Bohater, alter-ego autora, a może on sam, żyje w nieszczęśliwym związku, świadomy tego, że uczucie – o ile kiedyś istniało – wygasło już całkowicie. Zostały jedynie wzajemne pretensje i obwinianie. Dlatego też wyruszył w podróż. Nie zna swojej drogi, nie widzi jej kresu, cel jest bardzo odległy – jest to on sam. W tym wiecznym wędrowaniu homo viator, samotnik, próbuje dotrzeć do głębi jestestwa, do iskry bożej tkwiącej w nim, pozamaterialnego fundamentu istnienia – duszy.
Nie jest to powieść wielotematyczna, temat jest jeden – stanowi go próba dotarcia do samego siebie. Jest to natomiast powieść eklektyczna, ponieważ dróg i ścieżek do celu jest wiele i przez każdą należy przejść. OOBE (out of body experience) – opisy snów, doświadczeń spoza ciała, kiedy dusza wyzwala się spod tyranii materii i udaje się w wędrówkę. Właściwie niezbyt to wszystko różni się od świadectw tego typu, które można bez wysiłku znaleźć w Internecie. Według psychoanalizy i teorii Freuda sny stanowią klucz do naszej podświadomości. Choć fragmenty z relacjami z OOBE mogą wydawać się nudne (czasami rzeczywiście takie są) i niepotrzebne, to stanowią one ważną część konstrukcji psychologicznej bohatera.
Książka stanowi wgłębienie się w psychikę jej bohatera. W nocie redakcyjnej, zamieszczonej na okładce, czytamy, że stanowi ona strumień świadomości, jednak w moim przekonaniu jest to bardziej lektura pamiętnika czy też dziennika (każdy wpis jest datowany), wskazywać na to może uporządkowana narracja oraz wydarzenia opisane linearnie; bez żadnych wtrąceń, zawieszeń. Nie jest to zatem powieść osadzona w technice „Stream of consciousness”.
Książka tego rodzaju może nosić rysy wyjątkowości, ale tylko wtedy, kiedy bohater prezentowany jest właśnie w ten sposób. Oczywiście – w jakimś stopniu jest to człowiek ciekawy, z własnymi przemyśleniami, któremu, mówiąc najprościej: blisko do każdego z nas. Z pewnością będą osoby, które poczują więź z Jacquesem, dla niektórych jego słowa będą ich własnymi, ale znajdą się też tacy, którzy po lekturze do książki nie powrócą. Zaryzykować można, wszak w ten czy inny sposób, każdy z nas próbuje dotrzeć do swojego wnętrza.
Pozostało mi jeszcze napisać kilka słów na temat muzyki, można powiedzieć: ścieżki dźwiękowej do książki czyli płyty Fenix, dostępnej na stronie internetowe autora. Już na wstępie czytelnik zostaje poinformowany/uprzedzony, że Wisielec i Fenix to jedność i należy obie te formy traktować właśnie w ten sposób. Jaki jest tego efekt? Muzyka jest świetna. Naprawdę. Gitara, skrzypce i instrumenty klawiszowe świetnie współgrają i oddają ducha powieści. Aranżacja rockowa ma zęba, teksty wyrażają tęsknotę za czymś ukrytym, za utraconym sensem życia. Muzyka bardzo dobrze współgra z powieścią, stanowi jej uzupełnienie, a z drugiej strony może być też autonomiczną częścią.
Ta książka ma w sobie coś dziwnego – czytałem ją uważnie przede wszystkim ze względu na fakt, że chciałem ją rzetelnie zrecenzować, po trochu dlatego, że mimo nieco ciągnących się fragmentów (znów OOBE), coś nakazywało mi śledzić losy bohatera. I jak sądzę, było warto. W Wisielcu można znaleźć takie słowa, zdania, frazy, które potrafią wprawić w zadumę, olśnić. Ja taką myśl znalazłem.
Jacques de Chiffon, Wisielec, Warszawska Firma Wydawnicza, Warszawa 2014.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl