Książka zaczyna się obiecująco. Autor we wstępnie zaznacza, że obok siebie żyją Katolicy i ateiści, że każdy ma swoją historię, każdy ma swój powód aby wierzyć bądź nie wierzyć i w zasadzie, to mamy ze sobą więcej wspólnego niż nam się wydaje. Mówi, że będzie próbował porównać oba światopoglądy, aby odnaleźć punkty wspólne i miejsca, w których ścieżki wszystkich się zbiegają. Zaczyna się obiecująco, ale niestety dosyć szybko Sosnowski zaczyna ewangelizować czytelnika. Początkowo nawet wydaje się, że rzeczywiście być może zdobędzie się na jakiś odważny krok, ale uderza w znajomy ton i powtarza myśl, którą już nieraz każdy z nas słyszał: Kościół jest święty, to jego przedstawiciele odpowiadają za wszystko, co wypaczone. Całe szczęście unika dialektyki kaznodziejskiej.
We wstępie Sosnowski robi bardzo ciekawą rzecz, która niezmiernie mnie zaintrygowała – spróbował zrekonstruować tok rozumowania wierzącego i ateisty, kiedy ci stają naprzeciw siebie. Wykonał coś w rodzaju wiwisekcji, wymyślając rozmowę między nimi i argumenty, które powstają w ich głowach w trakcie dyskusji. Sądzę, że ta próba wejścia w świadomość wierzącego i jego adwersarza obnażyła sedno problemu, który istnieje między tymi dwoma światopoglądami – jeżeli nie ma punktu wspólnego, wspólnej płaszczyzny myślenia, jakiekolwiek porozumienie jest niemożliwe (w myśl zasady, że kompromis to sytuacja, w której obie strony są niezadowolone). Wierzący i ateiści po prostu poruszają się innym torem jazdy. Na przykład widać, że Sosnowski pisząc o wątkach z Pisma Świętego, przyjmuje je z góry jako prawdziwe. Jako Słowo Boga. Pamiętam, kiedy pewnego razu miałem okazję słuchać argumentacji pewnej katechetki, która chciała przekonać (czy raczej utwierdzić przekonanie uczniów) o „fakcie” Zmartwychwstania. Otóż jednym z argumentów było to, że kobiety, które szły do grobu, w którym złożono ciało Jezusa napotkały głaz odrzucony kilka metrów dalej, a przecież głazy grobowe ważyły prawie tonę i żaden człowiek nie mógłby samodzielnie odrzucić tego głazu na kilka metrów. Musiał to więc zrobić sam Chrystus, który dysponował nadludzką siłą. A poza tym spotkały aniołów, które powiedziały im, że Jezus zmartwychwstał. A zatem Biblia dowodzi, że zmartwychwstanie jest faktem. Wszystko się zgadza, Pismo Święte dowodzi tego faktu, jednakże taż katechetka zapomniała o jednym – nie ma dowodów, że Biblia mówi prawdę. U Sosnowskiego również odnalazłem ten ton niezachwianej wiary w objawione w Biblii Słowo Boże. Co prawda nie zbliża się nawet do tak infantylnych i naiwnych wniosków, jak ów katechetka, jednakże nie da się nie zauważyć tej wiary.
Swoją drogą bardzo ciekawe jest to, jak bardzo Katolicy czytający i znający Biblię zmagają się z jej treścią. Czasami – szczególnie zdarza się to u krytycznie nastawionych i myślących Katolików – muszą uciekać się do czegoś, co ja nazywam mianem „teologicznej ekwilibrystyki”, czyli stosują odwrotność brzytwy Ockhama. Na niektóre „prawdy” zawarte w Biblii nie ma po prostu innego wyjaśnienia, jak tylko fakt, że zostały napisane przez konkretnych ludzi dla konkretnych ludzi, w konkretnej sytuacji czasowej i geopolitycznej i nie mogą być stosowane jako uniwersalizmy. A czasami wręcz są moralnie odpychające i bez względu na to, na jakie wyżyny nadinterpretacji byśmy się wspinali, nie da się tego zmienić.
Uczciwość nakazuje mi przyznać, że czasami autor wychodzi poza kręg wiary i religii. Poświęca również rozdział bonobo – uznawanym za najbliższe nam naczelne, nawiązując do doskonałej książki De Waala. Kwestii ewolucji jedynie dotyka, nie wgłębiając się za bardzo w nią. Jest to jedynie odskocznia od interpretacji dalszych wątków z Biblii. Gdzieś między jednym rozdziałem a drugim pisze też o duchowości ateisty, ale też mam nieodparte wrażenie, że postrzega ją w znanych sobie, religijnych ramach. Sosnowski ponadto interpretuje kerygmatycznie teksty kultury. Poświęca temu zagadnieniu cały rozdział zatytułowany Kult i kultura. Znajdziemy tam teksty poświęcone utworom Miłosza, Tokarczuk, Rymkiewicza czy też nawet Dicka.
Nota wydawcy, mówiąca, że jest to książka dla Katolików i Antykatolików jest na wyrost. Jest to książka dla Katolików, książka ewangelizująca, przynosząca „humanizujące” interpretacje Biblii (swoją drogą w publicystyce skrajnej prawicy „humanizm” jest piętnowany jako próba zastąpienia Boga człowiekiem), przeznaczona raczej dla ludzi o bardziej otwartych umysłach, którzy sytuuje się zdała od obu skrajności. Moim zdaniem doskonale definiuje rodzaje ateizmu i tłumaczy ich źródła, ale poza tym dla „antykatolików” ani ateistów tak naprawdę nie będzie zbyt interesująca. A podejrzewam nawet, że dla zagorzałych Katolików będzie nie do zaakceptowania.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu Literatki.com
Jerzy Sosnowski, Co Bóg zrobił szympansom?, Wielka Litera, Warszawa 2015.