Poezja jazzu i bluesa. Yusef Komunyakaa, „Niebieska godzina”

Uważam, że poezja Komunyaki byłaby dobrym źródłem, aby któryś twórca filmowy zabrał się za jej przełożenie na język filmu. Być może nie filmu ale animacji. O myśli obrazami, jego wyobraźnia jest żywa, a jego wiersze są nie tylko utworem metaforycznym ale każdy opowiada jakąś historię. Widzę też pewny klucz w poezji Amerykanina, który mógł też przesądzić o umieszczeniu go na liście pretendentów, a następnie do wyboru na laureata nagrody im. Zbigniewa Herberta – przekonanie, że źródłem, fundamentem życia jest cierpienie, które łączy wszystkich ludzi. I konieczność tego cierpienia nie tyle wyciszania, co oswajania.

Komunyakaa urodził się w ubogim miasteczku Luizjany, Bogulasie. Dorastał w latach, kiedy segregacja rasowa w Stanach Zjednoczonych była normą, była też niezwykle agresywna i sankcjonowana przez prawo. Getta ławkowe, zarówno w szkole jak i w autobusach były codziennością dla młodego potomka imigrantów z Trynidadu. On sam chyba nie bardzo był świadomy zagrożenia, bo nieustannie włóczył się nocami własnymi ścieżkami. Po ojcu, kalwiniście i cieśli z zawodu nauczył się przekonania, że ciężka praca prowadzi do precyzji. Chłopiec zauważył, że tak jak jego ojciec po kilka razy mierzył deskę zanim ją przyciął, tak on w późniejszym życiu cyzelował swoje wiersze.

Mam jednak wrażenie, że gdyby za zbiór poezji wydany przez Znak sięgnął ktoś, kto chciałby odnaleźć w poezji Amerykanina ślady poezji Herberta, raczej by ich nie odnalazł tak szybko. Nie są one zanadto wyraźne. Poetyka jest inna, zakres leksykalny, pojęcia, po które sięga poeta są zgoła inne. Znajdziemy w tej poezji dystans ale niekoniecznie ironię, znajdziemy jakiś rodzaj wierności ale to nie jest ten rodzaj wierności samemu sobie, której symbolem są niewzruszone przedmioty u Herberta. Komunyakaa sięga do doświadczeń przeszłości, aby opowiedzieć o teraźniejszości, ale nie cofa się aż tak daleko, do klasycyzmu jak Herbert. Myślę nawet, że byłoby błędem patrzenie na poezję Komunyaki przez pryzmat autora Potęgi smaku.  Sądzę, że jednak jury konkursu nie podejmuje swoich decyzji o przyznaniu nagrody tym, czy ktoś jest dobrym naśladowcą patrona.

Co bardzo ważne dla twórczości Komunyaki, a co niewidoczne i Herberta to muzyka. Oczywiście Herbert o muzyce pisał, jako o części większej całości, czyli sztuki, jednak u tegorocznego laureata Międzynarodowej nagrody im. Herberta ta muzyka żyła w wierszach, a jego wiersze były muzyką. Od najmłodszych lat jego życia to radio stanowiło ono swoiste centrum jego życia (oprócz wiecznej tułaczki) – rymy bluesa i jazzu sączyły się każdego dnia z pokoju jego matki. To właśnie muzyka, szczególnie te dwie jej odmiany są uważane za jeden z kluczy do jego poezji.

Czym się objawia ta muzyczność i jazzowość poezji Konunyaki? Nie twierdzę, że ta poezja jest stworzona do śpiewania, choć z łatwością mogę sobie wyobrazić jej głośne, publiczne deklamacje. Choć zapewne dałoby się stworzyć jej udane aranżacje, sam autor zresztą ma doświadczenie w czytaniu performatywnym swojej poezji w akompaniamencie muzyki. Chodzi tutaj również (a może bardziej) o to, w jaki sposób jest konstruowana.

Po pierwsze – potoczny język, codzienny, bliski szaremu człowiekowi. Poeta tworzy obrazy i zgodnie ze stylem jazzu, na piękne obrazy nakłada brzydkie. Afirmacja przeplatuje się z odrazą, a miłość z nienawiścią. Choć to akurat bardziej zbliża tę poezję do bluesa, niż do jazzu. Jazz odzwierciedla się w tym, co sam Komunyakaa nazywał współudziałem czytelnika w wierszu. Jego twórczość naśladuje otwartość jazzu poprzez formę, która pozwala czytelnikowi stać się współautorem wiersza. Pozostawia miejsce na własną interpretację a nawet „otwarte drzwi”, które pozwolą czytelnikowi „dopisać” kolejne wersy. Trudno byłoby mi dać przykłady tej „muzyczność” poezji autora Niebieskiej godziny, ponieważ musiałbym przywołać całe utwory i co najmniej kilka z nich. Obawiam się, że wpłynęłoby to na łatwość (a raczej jej brak) czytania niniejszej recenzji, a przy tym bezcelowe. Jednakże z odrobiną wysiłku udało mi się wyłuskać kilka tych fragmentów, które mogą oddać sens tego, co napisałem wyżej. Wiersz pochodzi z tomu Thieves of Paradise i nosi tytuł Anodyna:

Uwielbiam, jak pęcznieje
& urasta w świątynię,
której zostaje więźniem, tam gdzie bóg
zarzutu ma siedzibę. Uwielbiam
wzgórza & szczyty, tajemne
ścieżki, co robią ze mnie egoistę.
Uwielbiam moje krzywe stopy,
którym kształt nadała próżność & robocze
buty tak solidne, że przetrwają
wiarę. Twardość
sprzęgnięta z mlekiem, którego
nie uformuje. Uwielbiam wargi
sól & plaster miodu na języku.

Muzyczność tego wiersza wyraża się w krótkiej frazie, jakby stworzonej być może nie do deklamowania ale dzięki członowaniu, do skandowania do rytmu muzyki. Wiersz dzięki temu staje się tekstem piosenki. Powtarzanie słowa „Uwielbiam” na początku poszczególnych cząstek tematycznych tworzy coś w rodzaju refrenu.

W poezji Komunyaki pojawiają się też liczne polonica. Poeta wielokrotnie gościł w Polsce, zna jej historię, czytając utwory można poczuć, że czuje on jakąś więź z naszym krajem, a może czuł się przytłoczony doświadczeniem wojennym, które stało się udziałem naszego kraju. Ale też uważny czytelnik będzie potrafił odnaleźć nawiązania do polskiej literatury i kultury. Nie mówię tu tylko o utworze, który w całości jest poświęcony Panoramie Racławickiej. Nie przez przypadek też tematami jego wierszy są m.in. anonimowe ofiary Holocaustu, pomordowani profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego, dziewczynka, która nie zdążyła uciec przed Gestapo. Dla mieszkańców Warszawy może być ciekawa lektura wiersza Audabe w Hotelu Copernicus, ponieważ można dokładnie zrekonstruować jego podróż przez ulice Nowego Światu, z którego relację zdaje autor.

Jednakże sądzę, że jednym z punktów wspólnych poezji, dosyć dobrze widocznym i najważniejszym poezji Herberta i Komunyaki jest poczucie wielkiej, ponadczasowej i ponadspołecznej wspólnoty słabych i poniżanych ludzi. Co zresztą zauważyła sama Katarzyna Dzieduszycka, wdowa po autorze Potęgi smaku. Powiedziała ona, że choć Herbert interesował się przede wszystkim kulturą europejską, to dostrzegał tragiczny los Afroamerykanów. I co charakterystyczne dla niego, instynktownie opowiadał się po stronie „poniżonych i bitych”.

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *