Historia Jakuba to kolejny spektakl powstały w ramach współpracy Tadeusza Słobodzianka oraz Ondreja Spišáka. Sukcesy ich wcześniejszych produkcji, takich jak na przykład: Nasza klasa, Merlin. Inna historia, Prorok Ilja, czy też Młody Stalin sugerują, że widzów czeka wspaniała uczta teatralna.
Marian zaraz przed studiami poczuł powołanie do kapłaństwa. Seminarium okazuje się siedzibą cwaniaków, dla których nie jest najważniejsze to, aby dochować ślubów, ale to, aby nie dać się złapać. Pierwsza parafia, do której trafia po święceniach jest prowadzona przez proboszcza alkoholika, który regularnie na plebanii współżyje z gosposią. Największe zwątpienie przychodzi jednak wtedy, kiedy zaczyna spowiadać swoich parafian. Słuchanie o niegodziwościach, jakich się dopuszczają wydaje się ponad jego siły. Zło, które czynią staje się dla niego brzemieniem niemal nie do udźwignięcia, jest na skraju załamania i chce odejść ze stanu duchownego. Nie jest buntownikiem, nie ocenia, nie potępia. Upadek innych ludzi odczuwa jako własną porażkę. Rola spowiednika zaczyna go niszczyć wewnętrznie. W tym samym czasie dowiaduje się od matki, że nie jest jej biologicznym synem, ale ocalałym w czasie wojny potomkiem żydowskiej rodziny.
źródło: Materiał Centrum Myśli Jana Pawła II (https://www.youtube.com/watch?v=im-qZ4__ZQc)
Bohater poznaje prawdę o swoim pochodzeniu dosyć późno – był już po święceniach, po wikariacie. Zaczął nawet pisać doktorat z filozofii. Można więc chyba stwierdzić, że w tym czasie był w pełni ukształtowanym człowiekiem; zarówno intelektualnie jak i pod względem wiary. Prawda o jego biologicznym pochodzeniu uderza w niego jak obuchem w głowę. Trzeba mieć świadomość, że w tamtych czasach i dla tego konkretnego człowieka jego wiara i religia były wyznacznikiem egzystencji. Więzy krwi – może się wydawać nam to nieco abstrakcyjne – są mocniejsze, niż wychowanie. Jego Żydowskość, choć do tej pory nieuświadomiona, staje się fundamentalną częścią tożsamości, wewnętrzną koniecznością. Od tego czasu żyje w dwóch rzeczywistościach – katolickiej i żydowskiej – pozostając równocześnie poza nimi. Staje się człowiekiem miotanym przez tkwiące w nim antagonizmy, niemożliwe do pogodzenia. Marian jest bohaterem tragicznym (w tradycyjnym, wywodzącym się z tragedii antycznej rozumieniu tego terminu).
Tytuł dramatu Tadeusza Słobodzianka, na kanwie którego powstało przedstawienie to: Historia Jakuba. Tragedia w XXXIII epizodach. Chcę zwrócić uwagę na podtytuł, który mówi o trzydziestu trzech epizodach. Narratorem jest ksiądz Marian-Jakub, komentuje wydarzenia, wprowadza kolejne zdarzenia. Jeden epizod płynnie przechodzi w następny, powiązany z poprzednim. Nie ma przestojów, nie ma kluczenia fabuły. Na scenie dzieje się dużo. Szczególnie dużo w sferze emocjonalnej.
Tadeusz Słobodzianek w swoim dramacie krytykuje hipokryzję i zakłamanie Kościoła. Krytykuje też zamknięcie się środowiska żydowskiego na świat. Nie jest to jednak w żadnym stopniu przedstawienie antyreligijne. Owszem, pojawiają się w nim wątki i sceny, które mogą być uznane za kontrowersyjne (szczególnie wątki życia seksualnego kleru), jednakże nie jest to krytyka agresywna. Sądzę, że w dużym stopniu taki obraz jest wynikiem strategii twórczej w konstruowaniu bohatera i ukazaniu jego wrażliwości moralnej.
„Historia Jakuba” jest historią tragiczną. Historią o utracie tożsamości i jej poszukiwaniu. Bohater jest banitą, wygnany bezpowrotnie ze świata, który znał do tej pory, a nie przyjęty w świecie, do którego zmierzał. Jego losy są tragiczne, choć przeplatane wątkami komicznymi. Nie jestem osobą zbyt emocjonalną, ale było w spektaklu kilka scen naładowanych tak potężną dawką emocji, tak bardzo poruszających, że poczułem, jak coś chwyta mnie za serce i ściska gardło.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu TerazTeatr.pl