„Gra w życie” w Teatrze Ateneum

Przychodzi w życiu każdego chyba człowieka, kiedy chce spojrzeć z dystansu na własne życie z zadumą. Aby się zastanowić nad tym, co osiągnął i co mógł zrobić lepiej. W czym zawinił, kiedy natomiast zachował się godnie. Ale nade wszystko, co można było zmienić. Czasami jednak cały wysiłek jest kierowany w stronę udowodnienia samemu sobie, że wszystkie jego decyzje i czyny były słuszne.

W takim właśnie momencie życia znajduje się bohater przedstawienia Teatru Ateneum, Hannes Kürmann (Grzegorz Damięcki). Rozmyśla o przeszłości, chciałby mieć szansę cofnięcia się w czasie do młodości, aby – mając wiedzę swojego dzisiejszego „ja” – naprawić przeszłość. Kto by nie chciał? Jakkolwiek w realnym życiu jest to niemożliwe, to teatr jest magicznym miejscem, gdzie takie rzeczy czasami się zdarzają. Kürmann staje przed taką możliwością. Zmienia pewne decyzje, które podjął w przeszłości, zmieniając też tym samym przyszłość i tworząc alternatywy swojego losu. Kolejne odnogi istnienia.

Motto spektaklu stanowi cytat z dramatu Czechowa Trzy siostry: „Nieraz myślę: a gdyby tak zacząć życie na nowo? I to z całą świadomością? Gdyby jedno życie można było przeżyć, jak to mówią, na brudno, a drugie na czysto?” Zanim jeszcze zgasną światła, całkowicie nie sygnalizując tego, rozpoczyna się spektakl. Wchodzi na scenę kobieta (Ewa Telega) i dopisuje poniżej słowa: „Nigdy bym się nie ożenił. Nigdy”. Można się domyśleć, że będzie tu chodziło o kobietę i zawarte – być może pochopnie – małżeństwo, które w mniemaniu bohatera było błędem. Na scenie pojawia się Alter ego (Krzysztof Tyniec) bohatera (tak też się przedstawia Hannesowi ta postać, nazywa siebie właśnie imieniem: Alter ego), który ma moc wymazywania przeszłości i jej nadpisywania. Prowadzi bohatera przez jego własne życie, niczym duch w noweli Charlesa Dickensa prowadził Ebenezera Scrooge`a, jednakże nie tylko mu asystuje ale też udziela rad i sugeruje dalsze kroki. Co ciekawe, to działanie przybiera formę zbliżoną do formy próby przedstawienia teatralnego. Toteż mamy na scenie małą incepcję: teatr w teatrze.

Idea cofania się do przeszłości i jej naprawiania wcale nie musi być elementem realizmu magicznego. Równie dobrze bohater może prowadzić coś w rodzaju eksperymentu myślowego, rozmowy ze sobą a Alter ego nie jest mieszkańcem innego wymiaru tylko sublimacją podświadomości Hannesa. Jakiegoś rodzaju ironią losu jest fakt, że bohater z zawodu jest behawiorystą, czyli bada zachowania ludzkie. Powinien zatem mieć pogłębiony wgląd i refleksję nad własnymi działaniami, a jednak wydaje się, że nie potrafi on wyciągnąć wniosków ze swoich nieudanych prób. Max Frisch na przykładzie Kürmanna stawia pytanie, czy człowiek ma moc kształtowania swojego losu, czy jego przyszłość została zdeterminowana i nie ma on na nią wpływu. Nie chodzi tu nawet o determinację ponadnaturalną, jakąś mityczną księgę życia, w której zostało zapisane trwałym atramentem życie poszczególnych osób. Raczej chodzi tu o determinizm spowodowany tym, w jakiej rodzinie się rodzimy, jaką inteligencją jesteśmy obdarzeni, doświadczeniami, które zbieramy w trakcie życia i które wpływają na wybory, które podejmowane. Frisch w centrum stawia jednak relacje międzyludzkie i to, w jaki sposób emocje wpływają na wybory.

Dziwne – nawet nie zaskakujące ale właśnie dziwne – było to, że nie wszystkie decyzje bohatera da się uzasadnić. O ile to, że wraca cały czas do swojej ukochanej Antoinette (Magdalena Schejbal) można uzasadnić wielką fascynacją, ślepą miłością; to są takie momenty, kiedy nie ma (a przynajmniej ja nie widzę) powodu, aby bohater zachował się jak się zachował. Muszę przyznać, że dla mnie to był duży problem, ponieważ nie zawsze dostrzegałem wewnętrzna spójność bohatera, a przy tym wydaje mi się, że przypisanie zachowania bohatera jakiemuś ciemnemu, bezmyślnemu determinizmowi nie jest tu do końca zasadne, ponieważ stara się on jednak coś zmienić i – myślę, że nie zdradzę zbyt dużo – pewne elementy biografii udaje mu się zmienić. Jakąś niespójnością jest również konstrukcja jednego z bohaterów sztuki, lekarza, który bada Kürmanna. Choć zabarwienie emocjonalne przedstawienia jest raczej pesymistyczne, ciemne, rozświetlane tylko czasami humorystycznymi elementami, to lekarz u którego diagnozuje się bohater (Nikodem Kasprowicz; w przedstawieniu również w roli kochanka Antoinette) jest postacią niemal żywcem wyciągniętą z komedii slapstikowej; na tle wydarzeń i innych postaci jest on wręcz karykaturalnie przerysowany. Nie wiem niestety, czy jest to kwestia utworu Fritscha, czy interpretacji postaci przez reżysera przedstawienia.

Aktorzy dobrze wywiązują się ze swojego zadania; potrafią dobrze operować słowem i ukazywać emocje tkwiące w swoich bohaterach. Jestem pod wrażeniem tego, że choć w dużym stopniu ich role polegały na powtarzaniu tego, co już było oraz słów, które już wypowiedzieli, to nie pomylili kolejności. To ciągłe powtarzanie poszczególnych scen i dialogów niekiedy może nużyć widza ale są to tylko momenty i da się je wytrzymać. Scenografia jest raczej minimalistyczna. Składa się z kilku pionowych konstrukcji, które mają wyobrażać ściany; zmiana ich ułożenia symbolizuje zmianę miejsca akcji. Są dwa krzesła, kanapa, mały stolik. To wszystko. I w zasadzie tyle wystarczy. Pamiętajmy, że teatr jednak polega na pewnej umowności i wyobraźni widzów, a poza tym większość rozgrywa się w słowach, gestach i ruchu. W tym spektaklu scenografia jest całkowicie drugorzędną kwestią. Choć pewne aspekty mogłyby zostać lepiej przemyślane. Powrót do przeszłości jest sygnalizowany przez puszczony w tle dźwięk przewijanej taśmy. Nie chodzi nawet o to, że takie skojarzenie jest cokolwiek banalne ale o to, że jest on używany niekonsekwentnie, bo w zasadzie tylko dwa albo razy, a nowych wersji przeszłości, które bohater tworzy jest znacznie, znacznie więcej.

Spektakl Teatru Ateneum stawia pytania natury egzystencjalistycznej, o to, czy człowiek może być zadowolony ze swojego życia jako całości, z perspektywy czasu. Podskórnie czułem, że autor sztuki sugerował nie wprost ale konsekwentnie, że ludzie są wplątani w swego rodzaju determinizm, który jednak nie pochodzi z zewnątrz ale z wewnątrz. Ale możliwa jest też inna interpretacja mówiąca, że nie warto jest tkwić w przeszłości i ją roztrząsać, ponieważ stajemy się jej niewolnikami. Sztuka autorstwa Frischa nie poddaje się łatwym klasyfikacjom interpretacyjnym; trochę też z powodu niejasnych i niekonsekwentnych zachowań bohatera.

 

Tekst powstał we współpracy z portalem TerazTeatr.pl

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *