Powieść zaczyna się dosyć banalnie – czterech przyjaciół zaraz po studiach szuka swego miejsca w dorosłym życiu. Jeden chce być znanym malarzem, drugi nie mniej uznanym architektem, są też adepci sztuki prawniczej oraz aktorskiej. Każdy z nich marzy o wielkiej karierze i sławie. Nowy Jork ma być dla nich ziemią obiecaną, trampoliną na której odbiją się do wspaniałej przyszłości, jednakże przeszłość jest ciężkim głazem, która ciągnie ich do dołu.
Przeszłość odcisnęła piętno na życiu każdego z nich. Jest jak blizny na dłoniach Jude`a. Ten chłopak, piękny jak z obrazka i niesamowicie inteligentny, zaczął się okaleczać już jako chłopiec. Życie okrutnie go doświadczyło, skazując na cierpienie, które niejednego młodego człowieka doprowadziłoby do ostateczności. I to właśnie on będzie głównym bohaterem tej powieści. Choć na początku narrator dzieli swoją uwagę po równo między Malcolmem (architekt), Willemem (aktor), JB (malarz) oraz Judem (prawik), ale stopniowo zaczyna przykładać coraz więcej uwagi właśnie do tego ostatniego. Z jego losów przebija się wielki smutek i cierpienie, które w jakiś sposób – mimo, że oderwane już od źródła całego zła – wciąż trwają. Powieść chwilami jest tak depresyjna, że trzeba przerwać czytanie, aby odetchnąć i wrócić do niej później. Ten cały smutek i cierpienie potęguje swoisty sposób opowiadania; autorka niejako buduje narrację poza czasem. Nowy Jork istnieje poza czasem, choć jej akcja dzieje się na przestrzeni kilkunastu (?) lat nie. Trudno się domyśleć, w której dekadzie jest umiejscowiona fabuła. Można się jedynie domyślać, że mogą to być lata dziewięćdziesiąte, ponieważ nie ma absolutnie żadnego (a przynajmniej nie zauważyłem) nawiązania do zamachów terrorystycznych z 2011 roku. Świat zewnętrzny właściwie nie istnieje. Przeszłość i teraźniejszość nie są przedzielone cezurą, są ciągłością; a nawet w pewnym sensie czas nie istnieje; istnieje jedynie wieczne „teraz”. To dlatego lektura przytłacza. W istocie książka wydaje się opowieścią o próbie ocalenia własnej godności przez bohatera. Ale nie za wszelką cenę.
Małe życie przytłacza również ze względu na swoją obszerność i kompleksowość. W tym sensie, że autorka lubi szczegółowe, rozbudowane opisy. Jednakże nie chodzi o opisy przyrody, miasta, wyglądu bohaterów albo ich czynów. Najważniejsze jest to, co oni myślą i czują. Wszystko się dzieje w sferze emocji; głębokich, nierzadko tłumionych, skrywanych przed światem. To właśnie one, skryte w głębi duszy emocje kreują świat. Przyjaźń, upór, poświęcenie, cierpliwość, a nade wszystko miłość. Miłość bezinteresowna i bezwarunkowa. Co ciekawe, w konstrukcji narratora jest coś niespotykanego – jest współczujący wobec bohaterów. Nie jest jedynie obserwatorem; pozostaje empatyczny, zaangażowany w ich życie.
Największą wadą powieści jest jej przerost. Chciałoby się powiedzieć: przerost formy nad treścią, ale tak nie jest. Chodzi raczej o zbytnią rozwlekłość i lawirowanie wśród wątków, myśli, zdarzeń. Jest też nieco za dużo retrospekcji. Zdecydowanie można było opuścić kilka wątków, opisów, dialogów bez żadnego wpływu na sens i wymowę utworu. W obecnej formie Małe życie niestety chwilami jest zbyt nużące. Ponadto nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jest ona nieco zbyt wydumana i autorka (zręcznie, ale jednak) gra czytelnikami, opierając narrację na wzbudzaniu emocji; w szczególności współczucia i litości dla bohaterów. Nieco przerysowana w powieści jest też przyjaźń – choć to o niej jest tak naprawdę książka – u Willema przybiera postać heroiczną. Opisując to, jak bardzo on walczy o Juda, Yanagihara uderza w tony wręcz hagiograficzne. Frazeologizm: „anielska” czy też „święta cierpliwość” staje się tutaj rzeczywistością.
Małe życie z całą pewnością warto poznać; jest to jedna z ciekawszych pozycji ostatniego roku. Stanowi wielką laudację na cześć przyjaźni i miłości (a może przyjaźni, która w istocie jest miłością) i jako taka potrafi poruszyć czułe struny w duszy czytelników; tym niemniej – jak pisałem w ostatnim akapicie – nie stroni od tanich chwytów, choć autorka czyni to z dużą zręcznością i wdziękiem.
Hanya Yanagihara, Małe życie, Tłumaczenie: Jolanta Kozak, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2016.