Nic bardziej zwyczajnego niż życie, nic bardziej magicznego niż… życie. „Ślady” Jakuba Małeckiego

Poprzednią książkę Jakuba Małeckiego pamiętam do dzisiaj. Była dla mnie niemałym objawieniem, ponieważ trudno mi było odnaleźć jakiś jej odpowiednik w polskiej literaturze współczesnej. Dygot urzekał zwłaszcza narracją, umiejętnością wyczarowywania świata przedstawionego. „Wyczarowywania” jest tutaj dobrym słowem, ponieważ można ją było zaliczyć do nurtu realizmu magicznego. Ślady w jakimś stopniu też realizują ten gatunek literacki, jednak nie do końca.

W swej nowej książce autor pokazuje urywki życia. Kolejny rozdział to kolejna historia, inny bohater, inny temat. Są to fragmenty istnienia, strzępy, jednocześnie pozostające całością wewnątrz siebie. Autor opisuje proste radości, dramaty, cierpienie, miłość. Małecki wykonuje szkice postaci, miejsc i wydarzeń grubą kreską, kreśląc ich rysy bardzo oszczędnie. Wyodrębnia kilka cech charakterystycznych i na ich podstawie buduje treść. Każda z nich jest do bólu rzeczywista, a jednocześnie można poczuć, że gdzieś w głębi kryje się coś poza rzeczywistością (ot, choćby za sprawą narratora… Ciekawe jak szybko domyślicie się, kto mówi do Was z kart książki…). Wydaje się, że nie ma nic bardziej namacalnego i fizycznego, niż ludzki żywot, a jednocześnie nie ma niczego bardziej magicznego niż ludzkie życie we wszystkich jego przejawach.

Ślady nie są powieścią linearną, raczej są zbiorem miniatur literackich, opowiadań, które – przynajmniej pozornie – nie pozostają ze sobą związane. W trakcie lektury kolejnych rozdziałów czytelnik zauważa, że przeplatają się w nich te same postaci, jednak raczej w charakterze statystów, aniżeli głównych bohaterów. Ich losy nie zbiegają się w jeden punkt, choć wydarzenia i osoby z przeszłości mają jakiś wpływ na inne osoby. Jeżeli istnieje jakaś relacja między ich bohaterami, wydarzeniami czy też miejscami, to nie dowiadujemy się tego wprost, a raczej trzeba szukać – nomen omen – „śladów” tychże relacji. Każda opowieść stanowi raczej całostkę („całostkę” a nie: „całość”; ponieważ są to małe formy literackie, zdrobnienie wydaje się bardziej adekwatne) zamkniętą w sobie historię. Jednakże choć jest całością  to jest też częścią. Bo czytelnik szybko zaczyna spostrzegać, że historie opowiadane przez narratora są jedynie pretekstem do czegoś więcej. Autor opowiada życie. Poszczególne historie są tropami, „śladami” istnienia i jego przejawami; jednocześnie wydaje się, że nie tylko, ponieważ w jakimś sensie autor wydaje się stawiać znak równości między tym przebłyskiem istnienia a samym życiem. Porównanie faktury książki do mozaiki trąci banałem, ale niech będzie – każda historia jest małym, kolorowym szkiełkiem z naszkicowanym motywem przewodnim; a wszystkie one razem tworzą wielki obraz. Jest tu wszystko, każda emocja, która składa się na życie. A właściwie w każdej historii gdzieś w oczekiwaniu pozostaje śmierć. Śledzi losy poszczególnych osób, bardziej z ciekawości, czekając na chwilę, w której ma wejść na scenę i zrobić, co jest jej rolą.

Mapa poprzedzająca każdy rozdział przenosi czytelnika w kolejne miejsca.

Książka byłaby zatem o życiu jako takim. Nie w szczególe, ale w ogóle. O istnieniu jako zjawisku. O egzystencji, która jako taka nie może być definiowana, może być jedynie opisywana. I jedynie w pojedynczych przejawach. W jakiś sposób wpisuje się to w istniejące przekonanie, że życie jako takie jest nieuchwytne z perspektywy całości. A przynajmniej, że literatura (sztuka?) jest na to za słaba. Bohater jednej z historii jak mantrę powtarza tekst: „Nie odkładaj niczego na później”. A zatem trzeba korzystać z życia, ponieważ szybko się kończy. Trzeba chwytać dzień, zrobić coś, co będzie znaczące. Ludzie są istotami kruchymi. Wydaje się, że autor chce powiedzieć, że życie jest za krótkie, jest jedynie śladem, rozbłyskiem wśród nicości. Dlatego jest tak ważne, aby go nie zmarnować.

Ślady nie są powieścią, nie są też zbiorem opowiadań. Nie można zaliczyć książki do nurtu realistycznego, nie można też do nurtu realizmu magicznego. Nie wiem, czy w ogóle należy się silić, aby w jakikolwiek sposób ją sklasyfikować[1]. Ważna przy odbiorze książki jako całości jest perspektywa. Ślady są o tyle wielowymiarowe, że z perspektywy poszczególnych historii wydaje się, że nie ma nic bardziej trywialnego niż ludzkie życie, na które w przeważającej większości składa się tzw. „szara rzeczywistość”; natomiast z perspektywy całości, dzieło nabiera już innego wymiaru. Bardziej uniwersalnego. I w pewnym sensie magicznego.

Jakub Małecki w Dygocie udowodnił, że ma talent literacki. W szczególności do kreowana niebanalnych postaci i sytuacji. Tutaj na szczególne uznanie zasługuje fakt, że potrafi to robić niewielkim zasobem środków. Mówi wiele, mówiąc niewiele. A przy tym nie daje się zaszufladkować, tworząc swój własny styl.

 

Jakub Małecki, Ślady, wydawnictwo Sine Qua Non, Kraków 2016.

[1] O szaleństwie katalogowania pisał już kiedyś Umberto Eco.

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *