Pokłosie to film trudny. Trudny ze względu na bolesne oskarżenia, które w nim padają, stałe poczucie niepokoju towarzyszące od pierwszych minut oraz uwarunkowania społeczno-kulturowe naszego kraju. Przez te właśnie uwarunkowania zaczęła się nagonka na grającego główną rolę Macieja Stuhra, zarówno w internecie, prasie, jak i w telewizji. Film jest też niełatwy w odbiorze, dlatego że Pasikowski podjął się próby zdefiniowania zła. A robi to przez przedstawienie jego najbardziej jaskrawych przejawów. Ciska je widzom prosto w twarz i mówi: „Radźcie sobie z tym”.
Większość już chyba słyszała, o czym w ogólnym zarysie Pokłosie opowiada. Z urywków rozmów o filmie w telewizji lub radiu można było usłyszeć, że podejmuje temat stosunków polsko-żydowskich w czasie wojny, a ściślej: przybliża jeden z epizodów pełnego bólu współżycia obu nacji. To od razu w jakiś sposób wpływa na nastawienie widza do filmu, zanim jeszcze usiądzie w fotelu kinowym. Wielki trud może sprawić wyzbycie się jakichkolwiek oczekiwań i przewidywań oraz wyciszenia z góry przyjętego nastawienia. A ważne jest oczyszczenie umysłu i potraktowanie Pokłosia jako autonomicznej historii, niezwiązanej z niczym, co wcześniej widzieliśmy.
Historia zaczyna się około roku 2000, kiedy Franciszek Kalina (w tej roli Ireneusz Czop) po latach spędzonych na emigracji wraca do swojej rodzinnej wsi gdzieś na Białostocczyźnie. Jego przyjazd był spowodowany informacją o poważnym konflikcie młodszego brata z mieszkańcami wsi. Maciej Stuhr gra rolnika, Józka Kalinę, który rzucił wyzwanie wszystkim swoim sąsiadom. Szybko dowiadujemy się, że próbuje on uratować pamięć o mieszkających przed wojną we wsi Żydach. Bezpośrednią przyczyną, dla której się na to zdecydował, było przypadkowe odkrycie. Po wielkich ulewach, które nawiedziły okolice, spływające wody wypłukały piasek i glebę z zapuszczonej leśnej drogi nieopodal wsi i Józek zauważył, że droga jest utwardzona macewami. Dowiedziawszy się, że zrobili to Niemcy po pacyfikacji wsi, powyrywał te macewy z ziemi i zaczął je gromadzić u siebie na polu.
Motywy, którymi kieruje się Józek są bardzo proste i trudno doszukiwać się w nich wyrafinowania. Mówi, że robi to, bo tak trzeba – wyjaśnienie najprostsze z możliwych i chyba najbardziej słuszne. Z jakiegoś jednak powodu jego sąsiedzi nie pozwalają mu wykonać swojej pracy, wypowiadają mu cichą wojnę i skazują na ostracyzm. Wraz z przyjazdem Franka zostajemy wrzuceni w sam środek tego konfliktu, a dopiero w trakcie filmu dowiadujemy się coraz więcej o źródłach nienawiści miejscowych, która sięga jeszcze czasów wojny i nawet dzisiaj ma wielki wpływ na lokalnych. Dwaj bracia zostali postawieni w obliczu mrocznej tajemnicy, która łączy mieszkańców wsi – wydarzeń pozornie zapomnianych, ale wciąż żyjących w podświadomości. Atmosfera robi się coraz bardziej gęsta i czujemy gdzieś pod skórą, że musi dojść do katastrofy.
Akcja prawie całego filmu toczy się w gęstej ciemności – na mokradłach bądź w ciemnym lesie, pośród nocy. Tworzy to klimat doskonale wspierający fabułę; sprawia wrażenie nierozerwalnej części historii, potęguje wrażenie nieprzeniknionej tajemnicy. Powolne, ale konsekwentne odkrywanie prawdy zwiększa poczucie zagrożenia i dlatego ciekawość widza rośnie z każdą minutą. To wszystko w parze z połączeniem konwencji kilku gatunków – thrillera, sensacji, dreszczowca i kryminału sprawia, że mamy do czynienia ze sprawnie zrealizowanym filmem, który trzyma w napięciu przez cały seans. Ponadto gdzieś w głębi czujemy ból, bo przypomina nam, że my, Polacy, nie jesteśmy wyjątkowym narodem, że mamy też swoje tajemnice i bolesne sekrety. Oczywiście byli ludzie, którzy z narażeniem życia ukrywali Żydów, byli tacy, którzy ze strachu zamykali przed nimi drzwi, a byli tacy, którzy z nienawiści wydawali ich Niemcom. Nie możemy ukrywać, że w naszej historii oprócz bohaterskich czynów były momenty, które nie przyniosły nam chluby. Film przypomina, że nie tylko naziści byli tymi, którzy bogacili się kosztem mordowanych Żydów.
Niektórzy wyjdą z kina oburzeni na Pasikowskiego i będą mieli reżyserowi za złe, że wyprodukował paszkwil na Polaków. Historia Józka, znienawidzonego przez lokalną społeczność tylko dlatego, że chce oddać sprawiedliwość zamordowanym Żydom, może zostać odebrana jako kalanie historii naszego Narodu. Bez względu na to, czy te zarzuty są uzasadnione czy nie, Pokłosie jest ważne, bo zadaje pytania i może być przyczynkiem do poważnej debaty na temat naszej historii.
Niektórzy również opuszczą salę kinową oburzeni, ale ze względu na doświadczenie zła, które mogli poczuć. Film w mojej opinii w znacznej mierze można odczytywać jako pytanie o istotę zła. Myślę, że taki był cel reżysera – pokazać je takim, jakim jest: niezrozumiałe, przerażające i pochłaniające ludzi. Zbrodnia popełniona w przeszłości pociągnęła za sobą kolejne. Zło raz popełnione zasadza ziarno nienawiści w duszy. Pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy wydostanie się na zewnątrz. Jak pisał Camus: „Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika”.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl
Obrazek tytułowy – materiały prasowe, plakat filmu
scenariusz i reżyseria: Władysław Pasikowski obsada: Maciej Stuhr – Józef Kalina Ireneusz Czop – Franciszek Kalina Zbigniew Zamachowski – sierżant Włodzimierz Nowak Danuta Szaflarska – zielarka Jerzy Radziwiłowicz – proboszcz Zuzana Fialova – Justyna Wojciech Zieliński – Antek Andrzej Mastalerz – ksiądz Janusz Pawlak