State Urge, White rock experience

State Urge to debiutująca grupa z Gdyni. Czterech panów z Trójmiasta gra gatunek muzyczny, który nazwali „white rockiem”. Cóż to takiego? Cały album jest odpowiedzią na to pytanie. Jest to rock bazujący na progresywnych riffach gitarowych i wyrazistej perkusji, wspieranych instrumentami klawiszowymi. Wiem, że muzycy nie lubią porównań, ale chcąc przynajmniej ogólnie sprecyzować rodzaj muzyki, którą grają, powiedziałbym, że nieco przypomina brytyjski zespół Muse. Nie chcę jednak zaszufladkować muzyków z Gdyni, ponieważ grają muzykę zróżnicowaną brzmieniowo.

Płyta zaczyna się utworem Third waive of decadence – nieco melancholijnym, spokojnym, z wyraźnie zarysowaną linią melodyczną. Utwór ten wprowadza odbiorcę w świat White rock experience – harmonijnie współpracujące ze sobą partie gitarowe, perkusyjne oraz klawiszowe. Preface jest nieco szybszy, ale wciąż można mieć wrażenie, że utwór troszkę się ciągnie, aby zaraz przyspieszyć. Od tego utworu zaczynają się wyłaniać melodyjne i skomplikowane solówki Marcina Cieślika na gitarze elektrycznej. Będą nam towarzyszyły do ostatniej piosenki na płycie. Czasami są delikatne, wyważone, a czasami bardziej hardrockowe, zawsze jednak są dopasowane do kompozycji. Dla mnie jako fana brzmienia gitary elektrycznej były dużym i przyjemnym zaskoczeniem. Szczególnie w utworze Time rush dźwięk gitary płynie łagodnie i kojąco, wprowadzając słuchacza w lekki trans. Świetna jest też melodyjna i melancholijna ballada Long for you.

Zespół zdecydował się śpiewać teksty w języku angielskim, co jest jasne i zrozumiałe – otwiera to możliwość wyjścia na rynki zachodnie. White rock experience to album, który niełatwo jest scharakteryzować jednym słowem, jest to autorskie dzieło kwartetu, ale można znaleźć nieco podobieństw do innych artystów. Oprócz wspomnianego zespołu Muse na pewno słychać delikatną inspirację Floydami. Nie tylko muzyczną, deklamowane partie tekstu w Time rush też przywodzą na myśl autorów Dark side of the moon. Ciekawi mnie też, czy tytuł płyty, White rock experience, nawiązuje do legendarnego już albumu Jimiego Hendriksa.

Powiew świeżości, autorskie utwory oraz melodyjne, doskonale wyważone kompozycje sprawiają, że panowie ze State Urge mogą poważnie namieszać na polskiej scenie muzycznej, czego im z całego serca życzę. Jest to młody zespół z ambicjami i – po tym albumie – rokujący duże nadzieje, a przede wszystkim – nowa jakość na naszym rynku.

 

PS Jest to moja pierwsza recenzja muzyczna. Mam nadzieję, że nie popełniłem zbyt wielu błędów merytorycznych. Proszę traktować ją jako spojrzenie laika.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *