Przetrwają tylko prymitywniejsze, brutalniejsze formy życia – Cormac McCarthy, Suttree

Cornelius Suttree żyje z łowienia ryb. Są one zarówno jego pożywieniem, jak i źródłem nędznych zarobków. Od czasu do czasu udaje mu się sprzedać kilka sztuk sklepikarzom. Nie ma rodziny, ponieważ ją porzucił, wybierając życie na uboczu. Znaczące jest to, że urodził się z dekstrokardią, czyli jego serce znajduje się po prawej stronie piersi. Zapowiada to jego losy, jego ścieżkę życia – jest częścią tego zgniłego świata, ale próbuje trzymać się na uboczu, unika szemranych interesów, podejrzanych typów, ciemnych zaułków. Nie zawsze mu się to udaje. Jako jedyny okazuje odrobinę zainteresowania, a nawet troski, miejscowemu głupkowi i fascynatowi arbuzów, Harrogate’owi.

Jak zwykle w prozie McCarthy’ego, tak i w Suttreem zdumienie u czytelnika budzą bogactwo i plastyczność opisów przyrody, ludzi, wydarzeń. Powieść jest przepełniona naturalistyczną brutalnością, przechodzącą miejscami w brutalizację. Pisarz swoją narracją stale wzmaga niepokój, przedstawiając świat przepełniony złem, nad którym wisi fatum. Zapowiedzią tego jest już pierwsza scena, w której rybacy wyławiają blade, napuchnięte ciało człowieka, który popełnił samobójstwo. Jest to świat drobnych rzezimieszków, którzy spędzają dnie na bezcelowej włóczędze, a wieczory – na piciu litrów samogonu. Zatoka, nad którą mieszka bohater, nie budzi pozytywnych uczuć, jest to zagłębie wszelkiego brudu i degeneracji, jakie istnieją na świecie:

Tutaj, u ujścia strumienia, pola sięgają rzeki. Muł tworzy deltę, wyłaniając się spośród bogatych aluwialnych złóż zakonserwowanych kości i straszliwego śmietniska – kupy desek, kondomów, obierków, starych puszek, słoików i zepsutych urządzeń domowego użytku, które pochodząc z gnojowiska równin, stanowią drogowskazy w tych pozbawionych szlaków dolinach, opanowanych przez dementia praecox. To świat poza wszelką fantazją, złośliwy, realny i jedyny w swoim rodzaju; przepalone żarówki niczym odarte ze skóry polipy, półprzeźroczyste, w kolorze nagiej czaszki, sterczą ślepo nad ziemią, tu i ówdzie widać widmowe oka oleju maszynowego, a od czasu do czasu wyrzucone na brzeg cuchnące ludzkie embriony, rozdęte niczym gardziele piskląt, o szeroko otwartych, niewidzących oczach, niebieskawych lub matowoszarych. Dalej w ciemności rzeka sączy leniwie ku morzom południowym, spływając w dół pośród zbombardowanej deszczem kukurydzy, skromnych zbiorów i uprawianych na rzecznym ile ogrodów tutejszych gospodarzy, przez cały czas ścierając się przy brzegach na kropelki drobniutkie niczym mączka kostna, rzeka wyładowana przeszłością jak pociąg, ze snami i marzeniami rozproszonymi gdzieś w wodzie, gdzie nigdy nic nie ginie. (…) Myśliwi i drwale, nie zdejmując butów, kładli się tu niegdyś spać wokół tysięcy dogasających ognisk, a potem ruszali dalej, nasi starsi teutońscy przodkowie o oczach rozpalonych wizjonerskim blaskiem potężnej pazerności, napływający kolejnymi falami okrutników i szaleńców o głowach pełnych bezskojarzeniowych analogii do całej ludzkiej przeszłości, szczupli Aryjczycy ze swoją unieważnioną już dziś semicką książeczką, wciąż na nowo odgrywający zawarte w niej dramaty i parabole, bezmyślni, bladzi i udręczeni pragnieniem, które mogłoby uśmierzyć jedynie ponowne pogrążenie świata w pierwotnych ciemnościach.

Znaleźliśmy się w osobnym świecie w świecie. Tu, na tej obcej ziemi, wśród wyścielających trupie wyziewy ścieków i płodozmianowych nieużytków, które uczciwi obywatele oglądają ze swoich przedziałów albo samochodów, snują marzenia istoty prowadzące zupełnie inne życie. Ludzie zdeformowani, czarnoskórzy albo obłąkani, w ucieczce przed wszelkim porządkiem, obcy w każdym kraju[1] .

Ostatni akapit zdradza nam, że gdzieś istnieje świat piękny i dobry, w którym życie toczy się swoim naturalnym tempem oraz zgodnie z naturą. McCarthy natomiast zawsze wybiera ten brudny świat „poza” – poza cywilizacją, kulturą, gwałcący w jakiś sposób nawet odwieczne prawa natury. Świat poza światem, który niebezpiecznie rozszerza swoje granice i zaczyna opanowywać nowe lądy, łamać bariery, które niegdyś istniały. Właśnie ten świat prymitywów i prostaków zwycięży i przejmie w posiadanie resztę krain.

Główny bohater jest zagadkową postacią. Wydaje się, że Suttree jest obciążony jakąś klątwą. Jego relacje międzyludzkie, emocjonalne związki bardzo szybko i z hukiem się rozpadają. Wszystko, czego dotknie, obraca się w pył. Nie potrafi uciec ze swojej samotności, choć próbował i próbuje nadal, jednak z opłakanymi skutkami. Ma duży bagaż doświadczeń. Jego brat urodził się martwy, on ma znamię na skroni, przypominające mu o nim. Można odnaleźć motywy, które prowadzą do biblijnej historii Kaina i Abla. Zastanawiamy się, czy znamię na skroni byłoby znamieniem Kaina. Zaraz obok opisu stygmatu, który nosi bohater, autor umieszcza w dialogu cytat z Biblii – „Nie jestem stróżem brata mego”, co również symbolicznie odnosi do Kaina. Być może Cornelius w jakiś sposób czuje się winny tej śmierci, choć nie jest to wprost powiedziane.

Suttree spotkał Harrogate’a w celi więziennej, gdzie obaj odsiadywali wyrok. Od razu wziął młodzieńca pod swoją opiekę. Z jakiego powodu? Kto wie. Być może dlatego, że niedawno dowiedział się o bracie, który urodził się martwy. Być może ze względu na swoją samotność, a może powód był zupełnie inny – Harrogate po prostu nie pasował do rzeczywistości więziennej. Był błędnym rycerzem, który nie zdawał sobie sprawy z tego, jak często i jak blisko ocierał się o niebezpieczeństwo, które na niego czyhało. Wybawcze były dla niego – paradoksalnie – niezaradność, lekka głupota i niezrozumienie sytuacji. Strażnik więzienny na jego widok krzyknął: „Niech mnie kule biją, od razu widać, żeś ofiara losu”[2]. Przygody Gene’a Harrogate’a wywołują u czytelnika śmiech powściągany pewną nutą politowania dla młodzieńca, który stara się jak najmniejszym wydatkiem sił osiągnąć swoje cele.

Jak zazwyczaj u McCarthy’ego bywa, świat jest brudny, brutalny i gdziekolwiek się obejrzymy –pełny wszelkiego plugastwa. Jest to miejsce, w którym nie chciałoby się mieszkać ani nawet zatrzymywać choćby na chwilę. Całe to zło wydaje się wyrastać spod ziemi i oplątywać kłączami  ludzi, jakby zmuszało ich do czynienia rzeczy, które budzą w nas odrazę. Myślę, że w Suttreem McCarthy wytłumaczył swoją fascynację wszystkim, co brudne, kalekie i chore na tym świecie. W powieści czytamy: „Przetrwają tylko prymitywniejsze, brutalniejsze formy życia”[3]. Nie byłby to zatem nihilizm w czystej postaci, lecz wyraz przekonania, że właśnie te prymitywne – nazwijmy to umownie – plemiona wezmą ziemię we władanie. Te rezerwaty upośledzonego społeczeństwa kiedyś rozprzestrzenią się na cały świat. Przypomnijmy sobie, jakie osoby przetrwały kataklizm w Drodze. Jest to forma darwinizmu w naturalistycznej postaci, która mówi, że przetrwają najlepiej dostosowani, a tymi najlepiej dostosowanymi są najprymitywniejsze formy życia. Będzie to też – paradoksalnie – przeciwieństwo darwinizmu, ponieważ dojdzie do dewolucji, ludzie cofną się w rozwoju intelektualnym i emocjonalnym, aby przetrwać. McCarthy w swojej powieści poświęca najwięcej miejsca wyrzutkom, wśród których znajdziemy złomiarza, śmieciarza, wszelkiej maści kaleki, kaznodzieję-nałogowca, homoseksualistów, poławiaczy pereł. Do nich będzie należał świat.

McCarthy doskonale operuje opisami wydarzeń z pogranicza alkoholowej maligny i snu. Świat przedstawiony jest antyutopią, który wzmaga niepokój i obrzydzenie, zapowiada też kres jakiegoś świata i początek innego, w którym ludzie ulegną zezwierzęceniu. Mimo ciemności i złowrogiego fatum skrywającego ziemię zdarzają się w powieści motywy komiczne, co w prozie McCarthy’ego jest rzeczą nieczęsto spotykaną. Niesamowity czarny humor, osiągający karykaturalny wymiar. Dzięki perypetiom Harrogate’a czytelnik ma chwilę wytchnienia, miejsce na śmiech podczas lektury. Ten jedyny w swoim rodzaju bohater widzi przeciwności losu i złośliwość świata jako swoją szansę na lepszy los, co zawsze kończy się porażką. Ale porażką o wymiarze bardziej tragikomicznym niż tragicznym, ponieważ za każdym razem mimo swojej przegranej wychodzi z opresji cało. Podczas lektury stale towarzyszy czytelnikowi poczucie lęku, jednak humor, który jest obecny w powieści, bardzo dobrze równoważy jej smutek.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl

Cormac McCarthy, Suttree, przełożył Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.

 

[1] Cormac McCarthy, Suttree, przełożył Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, s. 9-10.

[2] s. 56.

[3] s.10.

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *