Miłość! Jaka? – Ignacy Karpowicz, Miłość

Powiedzieć, że Miłość Ignacego Karpowicza jest powieścią o miłości to banał, pójście na łatwiznę. Ale też nie wyczerpią tematu, ponieważ zaraz pojawia się pytanie: jaka miłość? I tu pojawia się problem, bo czy pojęcie miłości potrzebuje epitetów? Czy istnieją różne rodzaje miłości? Czy jedna jest bardziej prawdziwa bądź doskonalsza niż inna? Na tym etapie pozostańmy jednak przy stwierdzeniu: Miłość Ignacego Karpowicza, to powieść o miłości.

Książka miała być chyba w zamyśle autora dowodem na jego erudycję i grę stylistyką. W jednym tomie znajdziemy kilka równych form narracyjnych. Pierwsza jej cześć, Piękno – co zauważyło już wielu krytyków – przywodzi na myśl prozę Iwaszkiewcza (Zmowa mężczyzn?), z charakterystyczną dla niej atmosferą skrytych, palących od środka namiętności. Głównym bohaterem i narratorem jest pisarz, który zmaga się z własnym uczuciem. Duszący upał wiszący w powietrzu w jakiś sposób odpowiada gorączce pożądania homoseksualnego. I tutaj chyba należy dodać pierwszy epitet określający miłość obecną w powieści Karpowicza – jest to miłość homoseksualna. Mężczyzny (narratora) do mężczyzny; nieobecnego kochanka (nieobecność ukochanej osoby będzie powracającym wątkiem powieści).

Prawda przytacza wizję Polski przyszłości. Jest to antyutopia, wizja kraju, w której nie da się odnaleźć śladu nietolerancji, dyskryminacji, prześladowań za przekonania. A to wszystko dlatego, bo partii przewodniej udało się stworzyć kraj jednoznacznej prawomyślności, unifikacji, straszliwej koherencji społecznej. Homoseksualizm nie jest już dyskryminowany z tego względu, że wyrugowano go z pomocą leczenia farmakologicznego. Jednakże leczenie polegało to na wyrugowaniu z mózgu pożądania ale też wszystkich emocji. Miłość musi pozostać tutaj ukryta i niespełniona, choć pożądana. Jest kolejny epitet: niespełniona. Miłość definiuje się tutaj przez jej nieobecność, przez brak. Pozostaje spętana przez sidła kłamstwa; sidła, które nierzadko same zainteresowane osoby na siebie zakładają. Czasami jest to ze strachu, czasami z wygody. Częściej jednak ze strachu; przed sobą i innymi.

Dobro, ostatnia część powieści, jest utrzymana w stylistyce baśni. Książę Zbyszko, dziedzic tronu na polowaniu odnajduje przybłędę, któremu nadaje imię Orjan. Przygarnął go i obdarzył względami, jakimi nie obdarzył dotąd nikogo.

Książka Ignacego Karpowicza jest zatem o miłości. O miłości niespełnionej, wciąż wyczekiwanej ale nieosiągalnej. Gdzieś na drodze piękna, dobra i prawdy stają kłamstwo, wstyd, zaprzeczenie, ból. Miłość istnieje raczej jako wyobrażenie, które dopiero nabierze kształtów po usunięciu z niej brudu kłamstwa (metafora kłamstwa jako brudu odnajdziemy w samej powieści). Miłość opisuje dotkliwą pustkę życia bez uczuć powodowanego strachem i samooszukiwaniem się.

Niby wszystko dobrze, ale coś nie zdziałało jak powinno. Są fragmenty, które przyciągają uwagę, które są… przejmujące(?), piękne(?). Trudno jednak spodziewać się, aby było inaczej u uznanego już pisarza. Natomiast w swojej powieści Karpowicz balansuje niebezpiecznie na krawędzi banału oraz egzaltacji i czasami niestety ją przekracza. Na pewnym etapie zresztą, powieść przechodzi w formę autoterapii autora. Podczas lektury miałem nieodparte wrażenie, że pierwszoosobowy narrator to alter-ego Karpowicza, który postanowił opowiedzieć o własnych lękach i poszukiwaniu tożsamości. O sobie, nienawidzącym własnego ciała, spełniającym się jedynie w literaturze.

Językowo jest różnie. Cześć iwaszkiewiczowa jest bardzo dobra pod tym względem. W opowiastce stylizowanej na baśń język również jest dobrze dobrany do okoliczności. Narrator opowiada dokładnie tak, jak opowiada się baśń. Mimo, że jej temat nie do końca jest typowy dla tego gatunku. Pozostaje jeszcze opisana przez autora jego wizja antyutopii. Jakkolwiek stylizacja językowa jest oczywiście uzasadniona (język zmienia się w czasie), to brak jej spójności i konsekwencji w jej stosowaniu. Niby są spolszczone niektóre terminy używane dzisiaj w swej zapożyczonej z języków obcych formie (np. iPhone – jaTel, biogram – bio-notka), to na przykład nazwy miast ulegają dziwnym przekształceniom, ponieważ obok siebie mamy Varsovie, Lodz, Belostok… Z jednej strony mamy polonizację słownictwa, a z drugiej depolonizację (latynizacja, slawinizacja – czyżby autor wieszczył zerwanie kontaktów z zachodem i zwrot ku wschodniej tradycji?). Ponadto ta stylizacja futurystycznego języka dotyczy jedynie kilku jego aspektów. Ta stylizacja jest stosowana trochę na siłę. To, co – jak mi się wydaje – prawidłowo zauważył, to postępująca tendencja do skracania słownictwa.

Trudno jest pisać o miłości jako pełnym zjawisku. Sądzę, że nawet tego się nie da zrobić. Można co najwyżej próbować pewne jej aspekty, przejawy. Ignacy Karpowicz ukazał miłość z perspektywy jej braku, chciał stworzyć jej negatyw, którego podstawową barwą jest kłamstwo. Niestety, Miłość która w zamyśle autora miała być wielką powieścią o najpotężniejszym uczuciu, okazała się formą autoterapii i świadectwa. Bywa ciekawie i przejmująco, ale z perspektywy całości jest to powieść o wiele większych ambicjach niż finalnie udało się zrealizować.

 

Ignacy Karpowicz, Miłość, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.
Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *