Domek z kart

Głównym bohaterem serialu jest Francis Underwood, ambitny do granic przyzwoitości kongresmen demokratów. W swojej partii jest też osobą, która sprawuje pieczę nad dyscypliną partyjną. W amerykańskiej nomenklaturze polityk pełniący tę funkcję jest nazywany „Whip” (z ang. „bicz”). Swoimi radami i asystą doprowadził kandydata demokratów, Garretta Walkera, do objęcia fotela prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z ustną obietnicą za swoje zasługi miał być przez Walkera mianowany sekretarzem stanu, jednak wkrótce okazuje się, że stanowisko zostanie oddane senatorowi Michaelowi Kernowi, a Frankowi na pocieszenie pozostaje aktywny udział w tworzeniu polityki rządu. Underwood rozwścieczony zdradą prezydenta zaczyna prowadzić bezlitosną i cyniczną grę, mającą na celu zniszczenie Kerna. W plan wtajemnicza oddaną mu żonę Claire. Wykorzystuje do swoich celów wpadkę kongresmena Petera Russo, który zostaje zatrzymany przez policję za jazdę pod wpływem alkoholu. W zamian za lojalność oferuje mu zatuszowanie sprawy. Zgłasza się również do Zoe Barnes, młodej dziennikarki politycznej Washington Herald, i przekazuje jej poufne materiały, które mają pogrążyć Walkera. Otwiera to drogę do sławy dziewczynie.

Jest takie powiedzenie, że przeciętny człowiek nie powinien widzieć, jak się robi dwie rzeczy: parówki oraz politykę. Ten serial wyjaśnia nam, dlaczego lepiej nie wiedzieć, jak funkcjonuje świat wielkiej polityki i władzy. Przekonujemy się również, jak dużo prawdy jest w tym stwierdzeniu. Underwood jest tego najlepszym przykładem. Już w pierwszej scenie serialu przekonujemy się, jak jest zimny i wyrachowany. Widzimy go klęczącego nad psem, którego potrącił samochód. Nagle zwraca się wprost do kamery i mówi: „Są dwa rodzaje bólu. Taki, który uczyni cię silniejszym, albo ból bezcelowy. Ten drugi jest jedynie cierpieniem. Nie mam cierpliwości do rzeczy bezużytecznych” i po tym skręca zwierzęciu kark. Takim właśnie jest politykiem: w celu zdobycia władzy nie cofnie się przed niczym. A władza jest dla niego wszystkim – zarówno środkiem, jak i celem. Sam Underwood mówi: „Pieniądze to piękny dom, który po kilku latach skruszeje i upadnie, a władza to dom o solidnych fundamentach”. W celu zdobycia władzy nie powstrzyma się przed niczym, stosuje machiawelizm czystej krwi. Ważniejszy jest cel niż prowadzące do niego środki. Na porządku dziennym są korupcja, manipulacja, oszustwa, a kłamstwa to niemal warunek konieczny do prowadzenia polityki. Śledząc losy i postępowanie kongresmena, można bardzo szybko dojść do wniosku, że w tym świecie uczciwy człowiek nie będzie potrafił się odnaleźć – albo sam szybko zrezygnuje, albo zostanie zniszczony przez cyniczne gierki oponentów bądź – co gorsze –przyjaciół.

W rolach głównych genialny Kevin Spacey, który swoją grą uwiarygadnia postać zimnego i wyrachowanego polityka. Co ciekawe, inicjały granego przez Spacey`a bohatera to: FU (anagram wulgaryzmu). Partneruje mu Robin Wright w roli jego żony Claire, kobiety w typie Lady Macbeth, która z jednej strony sama prowadzi zakulisowe rozgrywki, a z drugiej – wspiera męża niemal bezkrytycznie. Ale uwagę przyciąga przede wszystkim świat, który jest przedstawiony na ekranie. Jest on dla widza tak samo wiarygodny i realny jak ten, w którym żyje. Mało tego – będzie on czuł, że w istocie jest to świat, którego jest częścią. Choć akcja serialu jest głęboko osadzona w realiach amerykańskich, to mechanizmy rządzące polityką są wszędzie takie same. Jest ona śliska, lepka od brudu i nieczystych zagrywek dążących do władzy polityków.

Ciekawym zabiegiem twórców jest to, co zasygnalizowałem wcześniej – główny bohater swoje przemyślenia wypowiada prosto do kamery, do widzów, jest narratorem albo raczej pełni funkcję chóru z dramatów antycznych, objaśniając to, co się dzieje właśnie na scenie. Nie tylko mówi do kamery, niekiedy wystarczy, że spojrzy wymownie prosto w kadr, aby było jasne, co dla niego oznacza dany dialog czy wydarzenie (nawet z przeszłości).

„House of cards” to nie tylko fascynujący political fiction z doborową obsadą oraz doskonałym scenariuszem. To też nowe zjawisko w historii telewizji. Jest to pierwsza produkcja, w której twórcy zdecydowali się udostępnić cały pierwszy sezon od razu w całości, nie każą widzom czekać z tygodnia na tydzień na premierę kolejnych odcinków. Netflix wypuścił na rynek serial z pominięciem telewizji. Teraz każdy może zdecydować, kiedy chce obejrzeć serial i czy będzie to cały sezon w jeden dzień, czy odcinek na tydzień.

Pozycja obowiązkowa dla każdego. Nie tylko ze względu na doskonałą obsadę, scenariusz i jego przerażające (ale jakże prawdziwe) przesłanie. Również z tego względu, że jest to film, który zapoczątkował coś nowego w historii przemysłu kinematograficznego.

 

House of cards, seria Netflixu

 

Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *