Lato 1962. Mały francuski kurortu nad brzegiem jeziora, niedaleko granicy ze Szwajcarią. Ciche, przytulne miasteczko, zapomniane przez wszystkich, z wyjątkiem mieszkańców i kilku osób, które przyjeżdżają tam co sezon na wczasy. 18-letni młody człowiek przyjeżdża do miasta. Posługuje się fałszywym imieniem i wymyśloną przeszłością.
Młody człowiek zatrzymuje się w hotelu zamieszkanym głównie przez bywalców w średnim wieku, ale szybko natrafia na tajemniczą parę – piękną Yvonne i wytwornego Meinthe. Przedstawia się jako hrabia Victor Chmara, potomka wygnanych rosyjskich arystokratów, co – jak otwarcie przyznaje czytelnikom – jest kłamstwem. Niewiele dzieje się na przestrzeni pierwszych stu stron. Victor i Yvonne zostali kochankami, zamieszkują w jednym pokoju w hotelu Hermitage. Zaczynają się wspólne długie spacery, rejsy łodzią, obiady, przyjęcia. Przesiadują bez końca w pokoju hotelowym. I te właśnie subtelne znaki zdradzają uczucie, które ich połączyło na czas wakacji. Miłość piękna, wyidealizowana, która nie zadaje pytań, nie zna wątpliwości, a jedynie chwilę obecną. Tu i teraz. Jednakże wisi nad nią widmo rozstania, które już wkrótce ma nadejść. Być może właśnie dlatego to uczucie było tak wyjątkowe i intensywne – każda chwila musiała zostać maksymalnie wykorzystana, ponieważ już nie miała się powtórzyć. Każde słowo, każde spojrzenie mogło być tym ostatnim. Ale też ze względu na fakt, że każde z nich ma jakąś tajemnicę. W hotelu chcieli uciec przed światem, codziennością, którą czuli się zagrożeni. Wiedzieli też, że w końcu przyjdzie im powrócić do tego świata i stawić mu czoła. W pojedynkę.
„Triste” z języka francuskiego oznacza: smutek bądź smutny. Niewątpliwie jest to nazwa znacząca, ale kto z bohaterów w istocie odczuwa smutek i dlaczego? Prawdą jest, że każdy z ludzi odczuwa smutek w mniejszym bądź większym stopniu. Od nas tylko zależy w jaki sposób sobie z nim poradzimy. Wydaje się, że gdzieś między wierszami da się wyczytać przesłanie autora, iż smutek jakkolwiek silny by nie powinien przesłaniać radości, która zazwyczaj mu towarzyszy. Smutek nadchodzącego rozstania nie powinien zagłuszać wszystkich pięknych chwil, których razem doznali. W opowiedzianej historii nie ma nic szczególnego: dwóch młodych ludzi na wakacjach, znudzonych codzienną monotonią i powodowanych strachem, skrywających tajemnice z przeszłości, spotkają się. Ich miłość rozkwita, osiąga stan, w którym świat przestaje istnieć, ale ostatecznie muszą się rozstać. Każde słowo, które pada między nimi jest bardzo proste, ale jednocześnie starannie dobrane, każdy gest i spojrzenie były niepowtarzalne, miały własne znaczenie. Książka jest melancholijnym lamentem wznoszonym do losu, wspomnieniem młodzieńczej, wyidealizowanej miłości, skazanej na zgubę, jednakże tak intensywnej i niezwykłej, że wiesz, że już nigdy więcej nie poczujesz tego ponownie.
Willa Triste jest powieścią, którą trudno ocenić. Jest pełna melancholii, czas w niej płynie bardzo wolno, trzeba być skupionym kiedy się czyta tę książkę, bo łatwo może umknąć jakiś detal istotny dla fabuły. Taż melancholia może być głównym powodem dla którego lektura jest trudna – usypia czujność.
Patrick Modiano, Willa Triste, przekład: Joanna Polachowska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu Literatki.com