaju dyskusjach. Przedstawia zarówno jej znaczenie filozoficzne, jak i religijne, ale szybko przeciwstawia je temu, jak fizycy rozumieją i definiują nicość. Kluczowe jest to, że fizyka dąży wyraźnie w kierunku nieuniknionego wniosku: nicość jest wysoce niestabilna.
Pod koniec książki autor podkreśla, że nie jest to jedynie myślenie życzeniowe bądź nadinterpretacja faktów, ale naprawdę jest możliwe, aby powstało coś z niczego: „Nawet prawa fizyki nie muszą być konieczne lub wymagane”. Ostatecznie jednak, musi trochę odejść od twardych reguł i naukowej dyscypliny poznawczej, aby wyjaśnić, że przestrzeń i czas rzeczywiście może powstać z niczego; nicość, jak wyjaśnia Krauss, to bardzo niestabilny stan, z którego wyprodukowanie „czegoś” jest prawie nieuniknione. Jednak prawa fizyki nie mogą być wyczarowane z niczego. W końcu najlepszą odpowiedzią jest to, że wynikają one z naszego istnienia w świecie, który ma swoje własne prawa – nasz istnieje bez powodu, ale z zasadami.
Myślę, ze książka jest przeznaczona jednak dla osób, które interesują się fizyką, a ściślej – kosmologią, a przynajmniej mają już podstawowe informacje z tej dziedziny. Z pewnością nie jest to pozycja popularnonaukowa, ale pełnowartościowa naukowa rozprawa, która dla laików może być męcząca.
Lawrence M. Krauss, Wszechświat z niczego. Dlaczego istnieje raczej coś niż nic, przełożył Tomasz Krzysztoń, Prószyński Media Sp. z o.o., Warszawa 2014
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl
[1] L.M. Krauss, Wszechświat z niczego. Dlaczego istnieje raczej coś niż nic, Warszawa 2014, s. 22.