Rzecz o poezji

Mam wielkie obawy przed recenzowaniem tomów poetyckich. Boję się, że mogę czegoś nie zrozumieć, coś istotnego pominąć, minąć się w interpretacji z prawdą. Całkiem inaczej (z grubsza mówiąc oczywiście) niż z prozą. Liryka ma to do siebie, że każde słowo może mieć fundamentalne znaczenie dla odbioru utworu. Poezja to sztuka zagęszczonego znaczenia, wymaga od czytelnika maksimum skupienia, uwagi i intelektu.

Czym jest poezja? Czy jest jakaś definicja tego zjawiska? Doświadczenie i historia pokazuje, że nie warto do żadnych definicji poezji się przywiązywać, gdyż bardzo szybko się zmieniają. Wielki słownik języka polskiego mówi, że poezja to: „utwory literackie, w których istotny jest dobór słów ze względu na piękno, obrazowość, zdolność wyrażania czegoś nowego, zwłaszcza stanów uczuciowych człowieka i w których często stosowany jest rym”[1]. Ale to w żaden sposób nie wyczerpuje zjawiska. Ponadto, spoglądając na poszczególne części składowe tej definicji zauważamy, że większość – o ile nie wszystkie – to pojęcia abstrakcyjne, niemierzalne. Ale mierzalność nie jest tym, czego szukamy w poezji. Z drugiej strony taka definicja nie pomoże nam odróżnić wartościowej poezji od grafomanii, poezji nastawionej na wartości poznawcze od poezji estetyzującej. Termin „liryka”, który jest stosowany zamiennie ma swoje źródło w nazwie instrumentu muzycznego, liry. To może nam sugerować, że ważną częścią tegoż zjawiska jest jego muzyczność, a więc rytm i rym. Natomiast gdybyśmy wykreślili ostatnie zdanie, to: „często stosowany jest rym” stajemy przed kolejnym problemem, ponieważ swobodnie moglibyśmy dopasować tę definicję do prozy. Tradycyjnie przeciwstawiano prozę poezji, ale czym w takim razie będzie poezji Tadeusza Różewicza? Pięknych słów jest mało, rymów nie ma, brak jest znaków interpunkcyjnych, nie mówić o jakimkolwiek systemie metrycznym. Ale twórczość Różewicza zaliczamy do poezji. Jest zatem duży problem ze zdefiniowaniem tego zjawiska. Chyba można zastosować analogię do definicji czasu według św. Augustyna: „Kiedy nikt mnie nie pyta, wiem. Kiedy ktoś mnie pyta nie wiem”. Myślę, że – przynajmniej dzisiaj, w epoce postmodernizmu, kiedy wszelkie wartości i definicje straciły swoje pierwotne znaczenie, bądź zostały przedefiniowane – musimy spojrzeć na poezję z szerszej perspektywy, ponieważ od modernizmu jesteśmy świadkami wyzwalania się poezji spod formalnych więzów. Z jednej strony nawet intelektualna poezja Herberta niesie w sobie piękno, ale nie estetyczne, lecz substancjonalne, odwołując się nie tylko do intelektu ale też do emocji, a z drugiej poezja Różewicza (nazywana poezją nihilizmu) piękna w sobie nie ma, ale też budzi emocje w czytelnikach (zazwyczaj skrajne).

Od czego zacząć swoją przygodę z poezją? Pytanie jest z kategorii tych głupszych, na które odpowiedź jest albo bardzo prosta i oczywista albo niezwykle złożona. Pierwsze doświadczenia w tej materii wynosimy ze szkoły, ale jest jedna zasadnicza różnica w przypadku około 90% osób – w szkole wiersze czytały z przymusu, a nie dla przyjemności. Stąd też dla wszystkich, którzy chcą spróbować znaleźć przyjemność w docieraniu do sensu proponuję jedną, ale bardzo ważną zasadę – zapomnijcie o tym, czego uczyliście się w szkole. Pamiętam moje lekcje języka polskiego z gimnazjum i liceum, mieliści podzieloną pracę nad utworem na dwie części: analiza (kto, do kogo, kiedy i dlaczego mówi) oraz interpretacja (czyli o czym w istocie mówi. I tu mała dygresja: znów powraca przekonanie o tym, że poezja to mowa nie wprost, ale zawoalowana, z ukrytym sensem). Na początek nie czujmy się spętani formalnymi wymogami, spróbujmy pójść na żywioł, odkryć coś dla siebie. Na dogłębną analizę utworu, spełniającą wszelkie wymogi analizy utworu literackiego przyjdzie kolej później (o ile wystarczy nam czasu i cierpliwości przykład utworu, którego interpretacja zyskuje przy kompleksowej analizie – poniżej odnajdziecie fragment mojej pracy licencjackie, w którym analizuję i interpretuję wiersz Siódmy Anioł Zbigniewa Herberta. Mam nadzieję, że po jego lekturze zgodzicie się ze mną, że odkrywanie tajemnic utworu literackiego może być nie lada przeżyciem).

Jak zacząć? Od czytania. Uważnego, ze skupieniem i koncentracją. W poezji najważniejsze są słowa. Każde słowo może być nośnikiem znaczenia, może być kluczowe dla zrozumienia całego utworu. To jest piękne i pociągające a zarazem – czasami – odstraszające. Starajmy się cieszyć lekturą, wgłębiać się w tekst, traktować go trochę jak rozmowę ze znajomym. Z którym możemy się zgadzać bądź nie, ale którego chcemy z uwagą wysłuchać. Na początek proponuję odejść od czytania wszystkiego, co nam wpadnie w rękę. Starajmy się sięgać po „sprawdzone” pozycje, zapytajmy kolegi bądź koleżanki, co ostatnio czytała, co jest według nich warte tego, aby poświęcić nieco czasu i uwagi (na końcu tego eseju znajdziecie małą listę, która może Wam coś podpowie). Wszystko zależy też od tego, czego szukacie. Może pocieszenia, wsparcia, czegoś w rodzaju wspólnoty. Istnieje takie przekonanie, że w literaturze już wszystko się wydarzyło i nic nowego już nas spotkać nie może. Podobno już wszystko było u Szekspira. Myślę że po części w tym tkwi siła książek – nigdy nie pozostawiają nas samotnymi, bezbronnymi, dotrzymują nam towarzystwa, podnoszą na duchu, podpowiadają wyjście z każdej sytuacji. Z jednej strony dobrze jest wiedzieć, że cokolwiek nas teraz spotyka, jakiekolwiek problemy by nas męczyły, jakkolwiek wielkie cierpienie nas męczy to były już osoby, które czuły to samo. Poczucie wspólnoty łagodzi ból istnienia, a bardzo często podpowiadają rozwiązanie sytuacji, która nas trapi (jakkolwiek nie proponuję powielać przykładu Wertera. A propos Wertera – jest to ciekawy przykład na siłę oddziaływania literatury. Fala samobójstw, jaka przeszła wtedy przez Niemcy była zatrważająca. Inny przykład jest z naszego podwórka. Odnotowano przypadki, kiedy składano ofiary na Mszę Świętą w intencji powodzenia misji Longinusa Podbipięty(!)).

Mam wielką trudność, aby znaleźć jakieś praktyczne rady, w jaki sposób czytać poezję, aby nie popadać w akademickie dywagacje. Jest to o tyle trudne, że nie ma tak naprawdę uniwersalnego zestawu kluczy do liryki, chyba że powrócimy do szkolnej metody, która jak dla mnie jest zbyt formalna i zakłada pewną mechanizację procesu, która nie pasuje do tego rodzaju utworów. Przynajmniej na początku. Bo o ile będziemy chcieli zagłębić się w świat poezji, dyscyplina analityczna będzie niezbędna. Utwór literacki żyje, kiedy można go swobodnie interpretować. To jest chyba nadrzędna zasada, którą można przyjąć zarówno dla liryki, epiki oraz dramatu. Oczywiście wolność nie oznacza dowolności. Tekst jako byt powinien znaleźć uzasadnienie w samym sobie, oczywiście jest wynikiem przeżyć, doświadczenia autora jak i ducha epoki (a czasami wyrazem sprzeciwu wobec niej) i przy odczytywaniu znaczenia należy o tym pamiętać, ponieważ może to być (a najczęściej jest) główna podpowiedź do interpretacji utworu. Ale nie zawsze jest to konieczne (szczególnie przy utworach, które dotyczą spraw uniwersalnych, ponadczasowych), chociaż są pewne niuanse, które można odczytać jedynie przy wgłębieniu się w te szczegóły i szczególiki. I w moim odczuciu odkrywanie tych właśnie tajemnic utworów jest największą zabawą, abstrahując od ich wartości poznawczych i estetycznych. W szkole oczywiście uczą nas, aby nie utożsamiać podmiotu lirycznego z autorem, ale dla mnie wówczas było to bardziej działanie pro forma niż naprawdę istotna rzecz. Osoba, która wypowiada się w wierszu jest intelektualnym tworem, wykreowanym przez pisarza, cząstką jego świadomości, do którego autor może mieć najróżniejszy stosunek – może wyrażać jego poglądy, może być antytezą, „nosicielem” wartości epoki, w której pisarz tworzył.

 

„Szemkel jest zupełnie inny” – Słowo o wierszu Siódmy anioł Zbigniewa Herberta

Poniżej znajdziecie fragment mojej pracy licencjackiej, w której pisałem między innymi o wierszu Siódmy anioł Zbigniewa Herberta. Zainteresowanych odsyłam do lektury wiersza, a poniżej moja interpretacja tego utworu, wsparta badaniami teoretyków literatury. Lektura tego fragmentu pokaże Wam (mam nadzieję), że literatura kryje w sobie szyfry istnienia, intuicję czegoś, co jest ponad bytem, a czego odkrywanie może być niezwykle ekscytujące i sprawiać wielką radość:

Szemkel jednak jest bardzo niedoceniany w kręgu swych towarzyszy. Wszak w istocie to on, a nie żaden inny anioł, jest prawdziwie miłosierny. On jeden wie, co to jest naprawdę miłosierdzie, zna sens tego słowa oraz stosuje je. Należy przyznać, iż nagina on prawo niebiańskie, ale staje się przez to bliższy nam wszystkim – ludziom. Pozwala nawet istotom niegodnym poznać krainę szczęśliwości, gdzie normalnie nie mieliby wejścia. To właśnie on, a nie złocisty Gabriel czy cały w pióropuszach Michał, zyskuje naszą sympatię. Nie tylko jako odbiorcy tekstu, ale również jako ludzi, gdyż każdy z nas będzie kiedyś sądzony za grzechy, jako że każdy z nas je popełnia. Z tego punktu widzenia Szemkel dla niektórych byłby ostatnią deską ratunku. Inni aniołowie także mogą się podobać, gdyż w pełni odzwierciedlają majestat boży. Ci aniołowie jednak podobają się jedynie od strony „technicznej”. Mają przydzielone dla siebie funkcje i je spełniają, niejako mechanicznie. Jednak warto zauważyć za Andrzejem Kaliszewskim, iż funkcje Herbertowskich aniołów są abstrakcyjne, estetyczne, a więc oderwane od „normalnego” życia.[2] Owszem; ta szóstka wywołuje w nas zdumienie, ale jedynie wizualne, estetyczne. Szemkel natomiast mimo wyglądu, mimo tej wyleniałej aureoli jest aniołem przez nas podziwianym z zupełnie innego powodu. Można odnieść wrażenie, że jedynie tej czarnej owcy zależy na ludziach. Jeżeli jednak zdamy sobie sprawę, z jakiego powodu Szemkel jest cały czarny i ma wyleniałą aureolę, może zmienimy zdanie co do wrażenia estetycznego, jakie w nas wywołuje. Szemkel, jak wiadomo, całe swe dnie poświęca na szmuglowanie grzeszników z piekła do nieba:

między otchłanią

a niebem

jego tupot nieustanny

Możemy wnioskować zatem, że jest on czarny ze względu na to, iż tak często „odwiedza” piekło. Jest to oczywiście skojarzenie wysnute na podstawie archetypu piekła, jako miejsca, w którym nieustannie pali się ogień, a w garncach ze smołą gotują się grzesznicy. Jest więc to miejsce pełne sadzy, dymu, smoły. Szemkel pragnąc uratować dusze, musi wejść do środka, musi przekroczyć bramę piekieł. Jego niechlujny wygląd jest spowodowany pomocą, jaką niesie grzesznikom, miłosierdziem okazywanym ludziom. Im więcej się starał grzeszników uratować, tym bardziej stawał się brudny, tym bardziej „gubił” piękno. Jeżeli więc popatrzymy na jego ciało i uświadomimy sobie, że każda czarna plama to jakaś uratowana dusza, wtedy może nam się on wydać nad wyraz pięknym. Wtedy piękno moralne przekłada się na piękno estetyczne. Warto jednak zauważyć, iż nie na odwrót. Inni aniołowie, mimo iż są piękni „zewnętrznie”, nie wzbudzają zachwytu. Są niczym rzemieślnicy, którzy wykonują zadaną im pracę. Oczywiście nie nazwałbym ich złymi istotami. Oni po prostu wypełniają zadanie, tak jak potrafią. Nie wątpię, iż pozwalają uczciwym ludziom doznać chwały niebios. Postępują według zasad, które ustalił Bóg. Dotarliśmy do kwestii chyba najistotniejszej w tym utworze. Gdzie się podział Bóg? Dlaczego nie reaguje na działalność Szemkela, czy wie o tym (biorąc pod uwagę dogmat o wszechwiedzy Boga, możemy być pewni, iż o tym wie), co o tym sądzi? Tutaj z pomocą przychodzi nam Władysław Panas. W swoim niezwykłym artykule Tajemnica Siódmego anioła[3] dowodzi, iż to właśnie Szemkel jest Bogiem! Panas pisze: „Ten, który <nawet nazywa się inaczej>, ma dużo prostsze imię niż wielorako zawiły kabalista [czyli Dedrael – RS]. Oczywiście, inne niż wszystkie, niespotykane, wprost niesłychane, ale ostatecznie nie trudne do rozwikłania. Rzecz jasna, aby je odczytać, musimy znać dwa podstawowe terminy w hebrajskim brzmieniu. Pierwszy – określa Boga: El. Drugi – oznacza imię: szem. W zasadzie tyle wystarczy, żeby poznać wielką tajemnicę siódmego anioła, która jest też wielką tajemnicą tego wiersza. Szemkel, czyli Imię Boga.”[4] Ten punkt widzenia całkowicie zmienia nasz pogląd na temat anioła. Należy raz jeszcze zastanowić się nad tym, który anioł tak naprawdę jest inny i kto kogo istotnie „utrzymuje w zastępie”.

Utwór Siódmy anioł jest jednym z najistotniejszych dla mojej pracy, gdyż wydaje się, iż to w nim znajduje się istota poglądów Herberta na etykę oraz na estetykę. Oczywiście temat ten występuje w wielu innych utworach, ale chyba w żadnym równie wyraziście i zdecydowanie. Wszak w tym utworze poeta postanowił ukazać czytelnikowi Istotę Najwyższą – samego Boga.

Przywołałem powyższy wiersz nie tylko ze względu na jego jakże podnoszące na duchu przesłanie, ale też widzimy, jak ważna dla pełnego zrozumienia utworu jest jego analiza. Analiza wspomaga interpretację, nie należy tych dwóch procesów sobie przeciwstawiać.

 

Lista lektur:

Wisława Szymborska, Wiersze wybrane. Twórczość Szymborskiej jest doskonała dla wszystkich, którzy chcą zacząć przygodę z poezją. Prosta w wyrazie (ale nie prostacka), pełna dziecięcego, nieco naiwnego spojrzenia na świat, przez pryzmat ktrego poetka zadaje pytania o tajemnice istnienia.

Czesław Miłosz, Wiersze wybrane. Również dobre na początek. Jest to poeta, który widział obrazami to, co chciał opisać, dlatego jego poezja jest taka plastyczna. Wyznawał też zasadę: minimum słów, maksimum treści, dlatego jego liryka jest gęsta od znaczenia.

Zbigniew Herbert, Wiersze wybrane. Trochę trudniejszy w odbiorze poeta, a to z powodu osadzenia twórczości w klasycyzmie – aby móc się delektować jego twórczością należy być rozeznanym w śródziemnomorskim dziedzictwie kulturowym. Jest to poezja intelektualna, wymagająca ciągłego skupienia i …. na szczegóły. Ale daje też dużą satysfakcję.

W.S. Mervin, Wiersze wybrane. Poeta pokrewny Herbertowi i Szymborskiej. Bardzo swojski dla polskiego czytelnika.

K. Baczyński, Wiersze wybrane. Bardzo wrażliwy poeta. Niektórzy określają jego poezję jako kobiecą. Coś w tym jest, ale według mnie jego twórczość narodziła z potrzeby subtelności, piękna, harmonii i miłości w świecie apokalipsy spełnionej.

Tadeusz Różewicz, Wiersze wybrane, ale też szczególnie: Matka odchodzi. Poezja Różewicza jest trudna. Nie dlatego, bo jest silnie zmetaforyzowana, ale wręcz przeciwnie – jest dosłowna, brutalna, wręcz przytłacza czytelnika. Sam poeta nazywany był nihilistą, ale w mojej opinii pokazując jak bardzo świat jest zagubiony i pozbawiony wartości poprzez kontrast woła o wypełnienie pustki jaka została po śmierci Boga.

To może być na początek. Każdy mus szukać własnej drogi, takiej twórczości, jaka odpowiada potrzebom jego wrażliwości, intelektu, poczuciu estetyki. Proponuję też sięgnąć do poezji Yeats`a, Eliota, Jesienina, Larkina. Młodzieży (i starszej młodzieży) być może spodoba się poezja bitników, przeznaczona do deklamowania. Ale najlepiej samemu odkrywać ten świat.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl

 

[1] http://www.wsjp.pl/index.php?id_hasla=36833&id_znaczenia=3952767&l=20&ind=0

[2] Andrzej Kaliszewski, Gry Pana Cogito, op. cit., s. 123

[3] Władysław Panas, Tajemnica siódmego anioła, op. cit., s.  9-27

[4] op. cit., s. 19

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *