Don Juan na Scenie Przodownik to chyba jedyne jak dotychczas przedstawienie, które widziałem, a które rozpoczęło się już w poczekalni, przed wejściem na widownię. Aktor odgrywający w spektaklu aktora przez megafon zaprosił widzów na swoje miejsca, aby już od razu rozpocząć monolog okraszony popisem (braku) umiejętności fechtunkowych. Wchodzącym na widownię rzuciła się od razu w oczy scenografia, która jednoznacznie budziła skojarzenia z Siódmą pieczęcią Ingmara Bergmana – cała scena była zasypana ziemią, na niej stały fotele, na jednym z nich były szachy, z tyłu leżał zniszczony fortepian.
Na scenę chwilę później wszedł on – reżyser, kreator, twórca. Autor filmów, które próbują dotrzeć do prawdy metafizycznej. Nie chce rozmawiać o swoich filmach. Kiedy mówi o swoim największym strachu – śmierci kreatywności, na scenę powoli, luźnym krokiem wchodzi bohater, któremu poświęcone jest przedstawienie. Libertyn, sybaryta, ateista. Mężczyzna, który wierzy, że poza naszym, widzialnym, materialnym światem nie ma nic. Cóż więc mu zostaje w życiu? Hedonizm albo nuda. Wybrał to pierwsze. Wybrał rozkosz. A co może dawać większą rozkosz niż seks? Za każdym razem z inną kobietą oczywiście. Sam mówi, że nie można ograniczać się do pierwszej pięknej kobiety, która uwiodła nas swoimi wdziękami, wszak na świecie jest wiele innych, równie urodziwych kobiet. I właśnie ich poszukuje. A w grze namiętności nie ma zasad ani reguł. Granica między prawdą i kłamstwem zaciera się, prawda jest kłamstwem i kłamstwo prawdą. Don Juan Moliera spotyka się ze śmiercią Bergmana. Jak potoczy się ta szczególna konfrontacja?
Don Juan się bawił kobietami. Im trudniej było złamać wolę kobiety, tym większa przyjemność, kiedy się to udało. Widok złamanej woli kobiety przynosił mu największą rozkosz. poznajemy go, kiedy skłonił wstępującą do klasztoru Elwirę do złamania ślubów, a już powziął zamiar porwania zakochanej w innym kobiety, uwiedzenie hożych wieśniaczek Karolki i Małgośki. Bohater traktował kobiety jedynie jako źródło fizycznych uciech, trudno przyznać, że widział w nich ludzi. Ciekawe jest to, w jaki sposób przedstawiona jest Elwira. W pewnym momencie przychodzi do Don Juana, aby wypomnieć mu przysięgi i śluby wiecznej miłości, którymi ją mamił. Zdradzona dziewczyna wykonywała sztywne, mechaniczne ruchy jak robot. Bez wątpienia tego rodzaju zabieg miał na celu zwrócić uwagę na fakt, że Don Juan przedmiotowo traktował kobiety. W końcu dziewczyna się rozpada. Zdrada jest w pewnym sensie śmiercią. Zdradzony nie potrafi się otworzyć na miłość.
Malabar Hotel stworzyło ciekawy kolaż dwóch kontrastujących ze sobą dzieł. Utworów Moliera oraz Bergmana nic nie łączy, ale udało się umiejętnie nanizać je na jedną nić znaczenia. Rozkosz i śmierć. Eros i Tanatos – ten motyw obecny w sztuce powraca również tutaj. O ile – jak pisał Lechoń – miłość chroni od śmierci, a śmierć od miłości, to tutaj rozkosz, do której dąży Don Juan jest pusta, a przez to jest dla niego formą śmierci. Podtytuł spektaklu brzmi: „Nasze własne inferno”. Don Juan ucieka się do wciąż nowych podbojów i wrażeń, gdyż obawia się przywiązania, „należeć” do jednej osoby. Cierpi przez to, gdyż czuje, że ślizga się po powierzchni życia, ale też to cierpienie sprowadza sam na siebie. Antonius z Siódmej pieczęci otrzymawszy od Śmierci kilka dodatkowych dni wyrusza w ostatnią podróż, w poszukiwaniu sensu życia, Tajemnicy, Boga. Don Juan nie wykazuje natury refleksyjnej. Daje się porwać namiętnościom, nawet w obliczu śmierci. On wierzy w życie.
Don Juan to przedstawienie ciekawe, nowatorskie i otwierające przestrzeń do nowych interpretacji klasycznych utworów. Malabar Hotel przyzwyczaił nas już do stosowania w swoich przedstawieniach techniki kolażu, scenografii wspartej multimediami, a także teatru kukiełkowego. Tak jest również w tym przypadku. Nie obyło się również bez epizodów, które mogły wzbudzić niezdrowe emocje wśród publiczności. Pierwszy to dosyć dosadny sposób ukazania stosunku płciowego (jednakże miało to swój cel – skontrastowanie ślepego pożądania z idealną, czystą miłością), kolejny wątek, kiedy Don Juan całuje statuę Matki Boskiej mógłby uchodzić za bluźnierstwo. Jednakże każdy z nich ma swoje uzasadnienie w sztuce.
Przedstawienie Marcina Bartnikowskiego może wzbudzać różne emocje – rozbawienie, zdziwienie, a nawet oburzenie, jednakże najważniejsze jest to, że jest przemyślane i wolne od efekciarskości i z całą pewnością nie jest nastawione na prowokację. Prowokuje jedynie do myślenia, ale wymaga też otwartości na nowe doznania.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu TerazTeatr.pl
Reżyseria: Ewa Piotrowska Scenariusz: Marcin Bartnikowski Scenografia: Marcin Bartnikowski, Marcin Bikowski Lalki: Marcin Bikowski Kostiumy: Ewa Woźniak Muzyka: Anna Świętochowska Kierownik produkcji: Natalia Mołodowiec Obsada ŚMIERĆ/KRYTYK: Irena Jun DON JUAN: Marcin Bikowski SGANAREL/BERGMAN: Marcin Bartnikowski AKTORKA (ELWIRA, KAROLKA): Natalia Sakowicz AKTOR (PIETREK, MAŁGOŚKA, DON CARLOS): Bartosz Budny