„jak można palubić tak druhoho czaławieka? Czamu?” Ignacy Karpowicz, Sońka

Recenzja powstała w maju 2014 roku. Została uzupełniona o notę dotyczącą wersję audio książki.

Para niezwykłych interlokutorów zasiada przy stole nad mącznymi plackami, świeżym mlekiem oraz największym skarbem Sońki, zarezerwowanym dla najważniejszych gości – bombonierce Wedla. Dzieli ich niemal wszystko; są to mieszkańcy dwóch światów, odrębnych, nieprzenikających się rzeczywistości. Igor żyje w Warszawie wśród wielbicieli, ale czuje pustkę egzystencjalną – wszystko jest popiołem – mówi parafrazując Księgę Koheleta. Sonia nie ma bliskich, majątku ani nic, co przywiązałoby ją do świata doczesnego, który sam w sobie nie przedstawia dla niej wartości. Czy Igor zrozumie opowiadanie Sonii?

Igor Grycowski, reżyser teatralny młodego pokolenia, zatrzymuje się w Królowym Stojle – miejscowości leżącej z dala od cywilizacji, na Podlasiu, która jest – jak określiła to trafnie mieszkająca tam od urodzenia Sońka – dziurą stukrotną: „Żaden operator tego kawałeczka ziemi nie pokrywał, żaden socjolog mieszkańców w statystykach nie uwzględniał, nawet pop niechętnie swoim daewoo espero zaglądał”[1]. Znalazł się tam, ponieważ zepsuł się jego samochód, a Sońka była pierwszą osobą, którą spotkał. Kobieta zrozumiała, że jest to być może ostatnia szansa na opowiedzenie historii swojego życia i na spokojną śmierć.

Opowieść zaczyna się w roku 1941. Pięknego, sierpniowego dnia. Wówczas Sońka jest jeszcze młodą dziewczyną, mieszkającą w jednym domu z ojcem i braćmi. Matka zmarła przy jej porodzie, z tego też powodu ojciec przychodzi do niej nocami, aby spełniła obowiązek matki, którą jakoby uśmierciła. Jest coś dziwnego w tej staruszce, jakiś sekret, dlatego Igor chce wybadać jej historię u sąsiadów. Nikt jednak nie chciał rozmawiać z przyjezdnym. Zamykali mu drzwi przed nosem, wykręcali się lub odpowiadał półgębkiem. Dlaczego? We wsi wciąż jest obecna żywa pamięć o okupacji niemieckiej. Umieli cierpieć długo i bez skargi, ale też nie zapominali i nie wybaczali, nie wierzyli w sprawiedliwość, dostosowywali się do nurtu historii. Nie bez znaczenia jest też tajemnica, którą zdaje się kryć kobieta. Dopiero po alkoholu jej sąsiedzi zaczynają nieśmiało sugerować, że Sonia jest szeptuchą – wiedźmą.

Sońka postrzega świat w sposób niezwykle prosty, patrzy na rzeczywistość przez pryzmat mikrokosmosu, w którym została urodzona, stąd też nie rozumiała istoty wojny. Nie wiedziała, kim są ubrani w jednakowe mundury mężczyźni, nie rozumiała w końcu dlaczego i po co obdarzyła uczuciem jednego z nich, Joachima: „Skarży, jak można palubić tak druhoho czaławieka? Czamu?”[2]. Ta miłość nie mogła się skończyć dobrze, położyła cień na całym jej życiu, tak dramatycznym i pełnym niezrozumiałego zła. Igor z jej opowieści chce stworzyć kolejny spektakl dla teatru. Zamiast na rozmówczyni jest skupiony na swoich ambicjach, aczkolwiek zawiązuje się między nimi nić porozumienia. Igor ze względu na pochodzenie i przekazane mu wychowanie w duchu wiary w prawosławnego, „mniejszego Boga” czuje się na białoruskim Podlasiu jak u siebie. Mimo to, pamięta o tym, że dzisiaj mieszka w Warszawie i już w trakcie słuchania Sonii wyobraża sobie w jaki sposób przeniesie opowieść kobiety na deski teatru. Znajdziemy tutaj coś w rodzaju didaskaliów.

Proza Ignacego Karpowicza, to niezwykłe świadectwo zadziwiającej wręcz umiejętności panowania nad materią słowa i języka. Jest w tej prozie dużo poezji – zagęszczonego w kilku słowach sensu; metafory, która zadziwia prostotą oraz trafnością. „Wtedy Igor skupia się na sobie, a konkretnie: na swoich pustkach, których różdżką magiczną nie udało się jak dotąd zamienić w szczęśliwą rodzinę, w markowe wartości, w wysokiej klasy standardy moralne ani pewność, że po śmierci jest jakieś życie”[3]. Z jednej strony ten fragment dużo mówi o bohaterze powieści i pustce egzystencjalnej, jaką odczuwa, a z drugiej jednak jest najlepszym dowodem na warsztat pisarski autora, jego celną ironię i umiejętność posługiwania oksymoronem. Świat został tak naszkicowany, aby pokazywać nienawiść, pogardę i gwałt, który w nim tkwi (choć pozornie jest sielską krainą), ale występują też elementy realizmu magicznego, raczej przeczucie rzeczywistości, która znajduje się gdzieś poza granicami naszego świata. Innym światem wydaje się już samo Królowe Stojło, bardziej białoruskie niż polskie, dlatego w powieści odnajdziemy dialogi w tym właśnie języku. Ale nie ma obaw, mowy niezależnej jest w powieści bardzo mało, więc stylizacja nie jest uciążliwa, a raczej dodaje kolorytu lokalnego i wzmaga poczucie odrębności tego świata.

Mogę sobie wyobrazić Sońkę w formie przedstawienia teatralnego, sądzę również że ma wielką szansę zaistnieć jako wielkie wydarzenie kulturalne. Być może Teatr Dramatyczny w Warszawie zdecyduje się na to, wszak wydaje się, że od jakiegoś czasu stosuje strategię adaptacji literatury; utworów, które mogą kandydować do miana nowej klasyki, a Sońka niewątpliwie ma szansę, aby stać się pozycją obowiązkową u miłośników literatury.

 

Ignacy Karpowicz, Sońka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014.

 

Errata:

W 2017 roku, czyli trzy lata po premierze wersji papierowej książki, Wydawnictwo Literackie wydało audiobooka powieści. Już sam materiał promocyjny (poniżej – koniecznie odtwórzcie!) mnie oczarował na tyle, że wiedziałem od razu – muszę nabyć tę produkcję. Czym prędzej zamówiłem egzemplarz.

Audiobook powstawał na Podlasiu i w Katowicach. Współpracowała nad jego realizacją czterdziestoosobowa ekipa z Polski i Białorusi. Co ciekawe nagrania miały miejsce też w Skansenie Koźliki na Podlasiu, czyli tam, gdzie bohaterka powieści mieszkała, natomiast w głównej roli została obsadzona białoruska aktorka Svietlana Anikiej. Jej głos, cichy, zachrypnięty jak najbardziej pasuje do postaci, w którą się wcieliła; do zmęczonej życiem staruszki, którą wciąż prześladują echa niespokojnej młodości. Pani Anikiej tak wspaniale operuje głosem, że słuchając jedynie audiobooka trudno byłoby uwierzyć, że jest to jeszcze bardzo młoda osoba.

Sońka jest powieścią wielką pod względem jej nasycenia emocjami, miłością i cierpieniem; jednocześnie jest powieścią niepozorną, jeżeli chodzi o świat przedstawiony i tło dla wydarzeń, które są jej tematem. Bohaterów jest tylko dwoje, miejsce akcji w zasadzie też jedno – skromny dom Sońki, temat też jeden – prawdziwa i tragiczna miłość do niemieckiego oficera w czasie okupacji. Miłość, która nie mogła się spełnić. Tak samo kameralną formą jest audiobook. Nagrywany w skansenie, w plenerze, wolny od odgłosów miasta, od pośpiechu. Równocześnie gęsty od emocji, która wypływa z opowieści będącej u kresu swych dni staruszki. Choć nie można powiedzieć, że ta realizacja to jedynie głosy. W tle słychać szum drzew, szelest trawy pod stopami, zwierzęta w obejściu. To wszystko dodaje atmosfery opowieści, a co ważniejsze – autentyczności. Krzysztof Kurek, szef realizatorów dźwięku wspominał, że w drewnianej chacie, w której odbywały się nagrania, zespół wieszał mikrofony właściwie wszędzie, aby uzyskać efekt przestrzennego dźwięku. I to słychać. Efekt jest wspaniały.

Jeżeli ktoś mnie spyta, co lepiej kupić, książkę czy audiobooka, odpowiem bez dłuższego zastanawiania – i to, i to.

I jeszcze jedna rzecz: Sońka doczekała się swojej adaptacji teatralnej. I był to, jak przewidziałem Teatr Dramatyczny. Jednakże nie warszawski, ale z Białegostoku. Główną rolę zagrała gościnnie Svietlana Anikiej, która też – za namową Ignacego Karpowicza – wzięła udział w realizacji audiobooka.

Svetlana Anikiej, fot. info-poster.eu

 

[1] s. 13

[2] s. 53

[3] s. 19

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *