Medea – spektakl Teatru Polonia

Historia Medei jest jedną z najbardziej poruszających i wstrząsających historii, jakie znamy z mitologii grackiej. Była ona żoną Jazona, z miłości do wybranka zdradziła ojca i zabiła brata. Zdradzona przez Jazona postanawia zemścić się w najokrutniejszy sposób – zabijając dzieci, które były owocem ich związku.

W spektaklu Doroty Kędzierzawskiej następuje przeniesienie środka ciężkości z matki na jej dzieci. W centrum uwagi nie jest Medea, która mścić się na mężu mordując dzieci, ale właśnie jej ofiary – synowie, którzy nie mogli się ochronić przed szaleństwem matki. Dlaczego właśnie w ten sposób dramat autorstwa Eurypidesa zreinterpretowały autorki sztuki, Kate Mulvany i Anne-Louise Sarks? Oczywiście – jak wszystko w teatrze – ma to swój cel.

Już w ekspozycji widzimy zapowiedź dalszych wydarzeń. Chłopcy bawią się w wojnę, strzelają do siebie i umierają na niby. Bawią się w Argonautów, podróżując w wyobraźni – śladami prawdziwej wyprawy ojca – po złote runo. Opowiadają własnymi słowami, z dziecięcą prostotą o wyprawie Jazona do Kolchidy, gdzie spotkał Medeę, która zdradziła swego ojca i zabiła brata, aby pomóc mu zdobyć przedmiot, który był celem ekspedycji. Historia o odwadze, męstwie, miłości i oddaniu przemienia się w studium rozpadu rodziny, kiedy Medea wchodzi na scenę, aby poinformować synków o tym, że ich ojciec chce, aby zamieszkali z nim i z jego narzeczoną w pałacu. Dla nich to bardzo dobra informacja, bo kto by nie chciał mieszkać w pałacu. Nie rozumieją jak wielka tragedia ich matki się za tym kryje. Niewiele rozumieją ze świata dorosłych, który pozostaje dla nich pewną abstrakcją; rzeczywistością „poza”, obcą im. Dochodzą do nich jedynie fragmenty, urywki rozmów, informacji, które tak naprawdę niewiele dla nich znaczą. Wiedzą, że ich rodzice mają się rozstać, ale nie pojmują dlaczego i co tak naprawdę to dla nich oznacza.

Kiedy obserwujemy, jak się bawią, przekrzykują, drażnią siebie nawzajem chce nam się śmiać z politowaniem z tych dziecinnych igraszek, jednakże wiszące nad nimi fatum wzmaga w widzach jedynie trwogę i nakazuje oczekiwać w zdenerwowaniu na to, co musi się wydarzyć. Jak zły duch pojawia się ich matka, śpiewając pieśni. Istotną rolę odegrała tutaj scenografia – Magdalena Boczarska w tych sekwencjach była ukryta za półprzezroczystą kotarą, na ciemnym tle, podświetlana od dołu światłem jednej lampy. Wyglądała dzięki temu jak zjawa z zaświatów. Niepokój wzrasta w miarę rozwoju fabuły. Każde kolejne nadejście matki jest odbierane z tak samo wielkim niepokojem, a jej wyjście z pokoju dzieci z ulgą. Niełatwo jest jednak ją ocenić jako demoniczną albo niespełna umysłu. Jej śpiew jest płaczem zdradzonej kobiety, która miała za chwilę stracić wszystko, co najcenniejsze w jej życiu – miłość męża oraz dzieci. Wiedziała doskonale, że synowie z nią nie zostaną, ale przeniosą się do pałacu ojca. Dziwne, niepojęte i zwodnicze jest to, że Medea w finalnej pieśni twierdzi, że nie chodzi jedynie o zemstę na niewiernym małżonku, ale pozbawiając życia dzieci chroni je przez złym światem. Symbolicznie wracają oni do jej łona, gdzie były bezpieczne. Człowiek potrafi sobie zracjonalizować każdą niegodziwość.

Powierzenie głównych ról dwóm chłopcom było niewątpliwie aktem odwagi ze strony Teatru Polonia. Młodzi aktorzy doskonale wywiązali się z wyzwania, które przed nimi stanęło. Byli dziećmi. Prawdziwymi dziećmi, które kochały zabawę, dogryzać sobie wzajemnie, próbowały zrozumieć świat dorosłych. Delikatne seplenienie Leona było wręcz urocze. Bardzo ważnym elementem spektaklu jest również scenografia. Stanowi ona formę graficznego uzupełnienia dialogów. Kiedy Teoś i Leon opowiadają o wyprawie ojca widzimy nad sufitem narysowane dziecięcymi rękami ilustracje, przedstawiające kolejne wydarzenia z podróży. Widzimy, w jaki sposób wyobrażają sobie życie w pałacu. Są to ilustracje uproszczone tak jak dziecięce rozumienie świata. Kiedy sobie uświadomimy tak wielką przepaść między dziecięcym rozumieniem świata a dorosłym, tym bardziej wzmaga to złość i sprzeciw wobec bezlitosnego zła, które ma pochłonąć swe niewinne ofiary.

Jest taki wiersz autorstwa Wisławy Szymborskiej, który może być paralelą dla spektaklu Doroty Kędzierzawskiej. Nosi on tytuł „Noc”, a opowiada o znanej historii biblijnej Mojżesz i Izaaka. Noblistka dokonuje w nim reinterpretacji tego epizodu, wchodząc w rolę dziecka, które dowiedziawszy się o niej na lekcji religii nie potrafi pojąć za jakie przewinienie Izaak musiał ponieść śmierć.

NOC

I rzekł Bóg: Weźmij syna twego jednorodzonego, 
którego miłujesz, Izaaka, a idź z nim do ziemi 
Moria i tam go ofiarujesz na całopalenie na 
jednej z gór, którą tobie wskażę. 
Co takiego zrobił Izaak, 
proszę księdza katechety? 
Może piłką wybił szybę u sąsiada? 
Może rozdarł nowe spodnie, 
gdy przechodził przez sztachety? 
Kradł ołówki? 
Płoszył kury? 
Podpowiadał? 
Niech dorośli 
leżą sobie w głupim śnie, 
ja tej nocy 
muszę czuwać aż do rana. 
Ta noc milczy, 
ale milczy przeciw mnie 
i jest czarna 
jak gorliwość Abrahama. 

W obu utworach jak sądzę sens i główne zadanie przed odbiorcą pozostaje to samo – autor w jednym jak i w drugim przypadku nakazuje odbiorcy przyjąć rolę dziecka, jego punkt widzenia. Dopiero wtedy można sobie uświadomić jak absurdalna i chora jest cała ta sytuacja. Gwałci nasze elementarne poczucie sprawiedliwości, ponieważ nie ma winy a jest kara, a szczególnie że chodzi o dzieci, czyli istoty niewinne, które jeszcze nie poznały zła.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w portalu TerazTeatr.pl

 

Czas trwania: 60 minut, bez przerwy

Data premiery: 22 maja 2014

Reżyseria: Dorota Kędzierzawska

Tłumaczenie: Karolina Kołtun

Scenografia i światło: Arthur Reinhart

Kostiumy: Małgorzata Zacharska

Muzyka: Daniel Pigoński

Autorzy tekstów piosenek: Piotr Lachmann, Bogdan Chorążuk

Animacje: Eliza Płocieniak-Alvarez

Konsultacje szermiercze: Michał Zabłocki

Asystent scenografa: Małgorzata Domańska

Producent wykonawczy i asystent reżysera:Marta Więcławska

Casting: Małgorzata Adamska i Żywia Kosińska

Obsada: 

W roli Medei: Magdalena Boczarska

W rolach Leona i Teosia: Feliks Matecki, Wincenty Matecki, Jan Rogaliński, Adam Tomaszewski
Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *