„Deprawator” w Teatrze Polskim

Trzech wybitnych polskich pisarzy, jeden to przyszły Noblista, drugi przez wiele lat do tej nagrody był przymierzany, trzeci swój talent literacki rozwijał za granicą z uwagi na jego twórczość pozostającą w opozycji do „narodowych” sentymentów. Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert oraz Witold Gombrowicz.

Wakacje 1967 roku Miłosz spędza we Francji, zatrzymuje się nieopodal domu Witolda Gombrowicza i odwiedza go codziennie. W tym samym czasie Zbigniew Herbert korzysta z uprzejmości przyszłego Noblisty i zatrzymuje się u niego, z niepokojem patrząc na zażyłość swego mentora z Gombrowiczem. Zdecydowanie nie podoba mu się stosunek tego ostatniego do Polski i Polaków. Między pisarzami nawiązuje się pełna pasji dyskusja.

deprawator (definicja SJP): osoba demoralizująca otoczenie, powodująca czyjś upadek moralności i zepsucie obyczajów; demoralizator, gorszyciel

Mężczyźni rozmawiali o Polsce, o literaturze (co oczywiste), o Bogu i ateizmie. Jednakże to właśnie Polska i „polskość” będzie tematem przewodnim, ponieważ dwa pozostałe zagadnienia zawierają się w tym najistotniejszym. Oczywistym jest, że wobec rozbieżnych poglądów, które prezentują bohaterowie, atmosfera będzie napięta. Dyskusja nie będzie jednak agresywna, żaden z nich nie zniży się w dyskusji do użycia argumentacji ad personam (choć należy przyznać, że Herbertowi się to raz czy dwa razy zdarzyło). Należy też tutaj odnotować, że mężczyźni nie spotykają się razem na scenie. Zbigniew Herbert już po pierwszym spotkaniu z Gombrowiczem zapałał do niego niechęcią i dlatego też ich dalsze konfrontacje będą raczej korespondencyjne – za pośredniczeniem Czesława Miłosza.

Zdaję sobie sprawę, że jest to frazeologizm dosyć już zużyty i używany powierzchniowo jako hasło-klucz (wytrych wręcz) do twórczości Gombrowicza ale bez wątpienia przodującym wątkiem w spektaklu jest konfrontacja „ojczyzny” (Herbert) z „synczyzną” (Gombrowicz, trochę Miłosz). Bo to właśnie duch myśli zawartej w Transatlantyku będzie unosił się przez całe przedstawienie nad sceną. Gombrowicz, który w swojej twórczości postulował zerwanie ze „świętością” ojczyzny i narodu, oderwanie się jej historii, od narodowej mitologii miał duży wpływ na Miłosza. Wydaje się, że jego skrajność nie była w istocie tak żarłoczna, jakby krytycy chcieli, a była jedynie grą – a przynajmniej w dużym stopniu – pisarza z tymi, którzy uważali, że nie ma świętości większej niż ojczyzna i „polskość”. Szczególnie drażniła go postawa, którą zaobserwował u swoich rodaków – rekompensowania braków materialnych i kulturowych poczuciem wyższości moralnej nad innymi narodami. Miłosz sam sobie tłumaczy, że postawa Gombrowicza może być ferdydurkowską pupą wystawioną do świata. A propos Ferdydurke – na scenie zobaczymy pojedynek na miny Herberta z Miłoszem, co było zaskakujące ale też niesamowicie zabawne. Scena ta zresztą wydaje się być antycypacją zdarzenia, które odbędzie się kilka lat później u Hertzów; kolacji u ich wspólnych znajomych i kłótni, która poróżni poetów już na zawsze.

Miłosz i Gombrowicz choć różnili się w swoich poglądach miej lub bardziej  i w pewnych wątkach, to spoglądali w tę samą stronę; inaczej było z Herbertem. Był od nich młodszy i do obu (szczególnie do Gombrowicza) miał stosunek mocno krytyczny. Jak pamiętamy, Mickiewicz porównał polski naród do lawy, która pokryta zastygłą skorupą gotowała się wewnątrz i musiała w końcu przełamać ścianę wierzchnią i wypłynąć na powierzchni. Z wypowiedzi Gombrowicza wynika, że naród istotnie jest podobny do lawy ale u niego jest to raczej zastygła skorupa, tak samo na powierzchni jak i we wnętrzu. Z tym Herbert nie mógł się zgodzić i reagował wściekłością. Miłosza hołubił i uznawał za starszego brata w poezji i mentora, jednak krytykował jego spojrzenie na historię. Tym nie mniej bardzo go szanował. Podziw nie powstrzymuje Herberta jednak przed wykrzyczeniem Miłoszowi, że jakkolwiek jest wielkim poetą i pisarzem, to jego postawa moralna jest moralnie co najmniej wątpliwa.

Choć temat przedstawienia jest poważny, to będzie ono miało też bardzo duży ładunek humoru. Głównie za sprawą postaci Witolda Gombrowicza. Jawi się on jako osoba egotyczna, świadoma swojego talentu literackiego i bardzo z tego powodu nieskromna; nadęta wręcz. Jednak jego zachowanie raczej budzi śmiech aniżeli irytację. To głównie za sprawą tej postaci w spektaklu będzie sporo momentów komicznych, które będą łagodziły fragmenty bolesne bądź napastliwe. Wspaniale w tej roli ekscentrycznego kabotyna i trochę manipulanta odnalazł się Andrzej Seweryn. Wojciech Malajkat jako Miłosz przekonuje, jest nawet podobny do poety, choć nie ma aż tak krzaczastych brwi, jak chciałbym Seweryn-Gombrowicz biegający zanim z nożyczkami. Zbigniew Herbert przechodzi na scenie pewną przemianę, metamorfozę. Z początku pełen podziwu dla starszych kolegów po fachu, zaczyna się buntować wobec ich pojmowania historii Polski i pojęcia bycia Polakiem. Krucz wydaje się nieco za młody (Herbert był z pokolenia ’20, zatem w czasie wydarzeń opisanych w przedstawieniu miał około 40 lat), jednakże widać pewne podobieństwa do poety; aktor nie zapominał nawet o lekkim utykaniu na lewą nogę, którego poeta nabawił się po wypadku na nartach w dzieciństwie.

Na scenie, jak i w życiu literatów, swoją rolę odegrały również kobiety. Janina Miłosz (Grażyna Barszczewska), pierwsza żona noblisty, jego wieloletnia partnerka. Żona Witolda Gombrowicza, Rita (Anna Cieślak) była oddana swojemu mężowi; ich relacja jednak – biorąc pod uwagę homoseksualne skłonności pisarza – pozostaje zagadkowa. Tak, jak Janina Miłosz Czesława, tak i ona była pewna wielkości swego męża i obie chyba były trochę przez swoich mężów niedoceniane. W przedstawieniu pojawia się też trzecia kobieta, Iza de Neyman (Magdalena Zawadzka), przyjaciółka Miłosza z dawnych lat, przyjaciółka również Witolda Gombrowicza (w przedstawieniu tez jego sekretarka), bardzo poświęcona jego pracy.

Najwspanialsze było to, że przedstawienie w dużym stopniu oparte jest na korespondencji pisarzy, ich utworach i innych źródeł z epoki. Widać, że reżyser i aktorzy dołożyli wszelkich starań, aby oddać charakter swoich postaci w ruchu, wyglądzie, stylu wypowiedzi, przyzwyczajeniach. Pod tym względem przedstawienie jest – nie bójmy się tych słów – genialne. Spektakl pozostaje nie tylko świadectwem epoki, minionych wydarzeń i opowieścią obyczajową o trzech pisarzach; wydaje się, że problematyka poruszana w spektaklu jest wciąż aktualna, czemu trudno zaprzeczyć, sądząc po tym, jak żywo reagowała publiczność na niezwykle przenikliwe, choć czasami bardzo obrazoburcze refleksje osób przemawiających ze sceny. Niektóre tezy wydają się opisujące dzisiejszy spór społeczno-polityczny toczący się od długiego w przestrzeni publicznej. To wszystko sprawia, że Deprawator pozostaje jedną z ważniejszych – pod względem artystycznym oraz tematu, który podejmuje – premier tego roku.

Tekst ukazał się pierwotnie w portalu Teraz Teatr.

 

Premiera: 28.09.2018, czas trwania: 1 godz. 50 min. (bez przerwy), Scena Kameralna

Autor: Maciej Wojtyszko
Reżyseria: Maciej Wojtyszko
Scenografia: Paweł Dobrzycki
Reżyseria światła: Grzegorz Kędzierski
Muzyka: Piotr Moss
Asystent scenografa: Agata Skajster
Projekcje: Agata Skajster
Asystent reżysera: Katarzyna Zbrojewicz
Sufler: Małgorzata Ziemak
Producent wykonawczy: Magdalena Mróz
Janina Miłosz: Grażyna Barszczewska
Rita Labrosse: Anna Cieślak
Charlotte Caire: Katarzyna Skarżanka
Iza de Neyman: Magdalena Zawadzka
Zbigniew Herbert: Paweł Krucz
Czesław Miłosz: Wojciech Malajkat
Witold Gombrowicz: Andrzej Seweryn
Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *