Czy wiecie, że mamy naszego własnego, polskiego superbohatera? Został powołany do życia przez braci Minkiewiczów jedenaście lat temu, zanim jeszcze ktokolwiek nawet pomyślał o Białym Orle. Wilq, bo o nim mowa, jest bardzo nietypową jak na herosa, a przez to interesującą postacią – bardzo swojską, bo z Opola, zmęczoną ciągłymi prośbami o pomoc, marzącą jedynie o tym, aby wszyscy dali mu spokój.
W moje ręce wpadł dwudziesty już zeszyt przygód Wilqa. Aby przybliżyć wam nieco postać bohatera, jego osobowość i charakter twórczości Minkowskich, zacytuję słowa, w jakich zwraca się nasz bohater do swoich czytelników. W miejscu, gdzie zazwyczaj jest stopka redakcyjna, widzimy charakterystyczną, małą i nieco kanciastą postać, nad głową której unosi się dymek, a w nim odezwa do fanów,: „To jest 20. zeszyt serii Wilq Superbohater. Z tej okazji chciałbym zwrócić się do najwierniejszych czytelników, którzy są z nami nieprzerwanie od tamtej pierwszej części sprzed 11 lat. Słuchajcie… Weźcie się pierdolnijcie w łeb! Trzeba być nieprzeciętnym debilem, żeby w tym wieku czytać jeszcze komiksy”. Taki właśnie jest Wilq – wulgarny, do bólu dosadny, nie lubi swojej „pracy” superbohatera, jest nią znużony.
Komiks z jednej strony jest osadzony głęboko w polskiej codzienności, historii, realiach społecznych. Występują w nim motywy, które jedynie Polacy zrozumieją. Z drugiej strony w 20. zeszycie autorzy sięgają po klisze popkultury amerykańskiej – w tym wypadku jest to karykatura czy może pastisz kryminalnego kina klasy B. Chociaż komisarz Gondor i jego mentor w poszukiwaniu króla przestępców przemierzają blokowiska i zaułki Opola, to można rozpoznać w postaciach, które spotykają, i perypetiach, które przechodzą, typy charakterystyczne dla tego rodzaju zachodnich filmów. Nagłe zwroty akcji, suche żarty słowne policjantów będących w potrzasku, zastosowanie rozwiązań deus ex machina, kiedy już się wydaje, że nic nie jest w stanie uratować bohatera – ale zawsze są to tak banalne środki, tak oklepane, że aż wzbudzają śmiech. I o to chodzi. Bracia Minkiewiczowie puszczają oko do swoich czytelników, nie stwarzają nawet pozorów tego, że Wilqa należy brać choć trochę na serio.
Specyficzny bohater, karykatura jako główny środek wyrazu oraz pozornie realistyczne tło dla nieco absurdalnych przygód. Wszystko to razem tworzy mieszankę wybuchową. Wilqa mogę polecić każdemu, kto lubi absurdalny humor i chce się dzięki niemu oderwać od szarej codzienności.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl
Jak mawia trener Piechniczek: „Sukces jest dzieckiem zwycięstwa”
Ma kopnięty nos i wiecznie skwaszony wyraz twarzy. Obchodzi właśnie 20 urodziny, ale że kobietom i superbohaterom lat się nie liczy, przyznaje się tylko do 12. Na Facebooku ma prawie 50 000 znajomych mimo swojego „niewyszukanego” poczucia humoru i skłonności do wulgaryzmów. Zagrał w reklamie i w filmie, ma stałe rubryki w gazetach i na portalach. Wilq Superbohater, wybawca Opola – kto go jeszcze nie zna, ten nie żyje naprawdę…
Wilq to specyficzny superbohater, taki na miarę naszych czasów i możliwości. Dlaczego zdecydowaliście się akurat na konwencję superbohaterską? Czy stwarza ona dodatkowe możliwości?
TM: Komiks Wilq, jego humor i wartość są oparte na mechanizmie kontrastu. I do tego konwencja superbohaterska jest idealna. Bo cechuje się ona skrajnym patosem i tematycznym gigantyzmem. Wszystko tu jest największe, najgroźniejsze, najbardziej niebezpieczne, heroiczne i dramatyczne. Wystarczy teraz to zestawić z banalnym życiem na opolskim blokowisku, z tuzinkowymi postaciami, marazmem, nieporadnością, głupotą, tym, co codzienne, siermiężne, tak zwykłe, że aż wstydliwe. I mamy Wilqa.
Najnowszy zeszyt ma iście kryminalną okładkę i taka też jest jego zawartość. Po jakie jeszcze gatunki sięgaliście w ciągu dwunastu lat prowadzenia serii?
BM: Wilq jako komiks jest w dużej mierze pastiszem. Pastiszem różnych gatunków. Są one bardzo często bazą dla kolejnych odcinków. Najczęściej sięgamy po klasyczną konwencję superbohaterską i kryminał. Poza tym podpieraliśmy się już takimi gatunkami jak: science fiction, horror, thriller, film przygodowy, opowieść katastroficzna, romans… A w planach mamy na przykład… western.
Wilq wyszedł już poza ramy komiksowego zeszytu. Ma swój fanpage na Facebooku, gdzie pojawiają się jedno- lub kilkukadrowe żarty rysunkowe. Cieszą się ona chyba jeszcze większą popularnością niż sam komiks?
TM: Jednorysunkowe żarty czy minikomiksy są prostsze w odbiorze. Dłuższy komiks trzeba umieć czytać. Trzeba mieć okazję i chęć, żeby się tego nauczyć. Niewiele osób w Polsce przyswaja komiksy. I zapewne jest to populacja na wymarciu. Za to ogromne zainteresowanie budzą (za sprawą internetu) żarty w formie zdjęć, rysunków, montaży pojedynczych lub zestawionych w minikomiksy. Są atrakcyjne, bo w zasadzie składają się z samej pointy – można je szybko skonsumować i od razu sięgnąć po następne. Nasze żarty, mimo że bardzo tradycyjne, załapują się na tę modę.
Prosta kreska, wyszukane wulgaryzmy, abstrakcyjne poczucie humoru. Czy to przepis na sukces?
BM: Nie. To są jedne z wielu składników naszego komiksu. Chyba nie ma sensu analizować pełnego składu, tym bardziej, że nawet my nie do końca umielibyśmy go podać. A na sukces nie ma przepisu. Jak mawia trener Piechniczek: „Sukces jest dzieckiem zwycięstwa”.
TM: Ja zawsze powtarzałem, że Wilq jest tak pisany, rysowany, żeby nas śmieszył w pierwszej kolejności. Wypada się cieszyć, że ten rodzaj humoru trafia także do innych.
„Dziwnym nie jest”… Od lat nie mieszkacie w Opolu, tylko w Krakowie, ale Wilq nigdy się z Opola nie wyprowadził. Skąd czerpiecie inspiracje do nowych historii?
MB: Opole to uniwersum naszego komiksu. Centrum wszechświata… Opole to ziemia, reszta to kosmos (z Mysłowicami jako czarną dziurą). Pomysły na nowe fabuły pojawiają się zazwyczaj same i nie wiadomo skąd (mogę tylko wyjawić, że najlepsze wpadają mi do głowy w łazience lub w tramwaju), ale jak już są, to od razu „zawozimy” je do Opola.
TM: Szkoda, że nie ma łazienek w tramwajach, wydawalibyśmy pięć zeszytów na rok.
Wpadam od czasu do czasu do Opola, mam kontakt z przyjaciółmi, którzy tam mieszkają –znajomymi ze szkoły podstawowej i średniej. To się nie mieści w głowie, o czym mogą rozmawiać poważni ludzie, których łączy szczeniacka przeszłość. To właśnie jest ten bezpretensjonalny klimat, którym Wilq jest przesiąknięty. Resztę dopowiada życie, w którym absurdów nie brakuje.
Rozmawiała Agnieszka Minkiewicz