Żebrak, co do mnie przychodzi, jest lepiej ubrany niż ja, a takiego jedzenia wstydziłbym się mu dać – Uniwersytet za kolczastym drutem

Zapiski powstawały przez kilka miesięcy. Urbańczyk spisywał swoje wspomnienia już po uwolnieniu z obozów, ale wciąż pod czujnym okiem okupanta, w zakamarkach czytelni Uniwersytetu Jagiellońskiego (wówczas Staatsbibliothek). Autor bał się, że ze względu na fakt ciągłego niepokoju przed wykryciem oraz tego, że odwykł od pracy naukowej jego dzieło będzie niespójne bądź też nie odda w całości emocji, które tak bardzo nim targały, kiedy musiał przywoływać z dna pamięci straszne rzeczy, których doświadczył. Powstał jednak przejmujący dokument, w którym o swoich przeżyciach opowiada pochodzący z inteligencji więzień nazistowskiego obozu pracy.

Sachsenhausen oraz Dachau były obozami pracy, a nie zagłady, stąd też istnieje duża różnica między świadectwem Urbańczyka oraz świadectwami ludzi, którzy przetrwali Oświęcim. Znajdujące się na terytorium Polski obozy były od początku nakierowane na wymordowanie jak największej liczy osób; czy to pracą ponad siły czy też w komorach gazowych. Sachsenhausen oraz Dachau u swoich podstaw miały za cel wpierw maksymalnie wyeksploatować siły więźniów. Im dłużej osadzony żył, tym lepiej, bo mógł pracować na rzecz Trzeciej Rzeszy. Razem z Urbańczykiem do Sachsenhausen wywieziono całą kadrę profesorską Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wbrew tytułowi nie należy jednak spodziewać się opowieści o dzielnych i odważnych naukowcach, którzy za drutami kolczastymi obozu pracy potajemnie organizują koła naukowe, odczyty albo referaty. Owszem, aby pozostać przy zdrowych zmysłach i pielęgnować etos naukowca, jak i po prostu dla oderwania od obozowej rzeczywistości co jakiś czas gromadzą się wieczorami na „pogadankach”, kiedy kolejni profesorowie wygłaszają dla zgromadzonych prelekcje. Jednakże w opowieści Urbańczyka mamy do czynienia ze zdegradowaną inteligencją, która musi szybko przystosować się do nowych warunków. W codziennej, niosącej śmierć rzeczywistości, zabójczej pracy wszyscy są sobie równi: więźniowie polityczni, pospolici przestępcy, Polacy, Niemcy (w Sachsenhausen i Dachau niemieckich więźniów było równie wielu, co polskich). „Skulony grzbiet, skurczone ręce, głowa wciśnięta między ramiona – pozycja obronna przeciw mrozowi, razem symbol dusz wykrzywionych przez obóz”. Należy pamiętać, że Stanisław Urbańczyk i jego koledzy z Uniwersytetu byli osobami nienawykłymi do pracy fizycznej, dla których surowe warunki panujące w obozie były częściej niż w wypadku innych ludzi nie do zniesienia.

Dopiero z perspektywy czasu Urbańczyk potrafił powiedzieć, co sprawiło, że przetrwał niewolę. Według niego obóz jako środek zastraszania zawiódł. Prawdopodobnie dlatego, bo trwał za długo. Jeszcze w lutym 1940 r. więźniowie byli niesłychanie nastraszeni i zagubieni wśród okropności Sachsenhausen. Maszyna obozowa była zjawiskiem niepojętym, ale dalszy pobyt w obozie odsłonił jej mechanizm i pozbawił ją tajemniczości. Najważniejsza okazała się umiejętność obserwacji oraz wyciągania wniosków. Naturalny pęd życia dźwigał pochylone głowy zastraszonych więźniów i budził się duch walki, wola wytrwania i zwycięstwa. Wola wolności przetrzymała i zwyciężyła ucisk. Rozszyfrowanie istoty obozu i dostosowanie się do niej pozwoliło na podjęcie kolejnego kroku – próby ocalenia tego, co jest ponad życiem – kultury, dziedzictwa narodowego, wartości.

W owym czasie walk i klęsk ogarnęła mię przemożna fala tęsknoty, i to nawet nie za samym domem, lecz za polską poezją. W tych chwilach, gdy się zdawało, że może już nic nie uratuje narodu polskiego przed ostateczną zgubą i pożarciem przez germańskiego molocha, poezja była dla mnie jakby samą najczystszą emanacją polskości. Uświadomiłem sobie, że gdyby naród polski został skazany na konanie nawet nie biologiczne, ale kulturalne, to niczego by mi nie było żal, jak polskiego słowa.

Uniwersytet za kolczastym drutem jest pisany z pewnym dystansem, z perspektywy człowieka, który przetrwał piekło. Przeważa narracja, która jest sprawozdaniem, wolna od ocen. Urbańczyk raczej próbował zrelacjonować swoje przejścia ale też wyjaśnić to, czego doświadczył. Książka daleka jest od emocjonalnej pustki prozy Borowskiego, ale też rzadko zdarza się, aby Urbańczyka ponosiły emocje. Jest to dziennik intelektualny, który powstał, aby podjąć się próby zrozumienia tego, czego zrozumieć się nie da.

 

Stanisław Urbańczyk, Uniwersytet za kolczastym drutem. Sachsenhausen - Dachau, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w portalu Literatki.com

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *