Amerykański poeta, który terminował u polskich Mistrzów. Edward Hirsch, „Pieśń trubadura”

Na poezję Edwarda Hirscha natknąłem się całkowicie przez przypadek. Któregoś dnia podczas wizyty w księgarni zatrzymałem się przy regale z poezją i zacząłem przeglądać znajdujące się na nim tomiki. Nie pamiętam, czy szukałem wówczas czegoś konkretnego, czy – jak czasami (często) mi się zdarza – po prostu przeglądałem książki w nadziei, że znajdę coś godnego uwagi. Na wysokości wzroku była ona, wciśnięta między inne. Udało mi się ją dostrzec, ponieważ okładka ma czerwony kolor i przyciąga wzrok.

Nie pomnę, dlaczego tego dnia nie wyszedłem z księgarni z tomikiem Hirscha ale doskonale pamiętam, że wyszedłem z myślą, że muszę tę książkę mieć, ponieważ na oprawie mogłem przeczytać słowa poety mówiące, że jego twórczość wiele zawdzięcza polskiej poezji a także to, że jest on przewodniczącym jury Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta. Czekałem na okazję nabycia tego tomiku dosyć długo ale zdecydowanie było warto.

W przedmowie dla polskiego czytelnika poeta wspomina, że w latach siedemdziesiątych zatrzymał się w Warszawie. Podczas pobytu w stolicy odwiedził miejsca, które wiążą się z z najbardziej bolesną historią nie tylko Warszawy i Polski ale też świata. Między innymi ogromne wrażenie zrobił na nim fakt, że znajdował się w miejscu, gdzie kiedyś było getto. Świadomość nieobecności tych wszystkich ludzi, którzy tutaj cierpieli i zginęli tragiczną śmiercią była dla niego niezwykle bolesna. Tego też wieczoru przeczytał kilka wierszy Czesława Miłosza. I tutaj Hirsch rekonstruuje ścieżkę, którą podążał poznając polska poezję, ponieważ dzieło Miłosza poprowadziło go prosto do twórczości Tadeusza Różewicza, następnie Zbigniewa Herberta, Wisławę Szymborską oraz Adama Zagajewskiego. Ich twórczość została z nim już na zawsze i odcisnęła swoje piętno na jego twórczości. Jak sam mówi, najbardziej uderzyło go poczucie odpowiedzialności polskich poetów wobec historii oraz poszukiwania czegoś, co jest poza historią, poza życiem, poszukiwania niemal metafizyczne, jakiegoś kosmicznego porządku, którego odnalezienie być może pomoże ulżyć nieco ludziom widzącym i żyjącym w okaleczonym świecie.

(…) Kto mógłby
zapomnieć o twoim pierwszym, budzącym dreszcz spotkaniu
z bezkresną gwiezdną przestrzenią
z wątpieniem Kartezjusza, z niepodważalnymi dowodami
na istnienie Boga? Kto mógłby zapomnieć,
jak gorliwie terminowałeś u nicości?

Poetyka Edwarda Hirscha jest podobna do poetyki Czesława Miłosza i w jakiś sposób też będzie przywodziła na myśl teorię poezji Tadeusza Peipera. To właśnie papież awangardy powiedział, że podstawowym budulcem poezji jest nie słowo ale zdanie. I to widać na pierwszy rzut oka – wersy są długie, przypominają wręcz członowaną prozę; kolejne strofy mają po kilka wersów, raczej więcej niż mniej, czasami są wiersze, które nie ma w ogóle podziału na strofy lecz tworzą jeden długi utwór. Oczywiście zdarzają się też wyjątki i utwory, które są krótsze i bardziej fragmentaryzowane, jednakże jasnym jest, że Hirsch zdecydowanie woli formy dłuższe, „bardziej pojemne” jak napisał Miłosz w Traktacie poetyckim. Od Miłosza poeta amerykański zapożyczył też rozumienie poezji funkcji jako tej, która powinna ocalać zarówno żyjących jak i pamięć o zmarłych.

Liryka Edwarda Hirscha przechodziła zmiany, ewoluowała wraz z upływem czasu. Z początku osobista, wynikająca wprost z doświadczenia poety. W jednym z wierszy pisze: „Spisuję tu świadectwa moich uczuć,/ Żeby odsunąć ostateczność”. Utwory z pierwszych tomów mają źródło w obserwacji rzeczywistości, dopiero później zdaje się dostrzegać, że poezja może służyć uniwersaliom, że można w niej używać wielkich słów i idei. Podejmuje temat Historii, Holokaustu, Nazizmu i pamięci. Zaczyna używać poezji po to, aby zachować pamięć i oddać sprawiedliwość tym, których nie udało się ocalić. Jak ma to miejsce u Czesława Miłosza. Bardzo zaskakującym było odkrycie gdzieś w środku tomu wiersza Elegia dla żydowskich miasteczek, który powstał na kanwie liryka Antoniego Słonimskiego. Jak widać, Hirsch czuje powinowactwo z tymi, którzy przegrali z tajemniczymi siłami Historii.

Weź 15 000 kartek i wytnij z nich lalki
każda kartka oznacza jedno dziecko
Teraz rozpal ognisko
i wrzuć 14 900 papierowych lalek w ogień
Zachowaj 100

Choć poezja Amerykanina jest silnie osadzona w rzeczywistości, to oczy poety są zwrócone w kierunku wieczności. Poszukuje metafizycznych źródeł istnienia. Wydaje się, że jakaś Tajemnica, jakiś wyższy sens jest, skryty przed oczami ludzi, którzy być może nawet nigdy jej nie odnajdą. Bóg występuje z imienia poszczególnych utworach, choć do końca nie jest jasne, czy Bóg jest dla poety bytem rzeczywistym czy jedynie liczmanem, bytem ze świata idei, który nie istnieje, a wyraża się jedynie w nieobecności. Tak jak miało to miejsce u Tadeusza Różewicza.

Otwierając tomik wierszy Edwarda Hirscha czytelnik polskiej poezji może się spodziewać, że poczuje się niemalże jak w domu, ale to też nie znaczy, że Hirsch nie wypracował własnej poetyki, tematów. Z całą pewnością nie. Wydaje się, że zachowuje on nieco więcej dystansu, ale też przejawia nieco więcej czułości wobec kruchości istnienia i zdumienia jego Tajemnicą.

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *