Obłęd w stolicy – Piotr Zychowicz, Obłęd ‘44

Piotr Zychowicz potężnie namieszał. Wybrał temat w niektórych kręgach uznawany za święty, który nie pozwala na kontestację jedynej, właściwej wersji – musiał więc spodziewać się tego, jak wielkie kontrowersje wzbudzi. Obłęd ‘44 to książka bardzo ważna, wnosząca do dyskusji nad Powstaniem Warszawskim nieco świeżości, ale też przełamująca tabu i gwałcąca pewne utarte przez lata schematy myślenia o tym wielkim zrywie niepodległościowym. Czy ta pozycja ma szansę stać się przełomem w historiozofii? Zychowicz pisze: „Nie można jednak być dzieckiem wiecznie. Od końca drugiej wojny światowej minie niedługo siedemdziesiąt lat i najwyższa pora wreszcie powiedzieć sobie pewne rzeczy wprost. Nawet jeśli są to rzeczy nieprzyjemne i przykre, których wolelibyśmy nie słyszeć”[1].

Idea powstania warszawskiego, która przyświecała przywódcom AK z generałem Okulickim na czele, była prosta: wygnać Niemców ze stolicy przed wkroczeniem Rosjan, aby przywitać Armię Czerwoną z pozycji gospodarza. Gospodarza stolicy, a symbolicznie także gospodarza kraju, który wkrótce miał się odrodzić. Z jednej strony miało zatem ono sens lokalny, ale z drugiej – co ważniejsze – globalny, ponieważ miało udowodnić światu, że Polska nie umarła. W mojej opinii Powstanie Warszawskie było ostatnim polskim romantycznym zrywem niepodległościowym. Nie ujmując odwagi i poświęcenia powstańcom, należy przyznać, że całe to przedsięwzięcie było zbyt optymistyczne. Autor pisze dosadnie: „W roku 1944, w akompaniamencie chórów anielskich, patriotycznych pieśni i obleśnego rechotu Stalina, popełniliśmy zbiorowe samobójstwo”[2].

Zychowicz rozpoczyna wywód od krytyki uległości generała Sikorskiego wobec Wielkiej Brytanii, która wymagała od Polaków działania na rzecz Rosji Sowieckiej. Przywołując teksty źródłowe, próbuje udowodnić, że Anglia zwodziła Polaków obietnicami pełnego wsparcia, aby wspomóc swojego sojusznika – Rosję. Podziemie swoimi akcjami przeciw Niemcom w istocie tylko sprzyjało Sowietom, ponieważ Armia Krajowa nie miała wystarczających sił, aby przeciwstawić się i Nazistom, i Rosjanom. Miało to znaczenie o tyle, że – według autora – dla Polski najlepiej byłoby, gdyby wojnę niemiecko-sowiecką wygrali ci pierwsi, ponieważ Polska miała szansę wyjść zwycięsko z konfliktu jedynie przy klęsce obu zaborców. Rosja powinna przegrać z Niemcami, a Niemcy z aliantami. Sikorski podpisując układ z Rosją, działał na szkodę Polski. Churchill chciał wypełnić swoje zobowiązania wobec Stalina, przelewając krew Polaków, a nasz zwierzchnik sił zbrojnych mu w tym pomógł. Mimo wręcz apokaliptycznej skali katastrofy, Polacy patrzą na II wojnę światową z nabożnym zachwytem. Od najmłodszych lat w domu i w szkole wpajano nam, że musimy być dumni z tej klęski, że winę za porażkę ponoszą jedynie niewierni sojusznicy. To romantyczne myślenie autor przeciwstawia wyrachowaniu i zimnej kalkulacji ­– czyli zachowaniu aliantów. Ostatecznie wojna sprowadza się do rachunku zysków i strat. Walczyć należy, kiedy jest sens – gdy istnieje realna szansa na wygraną. Kiedy ich nie ma, trzeba znaleźć inne wyjście. W którymś momencie (Zychowicz twierdzi, że już na początku wojny) polskie dowództwo straciło instynkt samozachowawczy.

Zychowicz odziera Powstanie Warszawskie z jego romantycznej i nieco megalomańskiej otoczki, udowadniając w swojej książce, że „z fachowego, wojskowego punktu widzenia bitwa stoczona przez Armię Krajową na ulicach Warszawy była szaleństwem. Z punktu widzenia politycznego była zaś samobójstwem”[3]. Co więcej, sprawa była przegrana jeszcze przed wybuchem starć i nawet gdyby skończyło się ono sukcesem (co było od początku niemożliwe), oznaczałoby to katastrofę. Powstańcy zostaliby wcieleni do armii Berlinga, a dowódcy wysłani na Syberię. Niczym nieuzasadniona nadzieja doprowadziła do przelania polskiej krwi. W styczniu 1944 roku dla wszystkich było już jasne, że Niemcy są pokonani i ich pobyt na polskiej ziemi jest tymczasowy. AK powinna przygotować się do obrony przed wkraczającą Armią Czerwoną, tymczasem stało się odwrotnie – przez swoje akcje bojowe zwrócone przeciw wycofującym się Niemcom, AK otworzyła Sowietom drzwi. Zychowicz opowiada o okolicznościach podjęcia decyzji o powstaniu w sztabie Komendy Głównej Armii Krajowej w Warszawie. Obala mity, narosłe już po powstaniu, o konieczności (wręcz metafizycznej) jego wybuchu, ale też przedstawia dowody na to, że było ono całkiem nieprzygotowane i decyzja o nim była bardziej podyktowana emocjami oraz – co gorsza – manipulacją kilku oficerów. Jeszcze w lipcu nikt nie przewidywał rozpoczęcia działań. Dowodem na to jest m.in. decyzja „Bora” o wywiezieniu ze stolicy prawie 1000 sztuk pistoletów maszynowych wraz z amunicją do oddziałów walczących na Ziemiach Wschodnich. Jak się okazuje, spór o zasadność i sens rozpoczęcia walk miał miejsce w Komendzie Głównej dopiero 22 lipca i trwał tak naprawdę aż do zakończenia walk (!). Samo powstanie zostało przygotowane i przeprowadzone dyletancko, bez realnych przesłanek do zwycięstwa. Szanse były zerowe. To właśnie wtedy, pod koniec lipca 1944 roku – według autora – splotły się ze sobą dwie najbardziej polskie z polskich cech – gorący patriotyzm i głupota polityczna przywódców. Wszystkie te okoliczności, decyzje i wydarzenia miały swój tragiczny koniec w sierpniu 1944 roku. Stolica Rzeczypospolitej została obrócona w pył. Zniszczeniu uległo całe miasto, w tym bezcenne zabytki, muzea, archiwa, biblioteki, wymordowano co najmniej 150 tysięcy mieszkańców.

Obłęd ‘44 to książka bardzo ważna i bardzo odważna. Zychowicz odczarowuje otoczkę świętości i mitu spowijającą od lat Powstanie Warszawskie. Robi to zdecydowanie i bezkompromisowo, ale być może właśnie tak trzeba. Ten wielki zryw w tych okolicznościach po prostu nie mógł się udać. Nie ujmując nic odwadze, patriotyzmowi i poświęceniu młodego pokolenia, które walczyło dzielnie i zostało pogrzebane pod gruzami stolicy, musimy przyznać, że powstanie skończyło się sromotną klęską, a dowódcy, którzy podjęli decyzję o jego przeprowadzeniu – z generałem Okulickim na czele – mają na rękach krew wspaniałego pokolenia. Reakcją na publikację książki było święte oburzenie niektórych środowisk, dla których tezy postawione w książce były wręcz obrazoburcze. A szkoda, bo nie powinna ona otwierać dyskusji po raz kolejny, ale ją zamknąć. Pamiętajmy jeszcze o jednym – poległym należy się szacunek i uznanie za poświęcenie, z którym ruszyli do walki, ale historia musi rozliczyć winnych tej tragedii.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl

Piotr Zychowicz, Obłęd ‘44, czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując Powstanie Warszawskie, Dom Wydawniczny Rebis, Poznań 2013.

[1] Piotr Zychowicz, Obłęd ‘44, czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując Powstanie Warszawskie, Dom Wydawniczny Rebis, Poznań 2013, s. 10.

[2] Tamże, s. 12.

[3] Tamże, s. 230.

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *