We are Metallica! Metallica, Through the never

Metallica. Through the never to film muzyczno-fabularny, który powstał jako wspólna wizja muzyków z Metalliki oraz reżysera Nimróda Antala. Specjalnie na jego potrzeby została przygotowana wielka scena, zbudowano największą dotychczas statuę Lady Justice (zwanej też Doris) i w końcu – a co najważniejsze – Metallica zagrała swoje najlepsze utwory, wzbogacone o niesamowitą oprawę wizualną. Pozostaje jedynie pytanie – czy jest to próba zrealizowania nowej formy artystycznej, z pogranicza muzyki, sztuki wizualnej i fabularnej, czy odcinanie kuponów od kariery i zwykła chęć zarobienia pieniędzy na fanach.

Podczas przygotowywania koncertu Metalliki, Trip – młody członek ekipy koncertowej – dostaje zlecenie odebrania niezwykle ważnej przesyłki z unieruchomionej ciężarówki. Proste z pozoru zadanie przeradza się w pełną niebezpieczeństw, mroczną przygodę, dla której tłem jest muzyka Metalliki. Trip chce za wszelką cenę spełnić pokładane w nim nadzieje i dostarczyć przesyłkę. Zaczyna podróż przez opustoszałe ulice miasta. Widoczna jest charakteryzacja bohatera na Odyseusza, który wyrusza w drogę (Trip – imię bohatera – oznacza właśnie „podróż”) pełną niebezpieczeństw. Będzie to podróż z pogranicza jawy i snu, przedstawiona w poetyce onirycznej. Tak, jak Odyseusz, Trip napotka na swojej drodze wielu przeciwników, którzy będą chcieli przeszkodzić mu w wypełnieniu zadania. W ślad za nim podążać będzie też widmo mrocznego, tajemniczego monstrum na koniu. Fabuła subtelnie nawiązuje do tekstów piosenek, ale można też w niej odnaleźć liczne odniesienia do spaghetti westernów Sergio Leone, do popularnych ostatnio filmów o zombie oraz do samej Metalliki. Widzimy powtórzenie historii z „wypadkiem” załogi, który widzieliśmy już w Cunning stunts – wideo z koncertu w Fort Worth. Muszę jednak z żalem przyznać, że część fabularna nie jest mocną stroną filmu. Jakiś pomysł był, jakaś historia została opowiedziana, ale nie do końca jest dla mnie jasne, co ona miałaby oznaczać. Jeżeli w ogóle ma jakieś znaczenie.

Cześć wizualna jest za to naprawdę imponująca. Doskonała jest oprawa koncertu, efekty specjalne, pokazy pirotechniczne, które świetnie uzupełniają część muzyczną. Każda piosenka miała jedyną w swoim rodzaju oprawę. W piosence Ride the Lightning z sufitu zjechało na linach wielkie krzesło elektryczne oraz elektrody, między którymi przeskakiwały wyładowania elektryczne. Przy Fuel oczywiście nie mogło zabraknąć wybuchających spod sceny płomieni. Bardzo ciekawą sceną było zburzenie statuy Lady Justice. Była ona budowana specjalnie na potrzeby koncertu – doniosła i piękna jak nigdy wcześniej, a wszystko po to, aby symbolicznie pokazać upadek sprawiedliwości i prawa, którą zespół głosi w piosence … And justice for all.

Główną rolę gra Dane DeHaan, który ostatnio świetnie się zaprezentował w Drugim obliczu. Co ciekawe, kilka miesięcy temu Metallica dała niezapowiedziany koncert na festiwalu „Orion” w Detroit, ukrywając się pod nazwą DeHaan. W ten sposób puściła oko do aktora i fanów, zapowiadając produkcję. Niestety jego rola nie była zbyt wymagająca i dlatego nie potrafię ocenić czy Through the never może sobie zaliczyć do udanych występów.

Bardzo ważną częścią filmu jest jego oprawa muzyczna, wszak Through the never to przecież musical! Metallica zagrała swoje największe przeboje, najbardziej znane i cenione przez fanów. Jeżeli tylko wybierzecie się do IMAX, to możecie spodziewać się wrażeń takich, jakbyście byli na koncercie. Udźwiękowienie sali kinowej jest doskonałe, może niemal w pełni oddać to, czego doświadczyli fani zgromadzeni na koncercie. W pewnym sensie ten film można traktować jako erzac prawdziwego koncertu, przeżywać prawie te same emocje, prawie tę samą frajdę. Prawie.

Film mogę mocno polecić każdemu fanowi ciężkiego grania. Metallica dała niezwykły występ, a równocześnie podjęła ryzyko związane z realizacją tego wielkiego przedsięwzięcia, które jednak nie do końca się powiódło. Z wielkiego przedsięwzięcia na pograniczach sztuk, ostało się przede wszystkim niesamowite show muzyczne. Cytując słowa Jamesa Hetfielda z koncertu Woodstock w 1999 roku: „We are Metallica! And this is what we do best mother f…er!”. Metallica jest w bardzo dobrej formie mimo upływu lat. Ten występ utrzymuje mnie w przekonaniu, że czwórka z San Francisco zagra razem z orkiestrą Owsiaka dzień po końcu świata.

 

 

Lista utworów (w kolejności wykonania):

 

Ecstasy of gold

Creeping death

For whom the bell tolls

Fuel

Ride the lightning

One

The memory remains

Wherever I may roam (kilka pierwszych riffów)

Cyanide

… And justice for all

Master of puppets

Battery

Nothing else matters

Enter sandman

Hit the lights

Orion

 

Tekst pierwotnie ukazał się w portalu NoirCafe.pl

Rafał Siemko
Autor jaki jest, każdy widzi. Absolwent filologii polskiej, na co dzień pracuje w branży ubezpieczeniowej. Wielbiciel Metalliki, poezji Herberta, Miłosza i Szymborskiej oraz prozy Camusa i Vargasa-Llosy.
Skąd nazwa bloga? Rano czytam, później idę do pracy; po pracy gram na gitarze albo w piłkę nożną. A czas na pisanie znajduję jedynie w nocy. Aktualnie mieszkam w Monachium.
Rafał Siemko on Blogger

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *