W recenzji powieści Atlas: Doppelganger pisałem o książce, że jest ona „powieścią o tyle ciekawą, że skupia w sobie tradycję i nowoczesność. Czerpie pełnymi garściami z tradycji gawędy, dodaje szczyptę baśni, ma luźną, anegdotyczną konstrukcję”. Z niekłamanym zadowoleniem i satysfakcją (czytelnika oraz recenzenta) mogę stwierdzić, że druga książka Dominiki Słowik nie tylko uniosła ciężar wielce obiecującego debiutu ale też go prześcignęła. Zimowla jest dziełem dojrzalszym, subtelniej skrojonym, bardziej złożonym. Jest to powieść lepsza od doskonałego Atlasu: Doppelganger. Istnieją pewne podobieństwa między obiema powieściami – w obu przypadkach fundament rzeczywistości jest dualistyczny; istnieje rzeczywistość realna, namacalna ale pod nią istnieje też inna, ukryta i postrzegalna bardziej podświadomie niż świadomie. W Zimowli ta druga rzeczywistość jednak jest o wiele bardziej widoczna i bardziej obecna.
Zimowla bez wątpienia dla Dominiki Słowik oznacza postęp – doskonale skonstruowaną wielowątkową fabułę, niezwykle plastyczny świat przedstawiony, głęboko osadzony w realiach małej miejscowości przełomu wieków. Narracja obfituje w detale opisujące świat przedstawiony. Dzięki temu świat i bohaterowie wykreowani przez Słowik są tak bardzo namacalni i prawdziwi. Mimo, że Cukrówka jest miasteczkiem małym, gdzieś na kraju Galicji, jest miejscowością zapomnianą, odciętą od reszty świata, dzisiaj powiedzielibyśmy o niej: „nijaka”, to ma swój koloryt lokalny, swoich mieszkańców, którzy nie są szarą zbiorowością ale zbiorem indywidualności. Jest miasteczkiem doby zaraz po transformacji, lata akcji rozciągają się od końca lat dziewięćdziesiątych do końca pierwszej dekady XXI wieku. Były to lata szczytu zainteresowań wszelkiego rodzaju ezoteryką: astrologią, różdżkarstwem, wróżeniem z kart, fusów, kości etc. Kto z nas nie pamięta słynnego „uzdrowiciela”, który miał swój program w porannej ramówce Polsatu?
Cukrówka jest takim właśnie miasteczkiem z przełomu wieków – z upadłymi już zakładami przemysłowymi, z lokalnymi indywidualnościami oraz z rzekomo czyniącymi cuda wizerunkami Maryi. Tutaj są nawet dwa – najpierw obraz „zapłakał” w stanie wojennym. Po zaginięciu tego obrazu, lokalny ksiądz funduje figurkę. Ta również przejawia niezwykłe właściwości, ponieważ samodzielnie „przeszła” drogę od kapliczki do drzwi plebanii; ona też kilka lat później jakoby zatrzymała wody potopu z 1997 roku. W bliższych nam czasach samoczynnie zaczynają bić dzwony w nowo wybudowanej dzwonnicy, córka lokalnego biznesmena zaczyna nocami nago śpiewać na dachach domów Cukrówki, a z zalewu wyłowiono ciało dziennikarza. Nie wiadomo jeszcze, czy był to wypadek czy zabójstwo.
Miasteczko pozostaje jednak krainą zamkniętą. Stanowi własny mikrokosmos ale nie do końca jest to wybór mieszkańców. Silne będą wątki przekraczania granic oraz emancypacji. Przekraczaniu granic nie tylko geograficznych ale też granic tożsamościowych. Tożsamość bohaterów rodzi się pod wpływem (niejednokrotnie bardzo skomplikowanych i złożonych) relacji rodzinnych oraz społecznych. Czasami spuścizna jest przekazywana z pokolenia na pokolenie i dzieci kroczą drogą rodziców, a czasami dzieci chcą objąć własną drogę. Opuścić znany świat i żyć własnym życiem. Tym bardziej, że rodzina u Słowik nie pozostawia swoim zstępnym zbyt obiecujących perspektyw. Babka narratorki, silna kobieta, stara komunistka, trzymająca w czasie PRL w garści całą władzę, zarówno wójta jak i burmistrza, po zmianie systemu emigruje do Stanów Zjednoczonych, pozostawiając po sobie wspomnienia pełne nienawiści i pogardy, a jednocześnie czegoś w rodzaju poważania. Matka narratorki natomiast to egzystencjalnie zamknięta w lokalnym muzeum historyczka, która jest uwikłana w tajemniczą, kryminalną historię. Ojciec nie jest oparciem dla rodziny, ponieważ od lat pogrąża się w obsesję nadchodzącego końca świata. Całymi dniami szuka znaków zbliżającej się Apokalipsy. A widzi je właściwie wszędzie.
Tajemniczy jest tytuł powieści. Nie znałem tego terminu i musiałem się posiłkować informacjami dostępnymi w internecie. Bezwstydnie przepiszę za Wikipedią, że zimowla to: „okres zimowania u pszczół. Zawiera się między ostatnim jesiennym a pierwszym wiosennym oblotem. W okresie zimowania pszczoły opuszczają ul tylko dla lotów oczyszczających w wyjątkowo pogodne i ciepłe dni, kiedy temperatura bezpośrednio przed wylotami dochodzi do około +10 °C[1]”. Pszczoły i pewien pszczelarz spełnią swoją (dosyć ważną) rolę w powieści. Sama Zimowla oznaczałaby czas zimowego snu, pozostawania w letargu, w zawieszeniu egzystencjalnym i jednocześnie oczekiwania. Oczekiwania na co? Możliwych jest kilka interpretacji. Trzeba wybrać własną.
Zimowla jest powieścią wielowątkową, fabuła przywołuje wiele różnych historii, z których niejedna wydaje się niepowiązana z głównym, choć w istocie wszystkie tworzą całość. Bo choć to narratorka wydaje się głównym bohaterem, to jej losy wpisują się w losy całej Cukrówki i jej poszczególnych mieszkańców. Mamy świat, w którym przenikają się realizm, ezoteryka i wiara religijna. W Zimowli zatem będzie pełno wręcz epizodów o charakterze surrealistycznym, z kolorytem schulzowskim. Dziewczyna obserwuje otaczający ją świat, próbuje zrozumieć wydarzenia, których jest świadkiem, choć nie zawsze jest to łatwe. Narratorka jest świadoma ułomności swojej pamięci; jest świadoma, że dysponuje jedynie swoją perspektywą i tym, że to, co myśli jest tylko interpretacją jej wyobraźni, która to interpretacja może się różnić od prawdy. A i niejednokrotnie rzeczywistość wymyka się doświadczeniu i racjonalnej interpretacji. Bohaterka nie jest tez w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy nieracjonalna interpretacja doświadczenia jest właściwa i na ile bliska prawdzie. Czy w ogóle jest choć trochę bliska prawdzie. Bo czym jest prawda?
Dominika Słowik, Zimowla, Wydawnictwo Znak, Kraków 2019
[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Zimowla