Pamiętam, że na studiach wpadła mi w ręce Tęcza grawitacji Pynchona. Nie było to przypadkowe spotkanie, gdyż od dłuższego czasu polowałem na tę książkę. Była dziwna. Tak bardzo dziwaczna, że dałem się jej porwać całkowicie. Zrobiła na mnie – kolekcjonerze literackich kuriozów – wrażenie jeszcze silniejsze niż Ulissess. Bohaterem Tęczy… była V-2, rakieta, która miała pomóc Nazistom pokonać Anglię podczas II wojny światowej. Samej powieści nie da się streścić – nagłe zmiany narratorów, miejsca i czasu akcji, wątków skutecznie to uniemożliwiają. Dzisiaj Pynchon wraca z nową powieścią, której akcja osadzona jest we współczesności i jest bardzo silnie związana z problemami terroryzmu, Internetu i szpiegostwa. Amerykanin udowadnia w niej, że wciąż potrafi zadziwiać.
W sieci to wielowątkowa powieść (którą chyba można nazwać detektywistyczną) osadzona w pamiętnym 2001 roku w Nowym Jorku, w środowisku przeżywających wówczas boom firm informatycznych i technologicznych. Powieść w pewnym stopniu nawiązuje do wydarzeń z września, jednakże głównie podejmuje problem zmian rzeczywistości po pojawieniu się Internetu, oraz ceny, jaką niesie ze sobą kapitalizm. Pynchon w swojej powieści miesza jednak kilka stylów i konwencji literackich, takich jak: powieść kryminalna, powieść kobieca, dla nastolatków, fantastykę naukową, a nawet satyrę. Bawi się konwencjami i wymaga od czytelnika pewnego obycia w literaturze, szczególnie w popkulturze, ponieważ nawiązań, aluzji oraz odniesień do niej jest cała masa.
Maxine Tarnow, prywatna detektyw, zostaje zatrudniona, aby sprawdzić Gabriela Ice`a, prezesa firmy komputerowej zajmującej się bezpieczeństwem. Okazuje się, że miliarder wspiera finansowo terrorystów. W tym samym czasie przyjaciele Maxine opracowują aplikację pozwalającą eksplorować niedostępne strony internetowe, niedostępne dla przeciętnych użytkowników sieci. Akcja toczy się w zarówno w cyberprzestrzeni jak i w świecie rzeczywistym. W świecie wirtualnym dochodzi o konfrontacji awatarów. Bohaterowie spotykają osoby uznawane od dawna za martwe, ponieważ okazuje się, że w czeluściach Internetu istnieją ich wirtualne wersje, przechowywane jako coś w rodzaju bazy danych. A sieć się rozrasta. Internet zawiera całą masę danych, których nie da się objąć rozumem. Jest ich już zbyt wiele. W tym gąszczu danych trudno jest odróżnić mądrość od głupoty. Czy właśnie tym jest postmodernizm? Nadmiarem informacji nad którym nikt nie sprawuje kontroli? Zarówno jakościowej jak i ilościowej?
Powieść ma bardzo ciekawą narrację. Bardzo często ulega zmianie. Raz narratorem jest Maxine – główny bohater, czasami nikt, a czasami wydaje się być to amerykański pisarz, komentujący rzeczy, które mu się nie podobają. Ten zabieg jest podyktowany multikonceptualnością powieści i jej wielowątkowością. Fabuła „skacze” z wątku na wątek i z gatunku literackiego na gatunek. Można mieć wrażenie, że do ucha autora szeptało kilka osób i każda z nich miała inną wizję powieści – przynajmniej jeśli chodzi o jej stronę formalną. Taka mała pisarska, twórcza schizofrenia. Całości dopełniają oryginalni bohaterowie, którzy co rusz pojawiają się w powieści.
Thomas Pynchon w swoich powieściach widzi i opisuje świat jako całość. Cały kosmos. I nie jedynie zjawisko, o które od wieków pytają filozofowie oraz poeci, ale odnosi się równie często do nauki. Jest on chyba najwierniejszym wobec fizyki kwantowej z pisarzy. Odrzuca linearność czasu, nie jest zwolennikiem prostego związku przyczynowo-skutkowego. Woli raczej odnieść się do rzeczywistości, której bliżej do teorii nieoznaczoności Heisenberga niż uporządkowanej rzeczywistości Newtona. Jego bohaterowie pozostają w ciągłym ruchu, nieco bezwolnym, przypadkowym, w którym następują również przypadkowe interakcje. Chaos jest znakiem rozpoznawczym świata.
Język Pynchona jest jednym z najwspanialszych, jakie zna literatura współczesna. Jest tak dziwaczny i znakomity zarazem, tak odświeżający, że chce się go chłonąć każdym porem skóry i tą narracją oddychać. Pełno w nim kolokwializmów, skrótowców i trochę żargonu, ale dodaje to tylko plastyczności światu przedstawionemu w powieści. Pynchon bawi się również materią języka, jego rytmem i znaczeniami. Jego żart staje się coraz bardziej agresywny i obraźliwy – jak to ma miejsce coraz częściej w popkulturze. Jednakże żart Pynchona balansuje niebezpiecznie na granicy nihilizmu, czarny humor zaczyna przeważać. A robi to w dosyć ryzykowny sposób, ponieważ nie boi się obrażać nawet czytelnika, o tyle, że chce udowodnić odbiorcy, iż brak u niego zrozumienia dowcipu, brak humoru, a nawet brak intelektu pozwalającego zrozumieć żart. Odważne? Szalone?
Już w Tęczy grawitacji Pynchon zadał pytanie o mechanizmy kontroli i władzy. Wydaje się, że choć świat wkracza w nową erę informacji, to pytanie to wciąż pozostaje ważne i domaga się odpowiedzi. Rzeczywistość ulega przemianom, ale ludzi się nie zmieniają. Władza wciąż próbuje narzucić ludziom ceniącym różnorodność i indywidualność kulturę jedności i integracji.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu Booklips.pl
Thomas Pynchon, W sieci, z angielskiego przełożył: Tomasz Wyżyński, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2015.