Książka twarzy wedle słów autora miała być profilem facebookowym bez facebooka. Jest zapisem swobodnych rozmyślań, krótszych lub dłuższych esejów, luźno zebranych w jednym woluminie. Zakres tematyczny zgromadzonych rozpraw jest bardzo szeroki – między skrzydłami okładki znalazły się dosyć odległe od siebie tematy – od wspomnień pierwszych kontaktów z piłką nożną przez wnikliwą rozprawę na temat twarzy Beenhakkera, wspomnienie łez Agassiego, kończącego karierę przegranym meczem, jest też zaduma nad umieraniem Victora Hugo, nad perypetiami Mickiewicza z paszportem, aż po krótki wykład poglądów francuskiego filozofa i krytyka literatury – Rolanda Barthes`a. Jak wyjaśnić fakt, że w jednej książce pojawił się rozdział będący peanem na cześć wina i jego cudownych właściwości a zaraz po nim próba opisu twarzy selekcjonera reprezentacji Polski? „W tym szaleństwie jest metoda” – Bieńczyk zbierając swe teksty podzielił je tematycznie i zamieścił w rozdziałach, których tytuł wskazuje, jaka będzie myśl przewodnia łącząca eseje. Wstęp opatrzony został tytułem: Vita brevis, a dalej następują: Initiatica, Sportiva, Melancholica, Sensualica, Picturesca, Romantica, Geografica, Translativa, Romanesca. Mając przed oczyma spis treści łatwiej jest dostrzec porządek nieśmiało wkradający się w fasadowy chaos strukturalny książki i można odnieść wrażenie, że nieporządek jest jednak utrzymany w ryzach, tworząc pozorny i w pełni świadomie kontrolowany eklektyzm.
Dla mnie szczególnie ciekawe były eseje historyczno- i teoretycznoliterackie. Hrabia urynkowiony opowiadał o przejściach Chateaubrianda związanymi z wydaniem swego dzieła, a przy tym równocześnie tekst przybliża historię pionierów nowoczesnego rynku wydawniczego, w którym pieniądz staje się istotną motywacją dla pisarzy, a kontrakty na książki – powstałe bądź powstające – przedmiotem żywej negocjacji i sporów pisarza z wydawcą. W innej z rozpraw Bińczyk, odwołując się do prozy Coetzee’ego, Flauberta i Handlera, wykłada własną ideę czegoś, co nazywa „pięknem eliptycznym”. Natomiast na podstawie kryminałów Chandlera kreuje teorię powieści idealnej. Część Sportica jest najbardziej prywatną częścią książki. Wspomnienia o sporcie – o piłce nożnej i najpiękniejszej strzelonej bramce, którą autor pamięta do dzisiaj, o tenisie, który równie chętnie trenował, łączą się nierozerwalnie z dzieciństwem oraz z postacią ojca, który powoli ale nieuchronnie odchodził od syna. Wpierw starość odbierała mu siły fizyczne, wspólne oglądanie meczy stało się coraz trudniejsze ze względu na upływające siły i senność atakującą ojca w środku meczu, a później doszło odchodzenie mentalne.
Tytuł zbioru nawiązuje do serwisu społecznościowego Facebook – jest dosłownym tłumaczeniem tej nazwy, ale istotą książki nie jest odrzucenie Internetu jako medium międzyludzkiego. Tytuł wskazuje również na ważniejszy aspekt związany z książką – „twarz”. Twarz jako początek, przyczyna do pisania. Twarz człowieka, ale też twarz – rozumiana jako oblicze – natury, zjawisk, emocji. Twarz staje się wejściem do innego świata, wejściem do opisu rzeczy. W niej tkwi piękno i w niej tkwi indywidualność, która sprawia, że każda jest godna a nawet warta opisu. Można wspomnieć filozofię Levinasa, która wychodziła właśnie od uznania twarzy ludzkiej za rzeczywistość obecności drugiej osoby, spotkanie „twarzą w twarz”. Levinas uważa nawet, iż twarz nie jest konkretnym bytem, lecz czymś „abstrakcyjnym” — jest samym „sensem”. Twarz „Innego” nigdy nie może zostać w pełni przedstawiona. Jest to nieokreślony element, który burzy jedność mego świata. Jest tym, który wzywa do rozmowy, do zwrócenia się jednej twarzy ku drugiej. Eseje w tym świetle byłyby zatem odpowiedzią na wewnętrzną potrzebę opisu i poznania świata, tego, co jest „poza”. Zwróćmy uwagę na etymologię nazwy „Facebook”. Jest to zrost dwóch słów: face i book i po polsku to jest właśnie: „Księga twarzy”. Można wnioskować, że zdaniem autora każda twarz, czy raczej rzecz zasługuje na swoją „książkę” – esej, recenzję. Książka staje się zatem niejako sposobem życia. Na skrzydle okładki jest fragment przemówienia Tadeusza Nyczka, przewodniczącego komitetu przyznającego nagrodę Nike. Warto przytoczyć jego fragment: „Wszystko to jest możliwe o tyle, o ile przyjąć, że cała ta książka jest po prostu jednym wielkim autoportretem. (…) Jeśli świat jest wart tekstu, to Bieńczyk jest kapłanem niezachwianej wiary w słuszność tej tezy”. Trudno się z tym zdaniem nie zgodzić. Rzeczywiście można odnieść wrażenie, że Bieńczyk wyznaje zasadę, że każde zjawisko zasługuje na swój esej, ale też esej doskonały, pełny dziecięcego zdziwienia i rozważania, a do tego wsparty świetnym tekstem, z pięknymi zdaniami.
Bieńczyk ma niewątpliwie dar opowiadania, niektóre eseje – szczególnie te z rozdziału Geografica – wpisują się w tradycję polskiej gawędy. Historie, które snuje autor, są żywe dzięki plastycznym opisom. Duża szczegółowość, połączona z nagromadzeniem epitetów wpływają na odbiór esejów – można chłonąć je wszystkimi zmysłami i czerpać prawdziwą przyjemność z czytania. Większość tekstów czyta się jednym tchem, poruszając się po słowach łagodnym ślizgiem, dzięki harmonii i naturalnej przejrzystości wywodu, ale są także teksty trudniejsze, nad którymi trzeba zwolnić tempo i niejednokrotnie wrócić do poprzedniego zdania (np. „Samotny jak szczur, ostatni z kloszardów”) dla lepszego zrozumienia jego sensu.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl
Marek Bieńczyk, Książka twarzy, red. L. Janion, wyd. 2, Warszawa 2012