Roman Polański po raz kolejny realizuje formę, która przyniosła mu wcześniej duży sukces. Zamyka dwójkę bohaterów w pustym pomieszczeniu i pozwala im na konfrontację. Poprzednio były to takie tytuły, jak Śmierć i dziewczyna czy też Rzeź. W Wenus w futrze Thomas, reżyser teatralny, pozwala udowodnić młodej aktorce Wandzie – nieokrzesanej, nieokiełznanej, a co najgorsze spóźnionej i nieprzygotowanej do castingu – że nadaje się do obsadzanej roli.
Thomas przygotowuje adaptację sztuki Wenus w futrze, dla której źródłem ma być XIX-wieczna nowela Leopolda von Sachera-Masocha (to właśnie od jego nazwiska pochodzi termin „masochizm”). Mężczyzna zawarł układ z baronową von Pistor, który skutkował dobrowolnym poddaniem się w jej niewolę na pół roku. W ramach eksperymentu mężczyzna został niewolnikiem kobiety. Thomas poszukuje aktorki, która byłaby zdolna podołać roli Wandy – hetery, wcielenia Wenus, która bez wysiłku będzie potrafiła okiełznać i zniewolić mężczyznę. Nie spodziewa się jednak, że fikcja przeniknie rzeczywistość.
U Polańskiego kobieta jest nieodgadnioną istotą. Wydaje się uległa i słaba. Paradoksalnie – właśnie to stanowi jej największą siłę. Z początku uległa, nieco późnej staje się stroną dominującą. Wanda-aktorka swoją wulgarnością i dezorientacją budzi co najwyżej irytację reżysera, ale kiedy zaczyna odgrywać rolę Wandy-Wenus przechodzi wielką metamorfozę. Thomas przeżywa fascynację tą postacią. Możemy obserwować na ekranie powołanie do życia bohaterki literackiej. Spostrzegawczy widz zauważy, że w filmie rozwija się nie tylko motyw bogini miłości, jaką okazuje się być Wanda, ale też Pigmaliona. Thomas czuje się zafascynowany postacią literacką, którą stworzył. Na scenie obserwuje jej ucieleśnienie – Wanda staje się Wenus. Był to niemal akt przeistoczenia, słowo stało się ciałem. I tak jak Pigmalion, Thomas pożałuje swojego czynu. Fikcja przechodzi w rzeczywistość. Dialogi ze sztuki zaczynają nabierać mocy sprawczej w naszym świecie. Tutaj dygresja: polski dystrybutor nie powinien wyróżniać dialogów ze sztuki kursywą na tle dialogów Wandy i Thomasa, które są pisane normalną czcionką. W mojej opinii powinna być zachowana jednolita edytorsko pisownia listy dialogowej, co podkreślałoby przenikanie obu światów – literackiego oraz rzeczywistego. Efekt byłby dużo lepszy.
Mężczyzna jest niewolnikiem swoich żądz (o czym może też świadczyć ostatni symboliczny motyw w filmie – Thomas przywiązany do gigantycznego fallusa), kobieta doskonale o tym wie i potrafi to wykorzystać. Wanda prowadziła swoją grę, od samego początku dążyła do zniewolenia Thomasa. Bazowała na dwóch czynnikach: próżności mężczyzny i jego zwierzęcym pożądaniu. Pozwoliła myśleć reżyserowi, że góruje nad nią intelektem (każdy mężczyzna uwierzy w to, że jest nieprzeciętne inteligentny, kiedy kobieta mu to powie – tak już jest), małymi krokami osłabiła jego czujność, subtelnie przejmując inicjatywę i ostatecznie pozbawiła go woli. Od początku Wanda bardzo eksponowała swój głęboki dekolt, odsłaniając piersi. Wykorzystywała siłę cielesności i pożądania. Jest to bardzo skuteczna broń w walce płci, gdyż uwarunkowana ewolucyjnie. Sądzę, że duża część męskiej widowni dopiero po kilkunastu minutach zauważyła, że w filmie są napisy i nie trzeba znać języka francuskiego. Mężczyzna jest podatny na manipulacje, co kobieta wykorzystuje i dąży do przejęcia kontroli nad jego ciałem i wolą. Wenus staje się jego dominą, kochanką, muzą. Thomas poddaje się temu dobrowolnie, pozwala odrzeć się z godności i dumy, ale nie czuje żadnych wątpliwości.
Wenus w futrze to ironiczna, przewrotna analiza ról, w które wtłacza nas społeczeństwo, arbitralnie dzieląc i oczekując od mężczyzn i kobiet realizacji pewnych powinności i cech, według których mężczyzna powinien być dominujący, a kobieta uległa. Kobieta ma być muzą i natchnieniem do aktywności, a mężczyzna powinien działać. Oczywiście Polański nie zadowala się tradycyjnymi schematami. Widzimy, jak między bohaterami toczy się gra o zdominowanie partnera. Jednak kontrolowanie sytuacji przez Thomasa jest jedynie pozorne. W pewnym momencie spostrzegamy, że dokonała się zamiana ról – to Wanda pełni rolę reżysera nie tylko przedstawienia, ale także ich pełnej nieokreślonych emocji, dziwnej relacji. Ostatnia scena, o której już wspominałem, może mieć też inne znaczenie. Thomas przywiązany do gigantycznego fallusa jest ucharakteryzowany na kobietę. Można to odczytywać jako wewnętrzne pragnienie mężczyzny do poddania się dominacji, które jest niemożliwe do zrealizowania przez zewnętrzny przymus odgrywania roli samca, nadany przez społeczeństwo.
Wenus w futrze to film genialny. Dialogi są inteligentne i zabawne, choć chwilami w komizmie pojawia się nieco goryczy. Opowieść jest wielowątkowa. Podejmuje zarówno problem stosunku autora do swojego dzieła, jak i wizję stosunków damsko-męskich, które przypominają walkę o dominację. Kto potrafi zdominować, wygrywa, kto zostanie zdominowany, przegrywa. Wenus woła trzy razy: „Zdominuj mnie”, choć to ona chce przejąć kontrolę nad Thomasem. A on, mimo że sprawia mu to ból, pozwala się kontrolować. Jest to słodka niewola, cierpienie jest przyjemnością. Miłość i pożądanie stają się jakąś formą masochizmu.
Film to również popis aktorski pary: Emmanuelle Seigner i Mathieu Amalrica. Oboje wspaniale odegrali podwójne w istocie role, swobodnie czuli się na scenie. Widać, że dobrze się bawili. Scenariusz jest błyskotliwy i inteligentny, co sprawia, że to nie jest jedynie lekka komedia, ale przede wszystkim głębokie, wielowymiarowe dzieło, które należy znać.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl
Wenus w futrze reżyseria: Roman Polański scenariusz: Roman Polański, David Ives Emmanuelle Seigner – Vanda Mathieu Amalric – Thomas