Lincoln w Bardo – już od długiego czasu ten tytuł przewijał się w internetowych serwisach literackich, blogach, czy też w czasopismach. Nic dziwnego, powieść została nagrodzona Bookerem w 2017 roku i odniosła sukces w wielu krajach. Teraz, za sprawą Wydawnictwa Znak ukazało się jej polskie wydanie.
Odpowiadam na pytanie, które narzuca się od razu: tak, chodzi o tego Lincolna – Abrahama Lincolna, prezydenta Stanów Zjednoczonych, za kadencji którego rozpoczęła się wojna secesyjna. Jednakże to nie ten konflikt będzie tematem powieści Saundersa, będzie on zaledwie tłem dla opowiedzenia przejmującej historii o utracie i próbach przezwyciężenia pustki, jaką pozostawia po sobie śmierć ukochanej osoby. Śmierci nagłej, niespodziewanej i przedwczesnej.
Powieść zaczyna się przejmującą wizją, w której prezydent Stanów Zjednoczonych wystawia wielkie i szykowne przyjęcie podczas gdy ich syn leży w swoim pokoju na piętrze rozpalony gorączką spowodowaną tyfusem. Przyjęcie licuje nie tylko z tą osobistą tragedią Lincolna ale też z sytuacją w kraju, w którym wciąż toczą się bitwy i umierają ludzie. Już niedługo na cmentarzu w Georgetown pochowany został Willie Lincoln, 12-letni syn Abrahama i Mary Lincolnów. Chłopiec zmarł na dur brzuszny i to właśnie on został uwięziony w stanie przejściowym między życiem a śmiercią. Znajduje się w zawieszeniu, w swego rodzaju odpowiedniku Limbo. Znalazł się w tym przedziwnym dla siebie stanie i nie rozumie jeszcze, że już zmarł. Razem z nimi są też inni umarli, którzy obserwują zarówno jego jak i żywych. Te głosy, o których wspomniałem na początku to wyjątki z pism (pamiętniki, dzienniki, notki prasowe) z epoki ale już niedługo ich miejsce przejmują głosy umarłych (naturalnie wytwór wyobraźni autora), którzy obserwują to, co się dzieje w świecie żywych i komentują wydarzenia, których są świadkami. Willie natomiast wciąż czeka, aż jego ojciec po niego wróci i zabierze go do siebie.
Zdanie lub dwa wyjaśnienia: „Bardo” jest terminem buddyjskim, tłumaczony z sanskrytu dosłownie oznacza: stan pośredni. Pojęcie określa stan przejściowy, najczęściej stan pośredni pomiędzy śmiercią a kolejnymi narodzinami.[1] Jest to o tyle ważne, aby znać ten termin najlepiej jeszcze przed rozpoczęciem lektury, że pozwoli nam to od razu wejść w powieść bez nieporozumień i początkowych wątpliwości dotyczących tego, kto do nas mówi z kart książki. A to dlatego, bo narracja jest prowadzona w sposób wykraczający poza tradycyjną formę epiki. Przeplatają się dwie formy; narracja linearna, którą można nazwać tradycyjną dla powieści oraz forma quasi-dramatyczna, w której wypowiedź jest podzielona na „głosy”, kiedy to kilka osób opowiada o tym samym wydarzeniu z własnej perspektywy.
Gdybym dał się owładnąć konieczności katalogowania, to nazwałbym Lincolna w Bardo powieścią eksperymentalną, w której przeplatają się ze sobą horror gotycki, dramat, fantasy, powieść lingwistyczna oraz historyczna. Autor doskonale potrafi posługiwać się językiem, zmieniając styl w zależności od tego, kto przemawia. Inaczej będzie mówił niewykształcony biedak, inaczej przestępca, a jeszcze inaczej mieszczanin. Autor ma wielki talent do pracy z materia języka. Duchy, które przemawiają w powieści pochodzą z różnych grup społecznych, odebrali różne wykształcenie, co widać doskonale w języku, którym się porozumiewają. Przeplatają się nie tylko stylizacje ale też komizm i tragizm. Cierpienie i radość, miłość i nienawiść. Zastanawiam się na ile Saunders został zainspirowany klasykiem literatury amerykańskiej, cyklem wierszy Spoon River Anthology (w Polsce lepiej znany jako: Umarli ze Spoon River) autorstwa Edgara Lee Mastersa. Książka stanowi zbiór monologów wypowiadanych przez nieżyjące osoby. Podobnie jak dantejscy potępieńcy, tak u Saundersa duchy manifestują się z deformacjami odpowiednimi do ich moralnych braków bądź przywiązani do Ziemi troskami, których nie udało im się rozwiązać za życia; i tak na przykład kobieta, która nie potrafi uwolnić się od swoich trzech córek jest uciskana przez trzy świecące kule; skąpiec jest zmuszony unosić się w powietrzu jak igła busoli, skierowany głową w stronę tej jego własności, o którą najbardziej się w danym momencie martwi. W tej materii Lincolna… można to porównywać do Boskiej komedii ale bliżej polskiemu czytelnikowi będzie do odnajdywania analogii z mickiewiczowskimi Dziadami. Tak, jak w Dziadach tak i tutaj duchy będą miały możliwość odkupienia swoich win.
Duchy są uwięzione w przestrzeni, która jest w zasadzie groteskowo nierealna. Tak jak groteskowe jest ich zachowanie. Nie chcąc zaakceptować własnej śmierci próbują zaklinać rzeczywistość, ich wypowiedzi na temat rzeczywistości, w której się znaleźli są niekończącym się pasmem eufemizmów, stosują wszelkiego rodzaju ekwilibrystykę intelektualną, aby uniknąć konfrontacji z rzeczywistością. A Willie… Willie jest po prostu zagubiony w swoim położeniu. Wciąż czeka na swojego ojca i nie potrafi zrozumieć, dlaczego ten nie zabrał go z powrotem do domu.
George Saunders stworzył nietuzinkowe dzieło. Powieść, która przypomina czym jest miłość i współczucie. Choć autor opisuje niezwykle bolesne wydarzenia oraz emocje, robi to z wielką czułością dla swoich bohaterów (oraz czytelników) i z subtelnym poczuciem humoru. A przy tym jesteśmy świadkami kształtowania się nowego gatunku literackiego, który funkcjonuje w stanie przejściowym między powieścią, dramatem a poematem; takie literackie Bardo.
[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Bardo_(stan)
George Saunders, Lincoln w Bardo, Tłumaczenie: Michał Kłobukowski, Wydawnictwo Znak, Kraków 2018