Fatalista to najnowsza sztuka dyrektora Teatru Dramatycznego, Tadeusza Słobodzianka. Przedstawienie jest inspirowane opowiadaniem Izaaka Singera o takim samym tytule. Nietypowe jest to, że tym razem Słobodzianek do wyreżyserowania swojego dramatu nie zaangażował Ondreja Spisaka, co miał wcześniej w zwyczaju, ale Wojciecha Urbańskiego. Przyzwyczaił nas też do zdecydowanie bardziej rozbudowanych i dłuższych przedstawień, podczas gdy Fatalista trwa zaledwie godzinę i realizuje antyczną zasadę jedności miejsca, czasu i akcji. Zamiast wielu wątków, scen i bohaterów mamy w zasadzie jedną, bo ekspozycja jest bardzo krótka, właściwie wpisana w tę najdłuższą, główną część; epilogu w zasadzie nie ma, bardziej skłonny jestem określić finał jako powolne „wygaszanie” przedstawienia, ponieważ całość utworu koncentruje się na jednej scenie, na jednym pomieszczeniu, jednej rozmowie.
Warszawa lat 30. XX wieku, noc szabasowa. Widzimy parę w małym mieszkanku gdzieś na ulicy Krochmalnej. Jest to małżeństwo z co najmniej kilkuletnim (kilkunastoletnim?) stażem, z dwójką synów. Beniamin wchodzi do mieszkania, w jego kroku widać niepewność. Zachowuje się, jakby chciał być w innym miejscu. Lea zaprasza go do stołu na uroczystą kolację, uprzednio nakazując mu wytrzeć ślady szminki z policzka. Mężczyzna oświadcza żonie, że nie będzie jadł ugotowanego przez nią rosołu. A poza tym doskonale wie, że kiedy on był w pracy, ona siedziała w restauracji z jakimś mężczyzną, choć mówiła, że ma się spotkać z kuzynką. I od tego się zaczyna. Jego odmowa zjedzenia rosołu i jej wyrzuty od słowa do słowa przeradzają się w niemalże festiwal wzajemnych pretensji, wypominania, żalów. Fala wzbiera i nie wiadomo, czy nie zmyje całkowicie ich związku.
Tym bardziej, że sytuacja w ich małżeństwie jest na tyle osobliwa, że Lea doskonale zdaje sobie sprawę ze zdrad męża. Ślad szminki na jego policzku nie zdziwił jej tak bardzo, jak powinien. Sama też nie pozostaje dłużna, nie kryjąc się szczególnie ze swoimi romansami. Choć rozmawiają na bardzo poważne tematy, choć zadają sobie co chwilę wzajemnie ciosy, to – patrząc z dystansu, z pozycji widza – są przy tym w jakiś sposób śmieszni. Szczególnie podczas prób obrony własnych (wątpliwych) racji. Ich przepychanki słowne co chwilę wzbudzają śmiech wśród publiczności.
Brzmi to jak opis jakiejś niemądrej, frywolnej komedii ale sztuka Słobodzianka ma swoje głębsze znaczenie, które ujawnia się w toku akcji. Chodzi raczej o dotarcie i zdefiniowanie tych fundamentów, które sprawiają, że związek dwojga ludzi zaczyna istnieć i trwa mimo przeciwności. A także tego, czy te fundamenty mogą korodować i się rozpaść. A w końcu, czy zdrada własna wobec zdrady małżonka jest usprawiedliwiona. Tematyka, jakkolwiek poważna, została doskonale zrealizowana w konwencji komedii małżeńskiej, a przedstawienie jest w równym stopniu tragiczne, co komiczne; dla widzów ich wzajemne riposty i przydługie czasami tyrady są (bywają) zabawne, ponieważ za nimi kryją się skrywane przez lata emocje.
Fatalista jest jednym z tych przedstawień, w których w centrum uwagi znajduje się sam tekst oraz aktorzy. Muzyka i scenografia została ograniczona do niezbędnego minimum, ponieważ wszystko rozgrywa się w słowach, gestach i mimice. To jedno z tych przedstawień, w których aktor musi pokazać pełnię swojego warsztatu, gdyż nie ma nic, co mogłoby go uratować w razie wpadki. Teksty ich postaci są przemyślane i dopracowane, nie ma miejsca na inwencje własne czy też improwizacje. Czasami nawet nieco zbyt dopracowane jak na – przynajmniej mogłoby sie wydawać – spontaniczną kłótnię małżonków. Magdalena Czerwińska jako Lea, kobieta w stylowej sukience i nienagannej fryzurze oraz Robert Majewski jako nieco zmęczony życiem Beniamin z całą pewnością podołali zadaniu, jakie postawił przed nimi reżyser. Duet wypada znakomicie, wspaniale oddając grę, którą prowadzą ze sobą ich bohaterowie. Widać tę walkę zaczepną, wzajemne kąsanie i wycofywanie się za gardę, rezygnację i w końcu nadzieję(?). Prawdziwy majstersztyk aktorski! Nie można też zapomnieć o Jakubie Strachu i Maksymilianie Zielińskim, którzy wcielili się w synów Beniamina i Lei – część owacji publiczności należała się również chłopcom.
Twórcy reżyseria: Wojciech Urbański asystentka reżysera: Kamila Smętkowska scenografia i kostiumy: Joanna Zemanek muzyka: Natalia Czekała reżyseria światła: Damian Pawella projekcje: Stanisław Zaleski udźwiękowienie: Mariusz Szyc konsultant od tradycji żydowskich: Robert Koszucki Obsada Magdalena Czerwińska: Lea Robert T. Majewski: Beniamin Jakub Strach (gościnnie) / Kosma Press (gościnnie): Abram Maksymilian Zieliński (gościnnie) / Kacper Kwaśkiewicz (gościnnie): Kubek