Kanwą dla powieści Almy Katsu była „słynna” ponoć tzw. Wyprawa Donnera. Umieściłem słowo „ponoć” w cudzysłowiu, ponieważ kiedy próbowałem znaleźć jakieś informacje o niej, w polskim internecie próżno było szukać jakiegokolwiek tekstu historycznego. Praktycznie każda wzmianka o niej była w kontekście tej książki i zawierała szczątkowe informacje. Naprawdę byłem ciekawy, dlaczego ta wyprawa była tak bardzo słynna. Mogłem dowiedzieć się o o tym dowiedzieć z powieści, jednak fikcja literacka – nawet oparta o wydarzenia autentyczne – to wciąż fikcja. Brak informacji w języku polskim sprawił, że zacząłem szukać w źródłach anglojęzycznych.
Donner Party albo też Donner–Reed Party to była grupa amerykańskich pionierów, którzy w poszukiwaniu lepszego życia wyruszyli w maju 1946 roku z Independencje w Stanie Missouri do Sutter`s Fort w Kalifornii, i zabierając cały swój dobytek ze sobą. Podróż karawany składającej się z prawie pięciuset wagonów miała trwać pół roku, natomiast podróżnicy zamiast podążać znanym i sprawdzonym szlakiem, postanowili wybrać nieopisany jeszcze Hasting Cutoff (pol. Skrót Hastinga), który prowadził przez pasmo górskie Wasatch i omijał od południa Wielką Pustynię Słoną (do tej pory praktykowano pokonywanie trasy od północy). Drogę Skrótem Hastinga do tej pory przeszła tylko jedna karawana, prowadzona właśnie przez Lansforda Hastingsa, a miało to miejsce rok wcześniej. Wodząc palcem po mapie, Donner słusznie zauważył, że droga jest nieco krótsza. Nie bez znaczenia był też fakt, że sam Hasting włożył wiele wysiłku w popularyzację odkrytego przez siebie skrótu wśród rodaków, rozsyłając listy za pośrednictwem kurierów do podróżujących migrantów. To, że trasa była krótsza nie znaczyło jednak, że łatwiejsza. Nie można też przewidzieć wszystkich przeciwności, które mogą napotkać podróżników na trasie.
Na początku listopada 1846 karawana przybyła do Sierra Nevada, gdzie zaskoczył ich nagły i przedwczesny atak zimy. Byli wówczas wysoko w górach i dosyć szybko zauważyli, że zostali tam uwięzieni. Osiemdziesiąt siedem osób zrozumiało, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdują, kiedy zobaczyli jak szybko ich zapasy żywności się kurczą, a wokół nie ma nic, czym można uzupełnić zapotrzebowanie kaloryczne. Przez zacinający śnieg wagony bardzo szybko stały się zawilgotniałe i śmierdzące. W końcu skończyło się pożywienie. Zaczęto zabijać i zjadać konie. Nie marnowano niczego. nawet kości zjedzonych zwierząt były kilkukrotnie gotowane na zupę. Nadszedł w końcu dzień w którym nie było już nic do jedzenia. To, co się działo później przekracza granice wyobraźni.
Wydarzenia te stały się kanwą do powieści Almy Katsu. O ile głód na początku oczyszcza, to przychodzi taki moment, kiedy organizm zaczyna trawić człowieka od środka. Taki głód wzbudza pierwotne instynkty. Autorka prowadzi narrację pozwalając wypowiadać się różnym osobom, czytelnik pozna różne punkty widzenia, różne myśli, różne sposoby rozumienia tego, co się dzieje w górach. Narracja narasta, ukazując to, jak migranci zmagają się z przeciwnościami w obliczu kataklizmu natury, głodu, postradania sił fizycznych oraz zdrowia psychicznego. Zaczyna się dziać coś złego i tajemniczego. Najpierw ginie dziecko, które później zostaje znalezione zmasakrowane, kończy się żywność, osadnicy zaczynają się dzielić na grupy, odżywają dawne zatargi, ludzie zwracają się przeciw ludziom. Książka Katsu nie jest o takim głodzie, który oczyszcza; jest o takim głodzie, w którym człowiek patrzy na sąsiada nie jak na istotę ludzką ale coś, co można zjeść. Autorka wprowadza też pewne nadprzyrodzone elementy, aby wywołać poczucie niepewności i tajemnicy. Wydaje się, że jej celem jest skonfundowanie czytelnika tak, aby zastanawiał się on cały czas czy w ciemności kryje się coś złowrogiego, czy zwierzęta mogą poczuć zew ludzkiej krwi, czy to sami ludzie, być może tubylcy żyjący od dawna z dala od cywilizacji czują gniew z powodu wtargnięcia na ich teren.
O ile początek książki był bardzo wciągający, głównie dzięki sprawnemu wprowadzeniu fabuły i rozpoczęciu kilku wątków dotyczących bohaterów oraz przedstawieniu ich nadziei, radości i smutku oraz obaw, jak też pozwolił dobrze wczuć się w sytuacji ludzi w drodze, kiedy popełniali błędy, jak też kiedy sprzysięgły się wobec nich siły przyrody, to wraz z wejściem wątków nadprzyrodzonych coś zaczęło się psuć. Z początku nie były one aż tak agresywne, ogarniające świat powieści, były raczej wyrazem bezsilności bohaterów, to wraz z upływem czasu zaczęło być ich coraz więcej. Przez jakiś czas autorce udawało się utrzymywać delikatną równowagę, co pozwoliło na konstruowanie opowiadania o mrocznych zakamarkach ludzkiego umysłu; już niebawem jednak ta równowaga zostaje utracona na rzecz wątków metafizycznych.
Myślę, że autorka mogła lepiej rozwinąć wątek wyjaśniania naturalnych zjawisk nadnaturalnymi, bo pozwoliła jednemu z bohaterów przemówić głosem quasi-naukowym. Wiedza ludzka nie znosi luk i stara się uzupełnić próżnię, nawet jeśli to będą wyjaśnienia licujące zdrowemu rozsądkowi. Ludzie są okrutni dla siebie nawzajem bez podszeptów potworów, klątwy czy też diabła. Sytuacje ekstremalne budzą demony – mówiąc metaforycznie oczywiście. I na tym Katsu mogła się skupić. Niestety autorka prowadzi swoich bohaterów za blisko metafizycznych uzasadnień losu. Historia kompanii Donnera sama w sobie była wystarczająco tragiczna, nie wymagała tego rodzaju uzasadnienia. Autorka postanowiła jednak pobawić się konwencjami i stworzyła horror osadzony mocno w realiach historycznych. Z jednej strony wprowadzenie elementów nadprzyrodzonych sprawia, że czegoś jest za dużo; jednak z drugiej, autorce doskonale udało się wykreować dzięki temu świat przedstawiony. Udało jej się stworzyć świat, który jest jednym z bohaterów. To rzeczywiście wyszło jej doskonale.
Choć wyprawa Donnera była jedną z wielu peregrynacji amerykańskich migrantów prowadzących do Oregonu i Kalifornii, to z jakiegoś powodu wpisała się na stałe do amerykańskiej świadomości, co ma odzwierciedlenie w całej masie publikacji, w filmie dokumentalnym, sztuce. Najpewniej stało się tak, ponieważ zostało złamane wielkie tabu kanibalizmu, ponadto cały dramat rozegrał się w zamkniętym kole kilkunastu rodzin, zatem ludzi o wspólnych więzach krwi, w małej społeczności, w której każdy znał każdego. Nie bez znaczenia jest tez chyba fakt, że los ukazał swoją gorzką i okrutną ironię, dając ludziom poszukującym swojego raju na ziemi najgłębszy krąg piekła, anus mundi.
Jakkolwiek powieść Almy Katsu trzyma w napięciu, to nieco się zawiodłem na niej. Jak mogliście zauważyć, mój główny zarzut dotyczy tego, że Głód okazał się być horrorem, podczas gdy spodziewałem się powieści psychologicznej, w której elementy nadprzyrodzone byłyby wytworem ludzkiej wyobraźni bądź pierwotnego, irracjonalnego strachu. Spodziewałem się czegoś w stylu Dżumy być może. Wygląda na to, że ważne jest nastawienie, z jakim się zabiera za lekturę Głodu, a zatem – nie spodziewajcie się literatury faktu ani psychologicznej, ale psychologizującego horroru.