Crazy god, Teatru Pieśń Kozła

Crazy God to nie jest jedynie spektakl teatralny. To wielkie przedsięwzięcie artystyczne (i chyba też logistyczne), zorganizowane wielkimi nakładami sił  z niemniejszym rozmachem. Spektakl nie tylko uświetnia obchody 20-lecia wrocławskiego Teatru Pieśń Kozła ale też rozpoczyna Brave Festival – przegląd kultur i tradycji z całego świata, którym grozi zapomnienie.

W spektaklu wzięło udział siedemnastu artystów z całego świata (jak wylicza teatr w materiałach promocyjnych, swoich przedstawicieli na scenie mają: USA, Japonia, Wielka Brytania, Francja, Włochy, Iran, Egipt, Kuwejt, Grecja, Norwegia, Finlandia oraz – jakżeby inaczej –Polska). Są to artyście wszechstronni, młodzi, obiecujący. Nie tylko aktorzy, ale też tancerze, śpiewak operowy, skrzypaczka. Każdy z nich wyrósł z innego kręgu kulturowego, innych zwyczajów, tradycji. Może to przywodzić na myśl – na zasadzie wolnych skojarzeń – złote wieku Rzeczpospolitej, kiedy była ona nazywana „tyglem kultur i narodów”, na terytorium której obok siebie żyli przedstawiciele najróżniejszych nacji i religii. Na scenie ma miejsce restauracja tej wielokulturowej Rzeczpospolitej. A z drugiej strony jest to wyraz dbałości o obecność kultur, które powoli przechodzą do historii.

Całkiem słusznie reżyser w przedmowie nazywał Crazy God mianem performance’u naprzemiennie z show, a nie użył słowa: „przedstawienie”. Crazy god przedstawieniem ani spektaklem teatralnym w tradycyjnym znaczeniu tego słowa nie jest. Jest za to połączeniem słowa, śpiewu i tańca; w mniejszym stopniu również ruchu scenicznego. Całość została zrealizowana w języku angielskim (fragmenty Hamleta są recytowane w języku oryginału) i, aby zrozumieć całość, potrzebna jest znajomość języka angielskiego – przynajmniej w takim stopniu, aby odczytać to, co się dzieje na scenie z kontekstu. Bez znajomości języka Szekspira niestety całość sprowadza się jedynie do nie do końca jasnego teledysku (o czym w nieco innym kontekście mówił sam reżyser).

No właśnie… czy już wspominałem, że Crazy God jest dosyć swobodną wariacją na temat „Hamleta” Williama Szekspira? w zasadzie to bardzo swobodną. aktorzy deklamują (i śpiewają) wyjątki z dramatu. Trudno tutaj sprecyzować, czy są one uzupełnieniem ich występu czy występ jest interpretacją tekstu. Chyba należy to po prostu traktować jako całość. Oprócz tego w przedstawieniu rozpoznałem fragment poematu Allena Ginsberga, Skowyt, z jego drugiej części, w której jak mantra, w każdym wersie wraca zawołanie do bóstwa fenickiego, Molocha (tutaj symbolizującego zepsute, zdegradowane społeczeństwo konsumpcyjne).

Patrząc na całość z dystansu muszę przyznać, że ten show był na prawdę imponujący. Doskonałe nagłośnienie oraz talent wokalny aktorów sprawiały, że sekwencje muzyczne brzmiały potężnie, oddziaływały mocno na widzów. Dobór tekstów również sprzyjał ekspresji wylewającej się ze sceny na widownię. Wybrano najbardziej emocjonalne wątki z Hamleta, te które należy deklamować ze szczególnym naciskiem (na przykład Hamlet oskarżający matkę o zdradę swego ojca, pełny bólu monolog Ofelii, czy też najsłynniejszy monolog w dziejach literatury rozpoczynający się od słów: „Być albo nie być”). Poezja Ginsberga jako przedstawiciela Bitników jest jakby stworzona do donośnej deklamacji: długie wersy, „rwane” zdania, wykrzyknienia, apostrofy. Całość spina muzyk symfoniczna skomponowana przez Katarzynę Szwed, tak samo sugestywna i przepełniona emocjami. Niebagatelną rolę odgrywają również oryginalne stroje oraz dosyć surowa scenografia.

Tradycjonaliści mogą być nieco zmęczeni tym performancem – publiczność przygotowana na nietradycyjne środki wyrazu zresztą też. Są momenty, kiedy faktycznie nie wiedziałem co się dzieje na scenie, nie zawsze potrafiłem zidentyfikować postacie, przyporządkować do poszczególnych bohaterów dramatu Szekspira, być może nie było to konieczne w zamyśle twórców Crazy god. Mimo wielu niewątpliwych atutów przedstawienia, było bardzo dobrą decyzją twórców skrócenie go z przewidzianych 100 minut do godziny. Jest ono już wystarczająco gęste od emocji i środków wyrazu.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w portalu TerazTeatr.pl

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *