Gdybym miał określić jednym słowem bliskich mi poetów, użyłbym terminów związanych z rodziną. Czesław Miłosz jest niczym dumny i surowy ojciec, który poucza i instruuje swoje dzieci, ucząc ich sprawiedliwości, wprowadzając w życie, które nie odwdzięczy się tym samym. Zbigniew Herbert to dobry wujek-nauczyciel. Na poły historyk, na poły filozof, wielki erudyta i miłośnik tradycji klasycystycznej, który wierzy, że możemy czerpać najlepsze wzorce z przeszłości. Tej najpiękniejszej i najwspanialszej. W końcu jest też Wisława Szymborska. Babcia, która lubi brać swoje wnuki na kolana i opowiadać. Snując przypowieści, uwrażliwia je na piękno świata, które kryje się w jego detalach, ale też zwraca uwagę na cierpienie oraz zło czyhające w ludziach. Jej opowiadania są pełne humoru oraz dziecięcego zachwytu światem, stąd łatwo jej dotrzeć do dusz młodych, ponieważ przemawia ich językiem.
Poezja Wisławy Szymborskiej to zjawisko niezwykle tajemnicze, nie do końca rozumiem jej fenomen i chyba nie zrozumiem, skąd w niej bierze się taki ładunek wrażliwości. Swoje pierwsze kroki w świecie poezji autorka stawiała zaraz po wojnie, w cieniu socrealizmu, któremu dała się początkowo zachęcić, mało: stała się wyznawczynią socjalizmu. Choć należy przyznać, że jej poetyka była daleka od nakazów Sokorskiego i innych teoretyków socrealizmu. Już jej juwenilia zwiastowały nadejście nowej poetyki i innej wrażliwości, która miała stać się jej znakiem rozpoznawczym, utrzymanym aż do ostatnich tomików. Jej poezja dotykała najistotniejszych prawd o życiu, świecie i codzienności, ale poetyka była zwiewna, a bohaterowie – bardzo delikatni. Mówiła na temat wielkich spraw lekkim tonem, jakby chciała powiedzieć, że życie jest żartem, igraszką, której nie należy brać zbyt serio. Nieustannie też kładła nacisk na to, że skoro już przyjęliśmy ten dar (o który co prawda nie prosiliśmy), to starajmy się go wykorzystać jak najlepiej. Z drugiej jednak strony z poezji noblistki wypływa przekonanie, że życie jest wielką, nieprzeniknioną zagadką. Jest zagadką na poziomie największym – czyli dlaczego, kiedy, skąd i w jakim celu powstał wszechświat, jak i zagadką na poziomie makro, detali. Widać wielkie, dziecinne zdumienie życiem – skąd się wzięłam, do czego zmierzam, widać też świadomość unikalności wszystkich stworzeń oraz stworzenia jako takiego. Poetka w jednym z wierszy wyraża wielkie zdumienie nad istotą, ale też przekonanie o pięknie prostoty ewolucji.
Ciekawe jest to, że pierwszy tomik wydany w roku 1952 nosił tytuł Dlatego żyjemy, a następny Pytania zadawane sobie. Powinno być odwrotnie: wpierw człowiek zadaje sobie pytania, szuka prawdy, podaje w wątpliwość ustalone schematy, a później może wyciągnąć wnioski i powiedzieć: to jest prawda. Tutaj było odwrotnie. Myślę, że był to wpływ teorii ogłoszonej na zjeździe ZLP w 1949 roku. Po odrzuceniu przez cenzurę pierwszego zbioru jej wierszy jako niespełniającego wymagań socjalistycznych Szymborska próbuje z innymi wierszami. Jak sama przyznawała, zaufała partii, bo była młoda i widziała okrucieństwo wojny. Paradoksalnie dzięki temu okres najciemniejszego stalinizmu przeżyła względnie spokojnie, ponieważ nie obawiała się reżimu. Szybko jednak musiała zweryfikować swoje poglądy. W 1954 roku wychodzi tomik Pytania zadawane sobie – tytuł wskazuje, że autorka zaczęła kontestować to, czemu ufała i co wydawało się prawdą. Od tego zbioru tematyka zaczęła poruszać uniwersalia. Jej dociekliwość poznania, wspaniałe poczucie humoru i unikalność spojrzenia sprawiają, że wiersze czyta się z uśmiechem na ustach. Szymborska potrafiła wspaniale wychwycić niezwykłość zwykłych rzeczy. Potrafiła też spojrzeć na różne zjawiska z innej niż dotychczas strony. Jakby porzucała punkt widzenia osoby dorosłej, naznaczony doświadczeniem wielu lat życia i utartymi schematami, i próbowała spojrzeć na nie, jakby patrzyła na całkiem nową, nieznaną sobie rzecz. To właśnie decyduje o niezwykłości i trafności spostrzeżeń noblistki – mamy wrażenie, że poetka wszystko przeżywała pierwszy raz, zapisywała swoje wrażenia. Jakby za każdym razem rodziła się ponownie, aby pozbyć się uprzedzeń i widzieć byt takim, jakim jest. Z jednej strony zabawne może być to dziecinne zdziwienie, które przejawia podmiot liryczny, ale też ten zaskakujący punkt widzenia potrafi zadziwić i poruszyć do głębi. W wierszu Noc dokonuje rewizji historii o ofiarowaniu Izaaka. Pyta: „Co takiego zrobił Izaak,/ proszę księdza katechety?/ Może piłką wybił szybę u sąsiada?/ Może rozdarł nowe spodnie,/ gdy przechodził przez sztachety?/ Kradł ołówki?/ Płoszył kury?/ Podpowiadał?” Dla dziecka, które wypowiada się na temat historii poznanej na katechezie, nie jest jasnym, czym Izaak zasłużył sobie na tak okrutny los, zgotowany przez własnego ojca, którego tak bardzo kochał. Nie rozumiał, dlaczego ten, któremu tak bardzo ufał, podniósł na niego rękę. Wydaje się to naiwne i trochę niewłaściwe pytanie, ale czy na pewno? Czy nie powinniśmy się zastanowić drugi raz nad tą historią, ale tym razem przyjąć punkt widzenia Izaaka – dziecka, niewinnej istoty, dla której postępowanie ojca było z początku niezrozumiałe? To dziecko, które pyta, czym zawinił Izaak, jest bardziej wrażliwe na cierpienie niż dorośli, którzy akceptują tę przypowieść jako coś normalnego, bez refleksji. Może to dziecko w swojej prostocie ma rację? Noc nie jest jedynym wierszem, w którym poetka rewiduje wyjątki z Biblii. W Streszczeniu podejmuje temat losów Hioba. Akcja utworu dzieje się wtedy, gdy Hiob opuszczony przez wszystkich próbował zrozumieć swój niepojęty los i cierpienie. W końcu zstąpił do niego Bóg, aby udzielić wyjaśnień. Jednak Hiob nie jest zadowolony z odpowiedzi, którą otrzymał. Na pytanie: dlaczego cierpię, dlaczego to właśnie mnie spotkały te wszystkie nieszczęścia, choć całe życie poświęciłem Bogu, posłuszny jego prawom, usłyszał monolog Stwórcy, który chwali swoje stworzenie. W wierszu pada krótkie zdanie, ale trafnie podsumowujące tę sytuację: „Nie na temat mówi Pan”. Jednak Hiob korzy się przed Bogiem i odzyskuje dzięki temu wszystko, co utracił. Wiersz kończy się słowami „Hiob nie chce psuć arcydzieła”. Mówi o świecie, który stworzył Bóg. Nie zadowolił się odpowiedzią, że w porównaniu z majestatem Boga jest nic nie warty, że świat tak działa i jest idealny, właśnie taki, jaki być powinien, ale nie wyraża sprzeciwu wobec wyroków Boskich, bo „nie chce psuć arcydzieła”. Wydawałoby się, że z tego utworu płynie przesłanie, które mówi, że świat „idealny” i wspaniały stworzony przez Boga nie jest wcale idealny, że jest on szczelnie wypełniony niezawinionym cierpieniem. Jednakże w utworze Nic dwa razy się nie zdarza z wdziękiem i humorem autorka mówi:
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i umrzemy bez rutyny.
Jak wielkie zdziwienie i zachwyt można odczytać z tych słów! Zdziwienie i zachwyt unikalnością życia w jego jednostkowym wymiarze. Każdy dzień, każda osoba, każda rzecz jest tą pierwszą. Nasze życie składa się z takich unikalnych w skali wszechświata bytów, a życie jest tylko jedno, nie będzie nam dane „repetować”. Ten wiersz to wołanie: Carpe diem! Mijamy jak każda rzecz we wszechświecie, ale właśnie z przemijania płynie piękno. Świat natomiast jest taki, jaki jest: niedoskonały i dlatego da się w nim żyć. Szymborska dosyć naiwnie pisze w jednym z utworów: „Obmyślam świat, wydanie drugie,/ wydanie drugie, poprawione”, próbując zaczarować rzeczywistość, wymyślić jej idealną wersję, dopasowaną do potrzeb każdego z osobna, ale zaraz się okazuje, że ten świat byłby zbyt niedoskonały przez swoją doskonałość. Nie da się w nim żyć, jest zbyt nudny. Tu Szymborska percepcją świata zbliża się do Zbigniewa Herberta. Niedoskonałość jest cechą immanentną bytu, w jednym z utworów czytamy: „żyje, więc się myli”. Taki właśnie nieidealny i pełen błędów i pomyłek świat jest doskonały. Jest piękny przez swoją niepowtarzalność i nieprzewidywalność. A Hiob? Hiob co prawda odzyskał swój dobytek, nawet pomnożony dwukrotnie. Nie stać go też na bunt, przyjmuje wyroki Boga, choć nie uznaje ich za sprawiedliwe, ponieważ nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie, co było dla niego najistotniejsze. Przyjął nędzę i się z nią pogodził, przyjął cierpienie i się z nim pogodził, ponieważ uważał je za część życia, ale nie mógł się pogodzić z tym, że nie poznał odpowiedzi, wszak „Pan mówił nie na temat”. Chyba najbardziej przerażający był w tej sytuacji całkowity brak miłości, która jest nieco spoza naszego świata, ale jednak pozostaje jego głównym (choć nieprzenikniętym) komponentem. Szymborska dużo mówiła o miłości i zawsze trochę melancholijnie, ale też z dystansem. Z jednej strony jest ona piękna, ale niesie też cierpienie. Najlepszym tego przykładem jest wiersz Miłość szczęśliwa, z którego możemy odczytać, że „prawidłową” i bardziej przyziemną wersją miłości jest ta niespełniona, nieprawdziwa i nieidealna. Jest ona bliższa rzeczywistości i… ludzka. Nieidealna – taka waśnie jest miłość z niemożliwością porozumienia dwóch osób w związku, które mówią do siebie całkiem innymi językami (Na wieży Babel). Miłość szczęśliwa jest jakby nie z tego świata, nieuchwytna, nie do zrealizowania. W wierszu Przy winie wskazuje na pewien aspekt zakochania – idealizowanie osoby, którą obdarzyło się uczuciem. Czytamy: „Spojrzał, dodał mi urody,/ a ja wzięłam ją jak swoją” i dalej: „Pozwoliłam się wymyślić/ na podobieństwo odbicia/ w jego oczach”.
Obszerną część twórczości noblistki zajmują wiersze, w których wykłada ona swoją historiozofię. Wynika z niej przede wszystkim to, że świat nie jest idealny, ale pełny cierpienia i bólu, zadawanych z premedytacją ludziom przez ludzi. Historię ludzkości można podzielić na historię zwycięzców i pokonanych, z taką uwagą, że o przegranych historia milczy. Ale też nie należy zapominać o tym, że dzisiejsi przegrani jutro mogą zostać uznani za zwycięzców. W wierszu Pogrzeb czytamy: „kto raz się urodził/ może zyskać dwa groby”, czyli wyroki historii mogą zmienić się diametralnie na przestrzeni lat, ta sama osoba dla jednego pokolenia może być bohaterem, a dla następnego – zdrajcą. W tym gronie utworów jest też jeden z najsłynniejszych wierszy noblistki Dwie małpy Bruegla, które brzęczeniem łańcuchów przypominają dziewczynie zdającej maturę z historii ludzkości, że przebiega ona pod znakiem niewolnictwa. Niewątpliwie do utworów historiozoficznych zaliczają się również te, które traktują o wojnie. Wojna i powiązana z nią nierozerwalnie utrata człowieczeństwa. A ściślej: człowiek wrzucony w wir wojny przestaje uważać swoich wrogów za ludzi. W utworze Jeszcze widzimy przerażający opis żydowskich dzieci wiezionych w wagonach bydlęcych. Domyślamy się, że ta droga jest ostatnią w ich życiu. Co ważne i znamienne – są one określane mianem: „imię Natan”, „imię Izaak” itd. Są to jedynie imiona, straciły gdzieś swoje człowieczeństwo, a może raczej zostały z tego człowieczeństwa odartego przez oprawców. Co jeszcze bardziej porażające, to wizja przytaczana przez poetkę w utworze Obóz głodowy pod Jasłem, w którym czytamy: „Nie dano im jeść, wszyscy pomarli z głodu. Wszyscy? Ilu? (…) Nie wiem. Historia zaokrągla szkielety do zera. Tysiąc i jeden to wciąż jeszcze tysiąc. Ten jeden, jakby go wcale nie było”. W tak wielkiej hekatombie, jaką była druga wojna światowa, śmierć jest abstrakcją. Traci swój jednostkowy wymiar, a staje się jedynie statystyką, liczbą w rejestrze zysków i strat. Wojna to szczególny czas, kiedy do głosu dochodzą pierwotne instynkty ukryte do tej pory w człowieku, sytuacja ekstremalna, w której całe zło pokazuje swoją siłę. Szymborska nie jest na tyle naiwna, aby twierdzić, że ludzie nie znają zła, że czasami po prostu opanowuje ono ludzkie umysły na jakiś czas. Wręcz przeciwnie, zwraca uwagę na dualizm naszego świata, który składa się z dobra i zła, wzajemnie się przenikających i obecnych od zawsze. W wierszu Krótkie życie naszych przodków poetka pisze:
Dobro i zło –
wiedzieli o nim mało, ale wszystko:
kiedy zło tryumfuje, dobro się utaja;
gdy dobro się objawia, zło czeka w ukryciu.
Jedno i drugie nie do pokonania
ani do odsunięcia na bezpowrotną odległość.
Dlatego jeśli radość, to z domieszką trwogi,
jeśli rozpacz, to nigdy bez cichej nadziei.
Życie, choćby i długie, zawsze będzie krótkie.
Zbyt krótkie, żeby do tego coś dodać .
Życie ludzkie i świat są utrwalone na dwoistości – dobru i złu. Oba te pierwiastki są równie powszechne i silne, a ich panowanie jest falowe – raz na wierzch wybija się dobro, a raz – zło, jednak żadne z nich nigdy nie panuje niepodzielnie. Zarówno radość, jak i smutek są immanentnie wpisane w życie. Tak jak nienawiść niestety, która mimo upływu wieków i rozwoju cywilizacji wciąż ma wielki wpływ na ludzi. Można o tym przeczytać w wierszu Nienawiść. Podmiot liryczny wyraża w nim z jednej strony zdziwienie, ale też chyba żal. Żal do ludzi, że tak łatwo dają się jej ponieść. W utworze nienawiść jest spersonifikowana, ale wiemy dobrze, że to człowiek jest podmiotem i to on czuje złość i on powinien potrafić ją poskromić. Oddalając nienawiść od człowieka i traktując ją jako byt, autorka chyba chciała pokazać, że ludzie oddalają od siebie odpowiedzialność. Wolą myśleć, że nienawiść to zewnętrzna, autonomiczna istota, a nie emocja, która tkwi w każdym z nas. Tylko człowiek potrafi odróżnić dobro od zła i tylko on ponosi odpowiedzialność za swoje wybory.
W utworze Sto pociech Szymborska tworzy obraz człowieka dumnego ze swojej pozycji we wszechświecie, człowieka, który wierzy w to, że jest wyjątkowy w skali świata i dlatego próbuje ogarnąć go swoim wątłym rozumem, co jest niemożliwe. Bardzo wyraźnie widoczna jest pycha ludzka, która sprawia, że nie potrafi on realnie spojrzeć z dystansem na swoją pozycję w świecie. W wierszu Pochwała złego o sobie mniemania autorka mówi, że człowiek jako taki nie może mieć czystego sumienia, ponieważ jest świadomy dobra i zła. Jako jedyna istota ponosi odpowiedzialność za swoje czyny. Wizja rzeczywistości Szymborskiej nie jest jednak tak pesymistyczna, jakby wynikało to z wiersza. W wielu utworach (a jest ich więcej niż tych pesymistycznych) poetka wyraża zachwyt i zdziwienie nad zwykłymi, codziennymi wydarzeniami i rzeczami, jak na przykład zdaje sprawozdanie z wizyty w muzeum, opisuje swój cień, opowiada o napotkanym kloszardzie, o przypadkowym spotkaniu z dawno niewidzianym przyjacielem. Jakkolwiek człowiek ponosi odpowiedzialność za swoje czyny, to dopuszcza do istnienia fortuny, która nie tylko kieruje życiem ludzkim, co podrzuca pewne możliwości. Myśl tę rozwija w wierszu Seans, wkładając w ręce przypadku kalejdoskop z wydarzeniami, a „Przypadek obraca w rękach kalejdoskop./ Migocą w nim miliardy kolorowych szkiełek”. Oznaczałoby to, że życiem w bardzo dużym stopniu kieruje losowość i przypadek, którego działania człowiek jest przedmiotem, a nie – podmiotem. Zbliżamy się tutaj do tych utworów, w których noblistka podejmuje się odpowiedzi na pytania o sens i cel życia, jego istotę. W utworze Może to wszystko pyta o jej sens, źródło bytu i o to, co nas czeka w przyszłości. Szymborska stara się odpowiedzieć na te pytania, czerpiąc z dorobku oświecenia, epoki przełomowej dla humanizmu i dziejów człowieka. Wystarczy wspomnieć, że ta epoka była nazwana „wyjściem człowieka z niepełnoletności”. Wtedy właśnie nauka odrzuciła dotychczasowe paradygmaty kultury i zastąpiła je nowymi, które wynikały z rozumowego i empirycznego postrzegania świata. Wydaje się, że Szymborska ze swoim uwielbieniem dla flory i fauny oraz dziecięcym zachwytem dla natury jest zwolenniczką naukowego poznania świata oraz teorii doboru naturalnego jako podstawowej zasady wszelkiego istnienia. Ten pogląd przewija się w kilku utworach. W Platon, czyli dlaczego pisze: „Musiał być jakiś powód,/ choćby i drobny z pozoru”.
Prawdziwy geniusz poezji Szymborskiej tkwi w genialnej prostocie ukrytej w jej utworach. Każdy z nich zawiera takie zdanie, myśl, sentencję, które z łatwością adaptują się w języku potocznym, i często jest tak, że „mówimy Szymborską”, choć o tym nie wiemy. „Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy”, „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”, „kto raz się urodzi, może zyskać dwa groby”, „obmyślam świat, wydanie drugie”, „historia zaokrągla szkielety do zera”, „co ma świat z dwojga ludzi, którzy nie widzą świata”, „nie ma pytań pilniejszych od pytań naiwnych”, „przypadek obraca w rękach kalejdoskop”, „nic darowane, wszystko pożyczone”. Frazy te niosą ze sobą pewną zadumę, tajemnicę do zgłębienia, która kryje się poza słowami, a która czeka na odkrycie. Te wszystkie pytania zbiegają się w jednym kierunku, ku temu najważniejszemu, które brzmi: „dlaczego?”, a którego wykładnia znajduje się w wierszu Zdumienie. Jest to utwór bardzo filozoficzny, sięgający do genezy istnienia ludzkiego, jego miejsca na ziemi, we wszechświecie. Widać w nim wielkie zdziwienie zagadką istnienia, które gdzieś poza kontekstem, bardziej w domyśle i jako wynik interpretacji i kontemplacji przechodzi do pytania o to, czy gdzieś tam jest byt wyższy czy tylko jest natura.
Czemu w zanadto jednej osobie?
Tej a nie innej? I co tu robię?
W dzień co jest wtorkiem? W domu nie gnieździe?
W skórze nie łusce? Z twarzą nie liściem?
Dlaczego tylko raz osobiście?
Właśnie na ziemi? Przy małej gwieździe?
Po tylu erach nieobecności?
Za wszystkie czasy i wszystkie glony?
Za jamochłony i nieboskłony?
Akurat teraz? Do krwi i kości?
Sama u siebie z sobą? Czemu
nie obok ani sto mil stąd,
nie wczoraj ani sto lat temu
siedzę i patrzę w ciemny kąt
– tak jak z wzniesionym nagle łbem
patrzy warczące zwane psem?
Ten utwór mógłby być kwintesencją całej twórczości Wisławy Szymborskiej. Jej utwory biorą się właśnie ze szczerego zdumienia, są one bardziej zadawaniem pytań niż dawaniem odpowiedzi, ponieważ ich szukanie to zadanie każdego z nas. Chociaż w mojej opinii noblistka była jedną z osób, dla których pytania były ważniejsze niż odpowiedzi.