„Pisanie to najlepsza rzecz, jakiej mogę poświęcić zawodowe życie”. Wywiad z Jakubem Małeckim

Rafał Siemko: Kiedy zobaczyłem zapowiedź Twojej najnowszej książki, jej tytuł wydał mi się trochę… długi. Poprzednie powieści: Dygot, Ślady, Rdza, czy też wznowiony niedawno Dżozef były tytułami jednowyrazowymi, które to w jakiś sposób były też słowami-kluczami do powieści, a Nikt nie idzie jest już tytułem dłuższym, bo ma aż trzy słowa.

Jakub Małecki: No rzeczywiście, tak się jakoś złożyło, że ostatnio tytuły miałem krótkie, ale nie był to jakiś z góry przyjęty zamysł, po prostu takie pasowały mi do tych książek. Do najnowszej idealnie pasował mi tytuł „Nikt nie idzie”, bo to fragment wiersza ważnego dla całej fabuły – a to, że jest inny, też akurat mi się podoba, bo ta książka również pod wieloma względami odbiega od wcześniejszych.

Dygot zaczął się od zdjęcia; Ślady od obrazów Malczewskiego. Od czego zaczęła się książka Nikt nie idzie?

Zaczęła się od jazdy tramwajem. To właśnie w tramwaju zobaczyłem niepełnosprawnego chłopca z plecakiem pełnym nadmuchanych balonów. Nie potrafiłem przestać o nim myśleć, dopisywałem sobie w głowie historie życia jego i jego rodziców, no i w ten sposób ułożyła mi się cała książka. Zupełnie nieoczekiwanie.

Niewątpliwie masz talent do wyszukiwania i opisywania chwil, momentów, pojedynczych obrazów, które wydają się odkrywać tropy jakiejś Tajemnicy w codzienności. Dygot był taki właściwie w całości, w Śladach scena pogrzebu Chwaściora, w Rdzy – ten motyw chyba najbardziej wbił mi się w pamięć z wszystkich Twoich powieści ­– motyw chowania zabawek do pralki. Choć oczywiście żadnej Tajemnicy równie dobrze może nie być, bo to są jedynie przeczucia. Natomiast są to fragmenty bardzo silnie zmetaforyzowane, a jednocześnie równie silne osadzone w codzienności. Jak to robisz? Czy szukasz takich motywów czy to wychodzi bezwładnie?

To nie jest tak, że ja tych motywów i sytuacji celowo szukam – raczej robią one na mnie takie wrażenie, że później, podobnie jak z tym chłopcem i balonami, nie mogę o nich zapomnieć. Mam wrażenie, że każde ludzkie życie w jakiejś części składa się z takich właśnie magicznych momentów, z takich mini-tajemnic, o których moim zdaniem warto opowiadać i pisać. Ja po prostu tak postrzegam rzeczywistość. Jako coś zwyczajnego i niesamowitego jednocześnie.

Nikt nie idzie jednak różni się od poprzednich powieści. Jest duże miasto zamiast małej społeczności lokalnej, bardzo wyraźne wątki główne i właściwie brak pobocznych (co jest tak bardzo inne od Śladów, które przecież były zbiorem miniatur literackich), no i przede wszystkim jest to literatura realistyczna, zarzuciłeś całkowicie obecne mniej lub bardziej w poprzednich powieściach elementy metafizyczne. Czy to rewolucja, czy raczej naturalna ewolucja Twojej prozy?

To właśnie jest dość dziwne, bo w wielu omówieniach moich książek wspomina się o takim „zwrocie”, natomiast ja nigdy nie podjąłem żadnej świadomej decyzji, żeby zmienić sposób, w jaki piszę – zawsze fascynowały mnie rozmaite odmiany niesamowitości, a teraz najbardziej ciągnie mnie w literaturze do czegoś, co na własny użytek nazywam magią codziennego życia. Dlatego też te opowieści są bardzo realistyczne, „z życia wzięte”. Nie wykluczam, że jeszcze kiedyś zwrócę się ku rzeczom bardziej wykraczającym poza naszą rzeczywistość, ale na razie nie czuję takiej potrzeby.

Jedno zostało niezmienione: bohaterowie są osobami istniejącymi na marginesie tego, co byśmy nazwali normą społeczną. Są w jakiś sposób nieprzystosowani. Gdyby ktoś mnie spytał, o czym pisze Małecki, to bym odpowiedział, że o obcości i samotności. Czy według Ciebie samotność jest treścią życia? Sam tytuł Nikt nie idzie…

Nie wiem, co jest treścią życia – być może nic – wiem natomiast, że mnie po prostu tacy niedoskonali, odmienni bohaterowie interesują znacznie bardziej niż ci udani, jednakowi, kompletni wewnętrznie. To właśnie o tych niedoskonałych, poruszających się gdzieś na krawędziach naszego pola widzenia, chce mi się pisać powieści.

„Lepiej być skrzypieniem podłogi niż przeraźliwie przeźroczystą doskonałością”…

Tego akurat wcale nie jestem taki pewien – to znaczy, ludziom udanym, pięknym, pewnym siebie żyje się znacznie prościej. Ci zewnętrznie i wewnętrznie potrzaskani, mimo, że bardziej ciekawi i niezwykli, zazwyczaj mają po prostu w życiu przerąbane.

Kiedy poczułeś, że jesteś pisarzem? Czy był taki moment, w którym powiedziałeś sobie: „to już”. Nie chodzi mi oczywiście o to, że zrezygnowałeś z pracy w banku, ale o ten moment: „chcę to robić, lubię to robić i wiem, że potrafię to robić”. Szczególnie ważna jest ta ostatnia rzecz, bo „chcę i lubię”, bez „potrafię” jest niebezpiecznie blisko grafomanii.

Nigdy właściwie tego momentu nie doświadczyłem. Mam w ogóle takie wrażenie, że nie istnieje coś takiego jak „umiejętność pisania książek”. Każda powieść jest osobnym wyzwaniem, w każdej wymyślamy się od zera. Być może kiedy skończę pracować nad kolejną książką, nigdy więcej żadnej już nie napiszę. Nie wiem, skąd biorą się we mnie te pomysły i historie, dlatego nie mogę być pewien, jak długo to wszystko potrwa.

Powiedziałeś, że zobaczyłeś chłopca, pojawiła się historia i nieoczekiwanie, prawie z zaskoczenia pojawiła się powieść Nikt nie idzie. Ale tak łatwo nie jest, bo między pomysłem a efektem końcowym jest wielki nakład pracy. Wiem, że masz w zwyczaju poprawiać i szlifować gotowy tekst do skutku. czasami ostateczna wersja powieści jest krótsza o jedną trzecią czy nawet połowę od pierwszej ukończonej. Z Nikt nie idzie było jeszcze inaczej – przepisałeś całą tę powieść, aby zmienić narrację z pierwszoosobowej na trzecioosobową. Piekło perfekcjonizmu?

Nikt nie idzie przepisywałem w całości dwa razy. Ale w pewnym sensie przywykłem już do takiego stylu pracy – do tego, że szlifowanie i poprawianie powieści zajmuje mi bardzo dużo czasu. W moim przypadku to chyba warunek konieczny, żeby wyszło coś przyzwoitego.

Szczerze mówiąc spodziewałem się raczej, że będzie raczej jak w przypadku Mikołaja, jednego z bohaterów Nikt nie idzie. Był to muzyk, który przestał grać na fortepianie, ponieważ był pewny, że jeśli będzie grał nadal, to popełni jakiś błąd i tym błędem zrujnuje ideał utworu, który istnieje w jego wyobrażeniu. Jak rozumiem, Ty nie obawiasz się, że któregoś dnia uznasz, że historia, którą masz w głowie jest idealna i próba przelania jej na papier zakończy się niepowodzeniem?

Nie boję się tego, bo tak się dzieje za każdym razem. I jestem już przyzwyczajony. Książka w głowie zawsze jest znacznie lepsza niż ta na papierze. Choćby dlatego, że pozostaje jeszcze niedookreślona, wszystko w niej jest możliwe. Ta na papierze ma już konkretną formę, nie leżą przed nią takie nieskończone możliwości.

A czy zdarza Ci się pomyśleć, że swoją wydaną już książkę mógłbyś lepiej napisać, coś poprawić, zmienić? Pod tym względem postacią wręcz anegdotyczną jest poeta, Ryszard Krynicki. Ma w zwyczaju wracać do swoich wierszy i je poprawiać, wydawać ponownie w nowej wersji. A czasami w trakcie spotkań autorskich zostawia w egzemplarzach swoich czytelników nie tylko dedykacje ale też odręczne poprawki wierszy, dopiski…

Mam tak niestety w przypadku każdej książki. Jestem perfekcjonistą, zawsze mi się wydaje, że mógłbym zrobić coś jeszcze troszkę lepiej…

Poznajesz nową osobę, zostajesz przedstawiony jako: Jakub Małecki, pisarz. Jakie są najczęściej reakcje tych osób?

Z reguły zainteresowanie – ja też nigdy wcześniej nie znałem nikogo, kto by pisał książki (śmiech)

Chodzi mi o to, jak to jest być pisarzem w Polsce? Czy trzeba się „tłumaczyć” ze swojego pisania?

Na początku trochę tak było – to znaczy, dowiadując się, że piszę, ludzie pytali najczęściej: „Ale gdzie można dostać tę twoją książkę?”, jakby sądzili, że ja ją sobie być może sam drukuję w domu i sprzedaję gdzieś pod straganem. Teraz spotykam się z takimi reakcjami coraz rzadziej. Mam też taką zasadę, że sam bardzo unikam tego tematu, bo mnie to jakoś krępuje – jeśli ktoś nie pyta, to po prostu nigdy się ze swoim życiem zawodowym nie wychylam.

Nikt nie idzie miało premierę tego samego dnia, kiedy premierę miało Królestwo, najnowsza powieść Szczepana Twardocha. Mogę sobie wyobrazić, że zarówno Wydawnictwo Sine Qua Non, jak i Wydawnictwo Literackie były z tej zbieżności terminowej bardzo niezadowolone, a jak Ty to widzisz? Czy czujesz jakąś rywalizację z innymi pisarzami o czytelników, o to, kto napisze lepszą powieść?

Nie czuję żadnej rywalizacji. Na szczęście każda powieść jest czymś tak osobnym i tak zamkniętym, że trudno w ogóle je w jakiś sposób porównywać. Te wszelkie rankingi, zestawienia, best of…, Top 10 i tak dalej, nie mają moim zdaniem żadnego sensu.

A może zostało Ci coś z poprzedniej pracy w korporacji i stawiasz przed sobą jakieś targety?

Aż tak to nie. Cel jest tylko jeden: napisać najlepszą książkę, na jaką mnie stać. Innych targetów nie ma.

Zadam jeszcze jedno pytanie, z kategorii tych, których zazwyczaj się nie zadaje, ponieważ są one o wszystkim i o niczym: dlaczego piszesz? Co Ci daje opowiadanie historii. Zrezygnowałeś w końcu z bezpiecznej, stabilnej posady w banku, aby robić coś tak bardzo innego.

Piszę, bo – jakkolwiek dziwnie może to zabrzmieć – daje mi to sens życia. Wydaje mi się to ważne, mam wrażenie, że pisanie to najlepsza rzecz, jakiej mogę poświęcić zawodowe życie.

A czy sam jesteś czytelnikiem? Czy masz jakieś pasje literackie? Jakiegoś autora, którego twórczość śledzisz? Być może chciałbyś polecić jakąś wartą uwagi książkę?

Moje literackie miłości często się zmieniają, więc mogę powiedzieć tylko o tym, co zrobiło na mnie wrażenie w ostatnim czasie. A były to Niksy Nathana Hilla, Syn Philippa Meyera, Ścieżki północy Richarda Flanagana oraz Kroniki portowe Annie Proulx.

Powiedziałeś kiedyś w jednym z wywiadów, że kończąc jedną książkę masz już w głowie plan kolejnej powieści. Wiem, że tak jest też i tym razem. Czy możesz zdradzić jakieś szczegóły?

Szczegółów to wolałbym jeszcze nie zdradzać, ale mogę powiedzieć, że rzeczywiście zacząłem pisać kolejną powieść, która też będzie mocno różnić się od tego, co wcześniej pisałem – choćby dlatego, że jednym z jej dwóch bohaterów będzie weteran wojny w Afganistanie.

Czego można Ci życzyć na najbliższe miesiące, lata?

Dalszego zapału do pracy i szybkiego metabolizmu.

Dalszego zapału i szybkiego metabolizmu zatem.

 

 

Zachęcam do śledzenia fanpage`a mojego bloga Pisane nocą; już wkrótce konkurs, w którym do wygrania będzie egzemplarz najnowszej powieści Jakuba Małeckiego Nikt nie idzie z podpisem autora.

tytułowe zdjęcie otrzymałem na potrzeby publikacji od autora, Fot. Marcin Łobaczewski

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *