Wojna totalna, to nie tylko biografia Piotra Wiwczarka, znanego lepiej jako Peter, nie jest to też jedynie historia Vadera – najbardziej znanego polskiego zespołu muzycznego na świecie, ale oprócz tego jest to wspaniale opisana i udokumentowana historia budzenia się polskiego undergroundu, podziemia muzyki heavy metalowej, a ściśle – death metalu. Jest również najlepszym dowodem na to, że jeśli wykażemy determinację oraz poświęcenie, to każde, nawet najbardziej śmiałe marzenie może się spełnić.
Jarosław Szubrycht, autor książki, ma już doświadczenie w literaturze non-fiction (Bez litości. Prawdziwa historia zespołu Slayer), jest też autorem felietonów dla kilku pism muzycznych oraz liderem Lux Occulty. Zdarzyło mu się nawet występować na tej samej scenie, co Vader, miał styczność z tymi samymi problemami, które borykały muzyków metalowych. A co ważniejsze – większość osób, o których pisze, poznał osobiście. Czy mogą być lepsze referencje dla autora biografii Wiwczarka?
Możemy przeczytać w Wojnie totalnej niemal o wszystkim, co związane z działalnością Vadera. Od najdawniejszych fascynacji death metalem Petera, jego pierwszych instrumentach, próbach, poszukiwaniu chętnych do grania w zespole. W końcu możemy także poznać wszystkich muzyków, którzy kiedykolwiek grali w Vaderze. Piotr Wiwczarek wspomina sesje nagraniowe, koncerty, dzieje realizacji pierwszego teledysku w historii zespołu, który został wyprodukowany przez MTV. Historia Vadera chwilami przypominała scenariusz telenoweli, ze względu na meandry, zawiłości, burze i konflikty w zespole, kryzysy, wzloty oraz (przewidziane i nieprzewidziane) upadki a także okupione zszarganymi nerwami i stresem sukcesy. Historia zespołu przeplata się w książce z historią polskiego metalu. Jak każdy zespół muzyczny, Vader borykał się z problemami logistycznymi – począwszy od czysto technicznych kwestii, jak brak sprzętu muzycznego, czy chociażby powielaczy do kopiowania okładek kaset (polskie kapele undergroundowe wydawały muzykę całkowicie własnym sumptem) i brak samych kaset, po problemy muzyków z alkoholem czy narkotykami. O sprzęt oraz sale do prób musieli postarać się sami, stąd też niechętnie Peter wspomina warunki, na które musiał się zgodzić, aby korzystać z jednej z sal. Był to klub Come-In, a jego kierownictwo zażyczyło sobie, aby w zamian za wynajęcie powierzchni Wiwczarek, zagrał na imprezach zakładowych lub wskazanych przez odpowiedniego urzędnika. Zagrał zatem na trzech studniówkach i na sylwestra. „Śpiewałem nawet Nasze rendez vous Kombii” śmieje się wokalista Vadera[1].
Z narracji wynika jasno, że Szubrycht stawia znak równości między Vaderem i Peterem. To Wiwczarek założył, własnymi staraniami wypromował i doprowadził zespół do największych sukcesów. To on stworzył maszynę koncertową, która przemierza świat jak długi i szeroki, występując 200 dni w roku, na wszystkich kontynentach oprócz Arktyki (dotąd jedynie Metallica dała koncerty na wszystkich kontynentach), u boku wielu wspaniałych zespołów i ludzi. A przede wszystkim Peter potrafił zgromadzić przy sobie najlepszych fachowców gitary i perkusji, nie przejawiając też sentymentów wobec tych, którzy wedle jego oceny nie objawiali wystarczającego poświęcenia dla muzyki. Jest oczywiście jeszcze druga strona medalu, otóż Wiwczarek mówi o tym jako pozostawaniu w stanie stand-by przez niemal całą dobę, kiedy w trasie koncertowej czekają w autobusie, pociągu bądź samolocie na kolejny koncert. Żywioł muzyki i szaleństwo metalu zaczyna się dopiero podczas koncertu, wtedy cała energia spala się niezwykle szybko. Taka huśtawka nastrojów i emocji, popadanie w skrajności źle wpływa na organizm i psychikę.
Vader to legenda światowego death metalu, a kilka razy istnienie tego zespołu było poważnie zagrożone, z różnych względów. Jedynie determinacja i konsekwencja Piotra Wiwczarka, zwanego Generałem (ze względu na jego twarde rządy w zespole oraz fascynację historią) sprawiła, że to przedsięwzięcie przetrwało próbę czasu, niezgodności charakterów i problemów osobistych.
Jarek Szubrycht, Vader. Wojna totalna, Wydawnictwo Sine Qua Non, Kraków 2014.
Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl
[1] Byłem niedawno na spektaklu Exterminator i muszę przyznać, że sztuka jest bliżej życia niż nam się wydaje.